Despero powraca

13:30

Powierzenie kontynuacji przygód Despero Władysławowi Pasikowskiemu nie było najlepszym posunięciem. Reżyser znany z zamiłowania do policyjnych i wojskowych wątków w kinie proponuje niby coś innego niż w ostatnich latach na dużym ekranie przedstawiał Patryk Vega, jednak nadal nie jest to poziom historii Pitbulla z 2005 roku. Nie brakuje tu jasnych stron (niezła fabuła, fajny klimat, dobre aktorstwo: Dorociński, Woronowicz, Kuna), ale nie zabrakło także uchybień, które psują zabawę.

(Źródło: film.onet.pl)

Po latach do zadań specjalnych wraca Despero (Marcin Dorociński). Dostaje propozycję odgrywania roli gangstera robiącego interesy z Rosjanami - Hycla. Partnerują mu Metyl, którego charakteryzuje słabość do alkoholu i Nielat (zwany teraz Quantico) po przeszkoleniu przez samo FBI, nadzorując akcję przy policyjnej pracy w terenie. Zadanie nie jest łatwe, bo Despero jako wtyczka ma zbliżyć się szefa pruszkowskiej mafii - Gawrona (Cezary Pazura), który rzekomo zlecił zabójstwo Soczka, byłego partnera Majami, prowadzącego ważne śledztwo. Sprawa stopniowo się komplikuje, dwa zwaśnione gangi zaczynają prawdziwą wojnę, a nasz bohater nie odpuszcza licząc, że uda mu się schwytać jak najwięcej przestępców za jednym zamachem.

(Źródło: youtube.com)

Wszyscy zastanawiają się, czy nowemu Pitbullowi bliżej do tego z 2005 roku, tych z ostatnich lat twórczości Vegi, a może bardziej do sławnych "Psów" Pasikowskiego, który to wyreżyserował przecież "Ostatniego psa". Niełatwo powiedzieć. Film nie jest utrzymany w konwencji obrazów Patryka Vegi: nie ma tu tak mocno komediowych wątków i postaci, jakie pojawiały się (nawet dość często) w "Nowych porządkach" czy "Niebezpiecznych kobietach". Klimat dużo bardziej pasuje do starych filmów Pasikowskiego, gdzie jest dość surowo, a bohaterowie są styrani życiem. W odróżnieniu jednak od filmów Vegi, w "Ostatnim psie" gorzej wypadają niektóre dialogi. Można wiele niezbyt dobrych rzeczy powiedzieć o reżyserze "Botoksu", ale niewątpliwie ma on do nich ucho. 

Zdecydowanie na plus można ocenić trzy głównej postacie. Sam Dorociński jako Despero bardzo mi odpowiadał, ale może to kwestia osobistych sympatii. Fajnie ogląda się Woronowicza, który od dłuższego czasu nie znika z dużego ekranu, a co lepsze - niemal zawsze świetnie się na nim prezentuje (bez względu na to,czy odkrywa rolę dramatyczną, czy komediową). W moim odczuciu na uznanie zasługuje także Izabela Kuna, wcielająca się w postać żony policjanta Soczka - Reginę. 
Mówiąc o dobrych stronach produkcji warto zauważyć, że (w przeciwieństwie np. do trzeciej odsłony Pitbulla Vegi - "Niebezpiecznych kobiet"), tu fabuła trzyma się kupy. Poszczególne wątki rozpoczynają się i zostają doprowadzone do końca, każda postać pojawia się z określonego powodu. 

W opozycji do rewelacyjnej Kuny jest Doda. Maniera, z jaką się wypowiada oraz przerysowana złość czy czasami nawet agresja potęgują tylko sztuczność tej postaci. Postaci, która z definicji jest trochę kulawa, bo widz nie wiem z jakiego powodu Mira - początkowo kelnerka w modnej kawiarni - wiąże się z gangsterem, by z czasem zasiąść u sterów mafijnego biznesu. W dodatku wątek miłosny Gaworna z Mirą jest tak naciągany, że już bardziej naiwny być nie mógł. Rozumiem, że twórcy mogli chcieć pokazać, że panom z półświatka zależy głównie na atrakcyjnym wyglądzie partnerki, ale to, co zaprezentowano w filmie jest do bólu płaskie, nienaturalne, po prostu słabe.
Niestety mankamenty scenariuszowe w odniesieniu do głównej postaci kobiecej są na tyle rażące, że psują cały odbiór dość przyzwoitego filmu akcji. Z tego względu dla mnie "Pitbull. Ostatni pies" zasługuje zaledwie na 5 gwiazdek w 10-stopniowej skali.



(Źródła: fakt.pl, dziennikzachodni.pl i plejada.pl)

You Might Also Like

0 komentarze