Krew, pot i łzy

15:59

O "Whiplash" było głośno od października. Premiera na 5. American Film Festival we Wrocławiu rozpaliła serca fanów porządnych, amerykańskich dramatów. Co tu dużo mówić, moje również. Z nieskrywaną niecierpliwością oczekiwałam wejścia filmu do polskich kin. Stało się to tuż po Nowym Roku. Czy - jak zapowiadało wielu krytyków i blogerów - wyszłam z kina zachwycona, opowiadając o produkcji w samych superlatywach?  

(Źródło: popmatters.com)

Niestety, nie spadłam z krzesła z wrażenia. Ale to nie tak, że było słabo. Film jest naprawdę godny uwagi z co najmniej kliku powodów.
(Źródło: youtube.com)

Po pierwsze - dobry temat. Reżyser Damien Chazelle pokazuje nam Andrew, młodego człowieka z jasno sprecyzowanym celem: chce grać na perkusji i być w tym najlepszy. Marzy o dorównaniu największym muzykom, dołączeniu do plejady tych, których nazwisk nigdy nie zapomnimy. Plan jest ambitny, ale wydaje się, że nic nie stanie bohaterowi na przeszkodzie. Dostał się na najlepszą uczelnię w kraju, szczęśliwym trafem zaangażowano go również do uniwersyteckiej orkiestry. Szybko okazuje się, że realizacja marzeń to w rzeczywistości droga przez mękę. Nie brakuje chwil słabości, rozgoryczenia, smutku i złości. Widzimy, że codziennością początkujących muzyków jest właśnie krew, pot i łzy. To samo, z czym zmagają się rzekomo tylko sportowcy.

Dodatkowym problemem Andrew jest to, że nikt z bliskich nie traktuje poważnie jego pasji. Chłopak, który wylewa hektolitry potu na nieustannych próbach, który daje z siebie wszystko za każdym razem, gdy siada przy perkusji, dla części rodziny/znajomych jest niemęski, bo prawdziwie męskim zainteresowaniem jest wyłącznie futbol. Osamotniony w swej drodze na szczyt boryka się ze stresem, silnymi konkurentami i wieloma muzycznymi wyzwaniami, ponieważ każda próba jest trudniejsza, każdy kolejny utwór bardziej skomplikowany.



(Źródło: moviesnmayhem.com i ucsdguardian.org)

Po drugie - J. K. Simmons. Nie ma czego ukrywać - w "Whiplash" to on króluje! Ilekroć Simmons pojawia się na ekranie, krew zaczyna szybciej pulsować w naszych żyłach. Jest apodyktyczny, krzykliwy, nieustępliwy, zbyt pewny siebie. Od swoich uczniów wymaga bardzo dużo. I poprzeczkę tę cały czas podnosi. Wierzy, że będąc mentorem adeptów muzyki, musi sprawować rządy twardej ręki. 
Wybucha gniewem ilekroć słyszy fałszywą nutę. Dostaje furii, gdy coś idzie nie tak, jak powinno. Co ciekawe, ma jednak drugie oblicze. Bywa potulny, przyjacielski, wyrozumiały. Ale czy w tych chwilach jest naprawdę sobą?

Niech Wam nie umknie także specyficzna relacja uczeń-nauczyciel. Więź łącząca obu bohaterów jest elektryzująca. Czasami iście przyjazna, zwykle zaś konfliktowa i agresywna jakby Andrew i Fletcher znajdowali się po przeciwnych stronach barykady. Jakby byli wrogami, a nie duetem, który wspólnymi siłami dąży do tego samego celu.

(Źródło: nypost.com)

Po trzecie - muzyka. Jest mistrzowska! Co do tego, chyba nikt nie ma wątpliwości. Kolejne kawałki tylko głębiej wprowadzają nas w jazzowy klimat. Zdaje się, że w niektórych scenach muzyka staje się wręcz pełnoprawnym bohaterem stając ramię w ramię z postacią początkującego Andrew i doświadczonego Fletchera.
Już dzisiaj głośno przyznaję - to może być jedna z lepszych ścieżek dźwiękowych tego roku!

Odrobina bajecznych dźwięków dla tych, którzy wciąż pozostają nieco sceptyczni do jazzowego brzmienia. 


(Źródło: youtube.com)

Tym, co nie do końca zagrało w orkiestrze Chazelle'a jest... napięcie. Czytając część opisów fabuły czy nawet recenzji, trafiłam na określenia sugerujące niezwykłe narracyjne tempo i prawdziwie thrillerowe emocje. Fakt, momentami historia dzieje się błyskawicznie, a i kilka suspensów robi naprawdę dobrą robotę. Na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza finał - emocje sięgają zenitu, bohaterowie zmieniają swoje oblicze kilkakrotnie, a nasze uszy doznają muzycznej rozkoszy. Do czego więc się przyczepiam? Do tego, że liczyłam na "więcej, mocniej, bardziej". To kolejny raz, kiedy pojedynek "oczekiwania vs. rzeczywistość" (w tym przypadku film), kończy się na niekorzyść tej drugiej. 

"Whiplash" jest bardzo solidnym dramatem rozgrywającym się właściwie między dwoma głównymi bohaterami. Ma wszystko to, co niezbędne dla produkcji sygnowanej mianem "dobrej". Bo reżyser dostarczył nam po prostu produkt dobrej jakości, co do którego hasła typu "najlepszy film roku" są mimo wszystko przesadzone.

(Źródło: hollywoodreporter.com)

You Might Also Like

6 komentarze

  1. J. K. Simmons to gwarant wysokiej jakości - nie mogę się doczekać, aż zobaczę go w tej ultraciekawej roli :) Ścieżka dźwiękowa rzeczywiście zwraca uwagę i również uważam, że ma szansę na koniec roku znaleźć się w rankingach 'naj' maści wszelakiej.

    Co do reszty - ocenię, gdy obejrzę. Chciałabym jednak z krzesła spaść, bo rzeczywiście spodziewam się po tym filmie wiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Ci, żebyś jednak spadła z krzesła z wrażenia :)

      Usuń
  2. Jestem pewnie najmniej najaraną na ten film osobą na świecie - ale skoro wszyscy tak chwalą to sobie też na dniach obadam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko super, ale finał, moim zdaniem, fatalny. Taki... schematyczny.

      Usuń
    2. A mi się podobał. Było jedno fajne zaskoczenie :)

      Usuń