W natarciu
19:04Ach, jak miło ogląda się rodzime produkcje. Ostatnie miesiące, ba nawet lata, są dowodem na to, że polskie kino nie zatrzymało się na etapie masowego wypluwania marnych komedii, naciąganych romansideł i niemrawych ekranizacji lektur szkolnych. Mamy do zaoferowania dużo, dużo więcej! Na naszym podwórku pełno bowiem dobrych aktorów, wartościowych scenariuszy i mądrych reżyserów. Na szczęście nie brakuje też fajnej widowni, która w kinie szuka tak rozrywki na poziomie, jak i inteligentnych propozycji niekomediowych.
(Źródło: smartage.pl)
Najnowszym przykładem kawałka (i to niemałego!) solidnej produkcji "made in Poland" jest "Karbala". Dramat wojenny w reżyserii Krzysztofa Łukaszewicza miło mnie zaskoczył.
Z jakiego powodu? Otóż na seans wybierałam się niby bez szczególnych oczekiwań, ale zaintrygowana udziałem kilku ważnych nazwisk (Topa, Schuchardt, Żurawski, Głowacki, Lichota, Simlat). Fabuła także zaciekawiała - losy polskiego kontyngentu w Iraku brzmiały doprawdy zachęcająco. Zwłaszcza, że podobne tematy nie zostały jakoś specjalnie poruszone w ostatnim czasie.
Z jakiego powodu? Otóż na seans wybierałam się niby bez szczególnych oczekiwań, ale zaintrygowana udziałem kilku ważnych nazwisk (Topa, Schuchardt, Żurawski, Głowacki, Lichota, Simlat). Fabuła także zaciekawiała - losy polskiego kontyngentu w Iraku brzmiały doprawdy zachęcająco. Zwłaszcza, że podobne tematy nie zostały jakoś specjalnie poruszone w ostatnim czasie.
(Źródło: youtube.com)
Mamy rok 2004. Polskie wojska stacjonujące w Iraku. Do naszego obozu dołącza nowy oddział żołnierzy. Jedni wrócili na misję, inni na irackiej ziemi będą stawiali swoje pierwsze, żołnierskie kroki. Niektórzy przylecieli ze względu na późniejsze awanse i ordery, niektórzy by pokreślić swoje bohaterstwo, jeszcze inni, żeby poprawić sytuację finansową własnych rodzin. Część jednostki zostaje oddelegowana do Karbali, aby przy wsparciu bułgarskich wojsk, bronić tamtejszego ratusza (City Hall). Trzydniowa, dość standardowa zmiana (warty mające na celu utrzymanie budynku odbywały się regularnie) nieoczekiwanie przeistacza się w brutalną walkę o City Hall. Polscy żołnierze - bez dostatecznej liczby odpowiedniego sprzętu, bez wystarczającego zasobu amunicji, bez zapasów wody i żywności - zupełnie odcięta od świata stara się stawić czoła napływowi agresywnych i zdeterminowanych bojowników Al-Kaidy. Po pierwszych godzinach walk zaczyna się prawdziwe piekło...
(Źródło: rmf24.pl)
Nieczęsto się zdarza, że filmowa opowieść - nawet, gdy jest oparta na faktach - tak niesamowicie mnie wciąga. Owszem, bywa, że daną produkcją zostaję oczarowana od pierwszych minut seansu. Niemniej naprawdę sporadycznie początkowa fascynacja losami bohaterów potrafi przetrwać do napisów końcowych bez rysowania emocjonalnej sinusoidy. W przypadku "Karbali" udało to się znakomicie! Fabuła pochłania naszą atencję momentalnie, a z każdą kolejną minutą napięcie tylko narasta! Kolejne sceny zwiększają poziom adrenaliny we krwi widza. Sprawiają, że siedzimy w ogromnym przejęciu, zaciskając zęby i pięści w obawie co dalej nastąpi.
Doprawdy, niełatwa to sztuka, aby tak mocno i zarazem tak długo utrzymać uwagę widzów.
Doprawdy, niełatwa to sztuka, aby tak mocno i zarazem tak długo utrzymać uwagę widzów.
(Źródła: film.gazeta.pl i wpolityce.pl)
Ale nawet rewelacyjna historia opowiedziana w przemyślany i angażujący sposób nie obroniłaby się bez dostatecznie dobrej obsady. Krzysztof Łukaszewicz widział co robi! Do projektu zatrudnił śmietankę aktorską. Bo nazwiska takie jak: Lichota, Topa, Schuchardt, Głowacki, Simlat, Żurawski są klasą samą w sobie. Nawet młody Królikowski daje radę.
Powracając myślami do przedpremierowego seansu "Karbali" nie umiem przypomnieć sobie jakiegokolwiek uchybienia. Czegoś, co można by uznać za mniejszy lub większy minus produkcji. Tego po prostu nie ma. To nie istnieje. I takie stwierdzenie niech stanowi podsumowanie obrazu Łukaszewicza.
0 komentarze