Polska miłość klasy B
20:50
Autorski film Barbary Białowąs (reżyseria i scenariusz) zanim jeszcze trafił na ekrany kin, wywołał skandal. Oto stawiająca pierwsze kroki w karierze (a może i ostatnie) aktorka (Aleksandra Hamkało) i młody aktor (Antoni Pawlicki) grają wiele, dość odważnych jak na polskie kino, scen erotycznych. Big love początkowo intrygował, budził zaciekawienie. Czy z takim uczuciem można było opuścić salę kinową?
Film podejmuje interesujący temat. Mówi o toksycznym związku dwojga młodych ludzi. Kiedy Emilia (Aleksandra Hamkało) poznaje 23letniego Maćka (Antoni Pawlicki) ma zaledwie 16 lat. Chłopak otwiera przed nią świat namiętności. Na początku jest idealnie. Zakochani w sobie bohaterowie błogo spędzają czas. W końcu dziewczyna wyprowadza się z domu i rozpoczyna życie przy boku ukochanego. I wtedy zaczynają się pierwsze problemy. Chłopak jest wybuchowy, nieprzewidywalny, agresywny. Z biegiem czasu para oddala się od siebie. Zwłaszcza, gdy Emilia rozpoczyna studia na wokalistyce i zaczyna koncertować ze swoim zespołem. Jest świadoma swojej urody, seksualności. Staje się niepewna przyszłości związku z Maćkiem. Chłopak dostrzega to. Pojawiają się kłamstwa, przemoc – także ta seksualna. I rozpoczyna się drugi etap filmu.
Problem z Big love tkwi m.in. w tym, że niektóre wątki nie zostały wyjaśnione (np. obecność Adama na jednym z punkowych koncertów). Nie wiadomo co dzieje się z matką Emilii. Jej obecność w filmie świadczy o znikomych relacjach z córką, jednak można było pokazać to w lepszy sposób.
Jednak największym nieszczęściem jest gra aktorska. Zwłaszcza Aleksandry Hamkało. Choć pod względem fizycznym świetnie pasuje do roli (w pierwszej części filmu wygląda niewinnie, na nastolatkę, później zaś z sukcesem przeobraża się w wampa), to niestety nie można pochwalić u niej chyba niczego innego. W pewnym momencie podczas oglądania Big love dociera do naszych uszu, że każde zdanie wypowiedziane przez Emilię, brzmi tak samo. Bez względu na to czy jest to okrzyk zachwytu, naładowany gniewem zarzut czy wyznanie pełne smutku. Prawie wszystkie wypowiedzi bohaterki są do siebie podobne. Możliwe, że ta szczeniacka maniera była zamysłem reżyserki na przestawienie postaci Emilki. Nie zmienia to jednak faktu, że zabieg ten wypada fatalnie i boli. Zwłaszcza, że Antoni Pawlicki jest bardziej przekonujący w swojej roli. W jego oczach widać wiele emocji. Jest obecny gniew, szaleńcza miłość, złość, zazdrość. Postać Maćka pozwala na przyznanie produkcji chociaż małego plusa. Drugi należy się za muzykę. Choć nie jestem fanką tego gatunku i nie znałam wcześniej zespołów zaproszonych do współpracy przy Big love, muszę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że muzyka jest bezbłędna. Bardzo dobrze dobrano ją do postaci Emilii. Świetnie zgrała się też z klimatem filmu.
Na tym jednak kończy się dawanie dobrych not. Budowanie postaci głównych bohaterów opartych na stereotypach dotyczących zbuntowanej polskiej młodzieży i wsadzanie w ich usta pustych frazesów nie przyniesie sukcesu filmowi. Big love nie zachwyca. Mimo, że jest w nim kilka jasnych punktów, nie można podsumować go stwierdzeniem godny obejrzenia. A szkoda, bo mógł być całkiem dobrym tytułem.
3 komentarze
Słyszałam mnóstwo zarówno pochlebnych opinii, jak i podobnych do Twojej. Filmu na razie nie widziałam i choć z jednej strony chcę go obejrzeć, to z drugiej jednak trochę się boję, że jest to po prostu niezły chłam...
OdpowiedzUsuńTeż byłam ciekawa, dlatego postanowiłam obejrzeć. Okazało się, że to zupełna strata czasu. Ale warto zobaczyć, żeby mieć swoją opinię :)
OdpowiedzUsuńJa również widziałam i raczej nie polecam. Widać, że polskie kino zaczyna zmieniać kierunek z komedii romantycznych i idzie w innym kierunku - co jest oczywiście dobrym nurtem. Jednak film do udanych nie należy.
OdpowiedzUsuń