7 powodów, dla których NIE OBEJRZĘ "50 twarzy Greya"

15:17

Jak zwykle przewrotnie, jak zwykle pod prąd. Tym razem zbieram 7 głównych powodów, dla których NIE OBEJRZĘ najgłośniejszej premiery tego roku - "50 twarzy Greya". Zaciekawieni? No to czytajcie!

(Źródło: facebook.com)

#1
Nazwisko pani reżyser niczego mi nie mówi. I nie jest to może największy zarzut świata, bo przecież niejednokrotnie z radością podpatruję co robią debiutanci lub ci twórcy, których prac do tej pory nie widziałam. Jednak w przypadku Sam Taylor-Johnson odnoszę (być może błędne i absolutnie niesprawiedliwe) wrażenie, jakby nie była to niechęć zupełnie bezpodstawna ;) Jej dotychczasowa filmografia nie wygląda na taką, która trafiłaby w mój gust.

(Źródło: thetimes.co.uk)

#2
Całość powstała na bazie książki, której... nie chciałabym przeczytać. Głosy niektórych znajomych, będących po lekturze "50 twarzy Greya", nie brzmią zbyt pochlebnie. Fragmenty pojawiające się w różnych recenzjach czy artykułach prasowych prezentują się dość podobnie. Jeśli punkt wyjścia - w postaci powieści - nie zachwyca/intryguje/zadziwia/porusza, to mam sporą obawę, czy aby scenariusz ma realne szanse na bycie lepszym tworem...

(Źródło: adweek.com)

#3
Argument z książką i scenariuszem prowadzi nas do kolejnego punktu - scenarzystki. Kelly Marcel ma na swoim koncie całkiem niechlubną pracę nad filmem nijakim i nudnym. Mowa o "Ratując pana Banksy", w którym choć zagrał dobry duet: Tom Hanks i Emma Thompson, w zasadzie nic nie jest udane. Strach się bać, jak więc mógłby wyjść nieszczęsny Grey...

(Źródło: standard.co.uk)

#4
Czynnikiem działającym na intensyfikację mojej niechęci do danej premiery bywa... zbyt nachalna reklama. Filmy, które są usilnie promowane, odrzucają mnie. I w 90% nie chadzam na nie do kina. Wszelkie "Hobbity", "Igrzyska śmierci" czy inne "Xmeny" są od razu skreślone. Rzadko kiedy jestem w stanie się przemóc, by sprawdzić taką wydmuszkę (niestety dość często produkcje te są niespecjalne). Przykładami filmów, które obejrzałam w pierwszych dniach od premiery mimo reklamowego szaleństwa, mogą być "Interstellar" czy "Nimfomanka cz. I". Ale i one (a zwłaszcza drugi tytuł) zawiodły mnie! Z tego powodu mam poważne obawy, że i teraz historia się powtórzy...

(Źródło: film.wp.pl)

#5
Logicznym skutkiem punktu 4, czyli marketingowej nagonki, jest oczywiście dziki tłum w kinach. Rozumiem, że to "sukces" filmu. Że producent skacze z radości, aktorzy są dumni, dystrybutor zaciera ręce myśląc o finansach, a dyrekcja kina gratuluje sobie wyboru dobrego repertuaru na dany weekend. Ale sama myśl o oczekiwaniu kilkunastu minut w wielkiej kolejce do kina, przepychanie się między dziesiątki/setki psychofanek bohatera dość wątpliwej powieści, a później wysłuchiwanie ich licznych "ochów i achów" sprawia, że już teraz mówię głośno: "Nie, dziękuję".


(Źródła: polityka.pl i thevisitorium.com)

#6
Szczerze przyznam, że w produkcji brakuje jakiegokolwiek mocnego punktu. Czegoś, co przyciągałoby do kina. Czynnika, który generowałby wielkie zainteresowanie tytułem. Oczywiście jest nim pierwowzór fabuły w postaci książki, ale dla kogoś, kto jej nie czytał (i nie zamierza czytać!), nie ma niczego, co mimo nieznajomości fabuły i braku dzikiego zafascynowania losami Greya i Anastazji, skłaniałoby do seansu.
Co więcej, wybrani aktorzy to nie są reprezentanci pierwszej ligi. Tak, wiem - ci najlepsi i tak odrzuciliby angaż w czymś takim. Ale ani Jamie Dornan, ani Dakota Johnson nie dają mi poczucia, że w trakcie projekcji zobaczę na ekranie kogoś z wielkim potencjałem... Wybaczcie...

