Tylko mnie pokochaj

22:35

Kontrowersyjna? Wulgarna? Szalona? Możliwe. Ale na pewno także niebywale wrażliwa, niesamowicie serdeczna, a przy tym niezwykle utalentowana. Taki portret jednej z największych (jeśli nie największej!) wokalistki jazzowej XXI wieku wyłania się z filmu pt. "Amy", który do polskich kin zawita już w jutro. Warto było czekać!


Pierwsze skojarzenie z Amy Winehouse to morze alkoholu i sterta prochów. Na drugim planie jawią się grube melanże, skandale prasowe i zawiłe uczuciowe perypetie. Dopiero w tle pobrzmiewa muzyka. Głęboka, sentymentalna, pełna smutku i żalu. Poruszająca. Ale ta prawdziwa Amy to właśnie muzyka. To muzyka była sednem jej życia. Ona stanowiła centrum. Ona była motorem jej działań. Niestety chwilami ulegała detronizacji i stąd rodziły się problemy genialnej wokalistki. O tym właśnie dowiadujemy się z obrazu Asifa Kapadii, który przygotował dokument poświęcony Winehouse.


(Źródło: youtube.com)
Idąc na przedpremierowy pokaz nie miałam specjalnych oczekiwań. Owszem, o filmie było głośno i od dłuższego czasu chciałam go zobaczyć, ale zdecydowanie nie zaliczam się ani do zagorzałych fanek muzyki Winehouse, ani do wielbicielek jej samej. Kilka utworów znałam i nawet lubiłam. Nie miałam jednak jej płyt, nie oglądałam nagrań z koncertów, nie śledziłam jej życia w Internecie. Nic z tych rzeczy. 

Tym bardziej zaskoczył mnie ten obraz! Przed seansem nie wiedziałam czego się po nim spodziewać. Laurki zdolnej piosenkarki, która zbyt młodo umarła? Perfekcyjnego wyciskacza łez dla jej najwierniejszych fanów? A może kompilacji żenujących nagrań i zdjęć przedstawiających artystkę w jak najgorszym świetle, by produkcja zyskała wielki rozgłos dzięki kontrowersji? I znowu pudło! "Amy" jest czymś całkowicie innym i dzięki temu absolutnie rozłożyła mnie na łopatki!


(Źródło: theguardian.com)

Z obrazu Kapadii wyłania się nieśmiała, a zarazem nieco szalona nastolatka. Z dość normalnego domu, z typowymi przyjaciółmi. Pogodna, bardzo serdeczna i ogromnie utalentowana. Przypadkowo odkryta i wciągnięta do branży przez zaprzyjaźnionego menadżera, z którym zawodowo była związana przez długie lata.
Widzimy dziewczynę, która stopniowo spełnia swoje marzenia, a każdy kolejny sukces przyjmuje ze szczerym niedowierzeniem. Daleko jej do młodocianych artystów, których od niemowlęctwa wychowywano na gwiazdy. Amy nie zadziera nosa, nie rozpiera jej pycha, nie uderza woda sodowa. Ale niezmiernie raduje fakt, że ludziom podoba się jej muzyka. Że może zarabiać robiąc to, co naprawdę kocha. I w czym jest bardzo dobra.

Niestety już na tym etapie, a nawet nieco wcześniej, Amy ciągnęło do dużych dawek mocnego alkoholu oraz regularnego palenia marihuany, którą po jakimś czasie zamieniła na silniejsze używki. Do tego zestawu można dołożyć problemy z odżywianiem i  długotrwałą depresję. To nic innego jak perfekcyjna recepta na wyniszczenie organizmu. Zwłaszcza, gdy nikt nie dostrzega problemów, kiedy nikt nie reaguje na kolejne sygnały ostrzegawcze. Przykład Winehouse pokazuje, że nawet będąc otoczonym rodziną, przyjaciółmi i współpracownikami, można zostać zupełnie samemu ze swoimi kłopotami. Skutecznie odgrywać rolę człowieka radzącego sobie w życiu i niewymagającego pomocy.




(Źródła: dailymail.co.uk i vibe.com)
Przemieszanie wątków muzycznych z zakulisowymi losami Winehouse zostało skrupulatnie przygotowane. Kapadia serwuje nam bardzo uporządkowany obraz jej życia, posiłkując się głównie nagraniami archiwalnymi. Nie zostawia tu wiele miejsca na odautorski komentarz. Wycinki z życia wokalistki okrasza wypowiedziami najbliższych, by nie tracić wiarygodności filmu. W ten sposób jeszcze mocniej wstrząsa widzem. Bo siedząc w kinowym fotelu człowiek uzmysławia sobie kilka istotnych kwestii. To, że nikt - we właściwym momencie - nie wyciągnął pomocnej dłoni do uzależnionej Amy. To, że wokalistka wplątała się w patologiczną relację z późniejszym mężem - Blake'iem, momentami rezygnując z autonomii na rzecz trwania w tym związku. To, że dla wielu rzekomo bliskich osób była jedynie skarbonką, maszynką do zarabiania pieniędzy. 

"Amy" ogląda się bardzo dobrze. To jeden z tych dokumentów, który na dłużej zostaje w naszej głowie. Za bardzo wartościowe uważam pokazanie - dla wielu - zupełnie nieznanych początków kariery Winehouse, przywołanie jej pierwszych występów i zaprezentowanie wypowiedzi o dalekosiężnych planach i zawodowych marzeniach. Film pozwala więc odkryć prawdziwą Amy, z jej wrodzoną nieśmiałością, niespotykaną w XXI wieku autentycznością oraz niepopularną miłością do dobrej muzyki. A poza tym wszystkim z jej ogromną potrzebą bycia kochaną. Ponieważ dla mnie z obrazu Kapadii dość jasno wybrzmiewa, że większość problemów Winehouse zrodziło się z potrzeby zaistnienia , bycia dostrzeżoną, pokochaną. Bez granic.
 

(Źródło: wallpaperup.com)
Na koniec zostawiam Was z kawałkiem, który chyba najbardziej kojarzy mi się z Winehouse i mam wrażenie, że idealnie pasuje do filmu, stanowiąc niejako podsumowanie tak jej muzycznych dokonań, jak i życiowych perypetii.


(Źródło: youtube.com)

You Might Also Like

0 komentarze