Ach, ta bolesna imigracja

11:08

Wybrałam się na "Imigrantkę". Bo obsada zacna, bo tematyka interesująca, bo klimat lat 30. zwykle prezentuje się całkiem nieźle. I to był mój błąd! Ogromny!


Główny minus produkcji Jamesa Gray'a to przede wszystkim słaby scenariusz. Niestety, choć historia zapowiada się ciekawie, w pewnym momencie rozłazi się i staje się mdła. Nijaka. Na dodatek ciągnie się niemiłosiernie (2 godziny seansu, w którym akcja wlecze się jak flaki z olejem, to zdecydowanie za długo!).

Filmu nie ratują piękne stroje, obecność wspaniałego Joaquina Phoenixa czy nie gorszego Jeremy'ego Rennera, starania Marion Cottilard i jej próby mówienia po polsku. W zasadzie żadna z postaci nie chwyta za serce. Owszem, ich czyny wzbudzają w widzu jakieś emocje (złość, wsparcie, współczucie), ale nie na tyle, żeby porwać. Nie na tyle, żeby uratować film.


(Fot. stopklatka.pl)

Kiedy akcja zaczynała nabierać już kolorów, nastąpił zwrot, który zupełnie mi nie odpowiadał. Który niespecjalnie przypadł mi do gustu. Na pewno znajdą się i tacy, którzy będą bronić produkcji, znajdą kilka jasnych punktów, ba - nawet z tego, co uznałam za drastyczne przewinienia, zrobią zaletę. Ale cóż mogę dodać: kino ma to do siebie, że każdy z nas może odbierać je zupełnie inaczej i chyba to jest w nim jedną z najpiękniejszych rzeczy :)

Pozostaję więc przy swojej opinii i dobrze radzę: Broń Boże nie idźcie na "Imigrantkę"!


(Fot. filmweb.pl)

You Might Also Like

0 komentarze