(Źródło: fanpop.com)

#7
Last but not least.... W tekście osoby, dla której filmy romantyczne zdecydowanie nie są ulubionym gatunkiem, ostatni argument może zabrzmieć trochę nieprzekonująco, ale co tam! Taka jest prawda! Wielka szkoda, że w dzisiejszych czasach, w święto zakochanych (bez względu na to, czy je lubimy, czy też nie, czy celebrujemy z radością, czy jednak się z nich nabijamy potwierdzając udział w fejsbukowych wydarzeniach typu "W Walentynki piję wódkę") na pierwszy plan wysuwa się coś, co ma być rzekomo perwersyjną produkcją zamiast filmu typowo słodkiego, klimatycznego, urokliwego. Wielka szkoda! Akurat w walentynkowy weekend do kin mogłaby trafiać porządna, ciepła i urocza (oczywiście zakończona happy endem!) historia miłosna. 

(Źródło: nydailynews.com)

I na koniec jeszcze takie tam ;)

(Źródło: 50ayear.com)

You Might Also Like

9 komentarze

  1. Wkradł się błąd przy dwójce. Powinno być "Ratując pana Banksa". Banksy, o ile wiem, nie ma z tym nic wspólnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, mój błąd :) Dzięki!

      Usuń
    2. Właśnie wróciłam z kina. Tak pustego, dennego filmu dawno nie widziałam. Fabuła tak ciekawa jak w pornosie tylko...Właśnie, lepiej obejrzeć zwykłego dobrego pornosa niż ten film. Gdyby nie fakt, że uśmiałam się do łez z beznadziei tego filmu- strata kasy i czasu.

      Usuń
  2. Argumenty z czarnej dziury...
    Niedoswiadczony rezyser i scenarzystka jeszcze nie swiadcza o kompletnym dnie jakiegokolwiek filmu, kazdy kiedys zaczynal. Nachalna reklama? Wlasnie jesli chodzi o reklame to jest w niej niewiele pokazane, delikatny wstep, co jest duzym plusem. Dziki tlum na premierze? A na ktorym dlugo oczekiwanym filmie nie ma masy ludzi? To raczej dobrze swiadczy o owej pelnometrazowce. Zarobi kase, moze zdobyc uznanie i nagrody. Co do niedoswiadczonych/ maloznanych aktorow mam podobne zdanie jak w przypadku pani rezyser czy scenarzystki.
    Natomiast zdanie: ,,Wszelkie "Hobbity", "Igrzyska śmierci" czy inne "Xmeny" są od razu skreslane." Zupelnie sklonilo mnie do przemyslen... co to za czlowiek?? Gratuluje pisania recenzji,wyglaszania swoich zdan na temat filmow, ktorych nigdy Pani nie obejrzala, a robi to na podstawie ,,zdan znajomych" i ,,roznego rodzaju prasy". Adminom portalu radze odpowiednio filtrowac publikowane tresci. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Anonimie, nie oceniłam "Hobbitów", "Xmenów" czy "Igrzysk śmierci", a jedynie dałam wyraz tego, że nie oglądałam ich m.in. z powodu nachalnej reklamy i rzeczy psychofanów :-) Nigdzie nie napisałam, że wyszły słabo, były nieudane.

      I tak jak każdy mam prawo do tego, by otwarcie napisać, czy jakiś film mnie przekonuje, czy też nie. Gdybym nie mogła napisać, że "50 twarzy Greya" nie jest filmem, który chcę zobaczyć, to dlaczego miałabym mieć możliwość cieszenia się z premiery nowego Bonda, "Ziarna prawdy" czy "Dzikiej drogi"? To działa w obie strony :) Zwiastun zwykle albo rozpala Twoją chęć do produkcji albo wręcz przeciwnie.

      I co do samego Greya, nie stwierdziłam nigdzie, że film jest zły. Bo go nie widziałam :) Stwierdziłam jedynie, że sama historia mnie nie przekonuje, a oceniłam to po kilku elementach: licznych tekstach w prasie, które (raz chwaląc, raz ganiąc powieść) przytaczały kilka fragmentów książki, opiniach osób, które ją czytały oraz samych zajawkach filmu. Tyle z mojej strony :) Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  3. Dokładnie ! Zgadzam się. Kinomaniak, który ocenia, krytykuje i tp filmy według mnie powinien wszystkie obejrzeć sam czy wydaje się interesujący czy nie i potem ocenic... . Te 7 argumentów w zasadzie nie mają żadnych podstaw i większego sensu. Takie krytykowanie filmów bez wcześniejszego oglądania to jak nauczyciel np matmy bez większej wiedzy na jej temat wyobraźcie sobie to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie! Powinnam cieszyć się, że wyjdzie kolejny film na bazie trylogii, która nie jest żadnym dziełem literackim...;)

      Usuń
  4. xmeni , hobbity i igrzyska sa fajne. Prostaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie napisałam, że nie są fajne, ale że intensywna ich reklama zwykle odrzuca mnie i nie przekonuje do pójścia na seans.

      Usuń