Na dobre i na złe

21:38

Jak ja lubię to uczucie! Gdy przed rozpoczęciem festiwalu czytasz opisy wielu filmów i próbujesz wyłuskać to, co naprawdę będzie godne uwagi. Gdy decydujesz się na obejrzenie danej produkcji w nadziei, że to będzie dobrze spędzony czas. Gdy tuż przed seansem pojawia się dreszczyk emocji, czy to na pewno był dobry wybór. Zwłaszcza to, gdy zaraz po ostatniej scenie możesz śmiało przyznać: "Tak, to był kawał naprawdę dobrego kina!"

(Źródło: remezcla.com)
Wertując tegoroczny program na Warszawski Festiwal Filmowy zaznaczyłam kilkanaście obrazów, które chciałam zobaczyć. Ale tylko na kilka miałam OGROMNĄ chrapkę. Jednym z nich był amerykański dramat w reżyserii Rafaela Palacio Illingwortha pt. "Między nami". Ta kameralnie opowiedziana historia o miłości we współczesnych czasach przywołała mi na myśl mieszankę wspaniałej, sentymentalnej produkcji "Ona" z Joaquinem Phoenixem w roli głównej oraz poruszający, irański dramat "Rozstanie" nagrodzony  w 2012 roku Oskarem za najlepszy film nieanglojęzyczny. I wiecie co? Nie pomyliłam się, to był równie emocjonujący i zapadający w pamięć seans.

(Źródło: showbizcafe.com)
Głównie bohaterowie - Dianne i Henry, są parą. Ich sześcioletni związek właśnie zaczyna przeobrażać się w swoiste narzeczeństwo. Ba, stopniowo (raz rozsądniej, innym razem bardziej pochopnie) podejmują długofalowe decyzje, snują dalekosiężne plany. Okazuje się jednak, że bycie razem nie jest tak łatwe. Że fakt, iż znamy kogoś naprawdę dobrze, nie gwarantuje sukcesu. Że gdzieś w wirze codzienności gubimy magię miłości, gasimy iskrę, która niegdyś zapłonęła w naszych sercach i w związku z tym to, co nowe, kusi mocno. Tak jest i w przypadku Henry'ego, którego zaczyna fascynować fanka jego twórczości filmowej, i w przypadku Dianne, która zaczyna flirtować z jednym ze swoich klientów.

Obraz Illingwortha to więc próba udokumentowania wielu współczesnych par oraz blasków
i cieni ich relacji. Reżyser niebywale subtelnie, a jednocześnie tak wyraziście pokazuje nam to, co z jednej strony stworzyło związek Dianne i Henry'ego, to wszystko, co nadal spaja ich, nie pomijając różnic nie do pogodzenia występujących między nimi, punktów zapalnych wielu ich kłótni oraz zwyczajnych, ludzkich ułomności. Robi to tak dobrze, w sposób tak bardzo przemyślany, że czujemy się jakbyśmy oglądali dokument. Jego spostrzeżenia dotyczące relacji międzyludzkich są tak celne, że nikt nie mógłby odmówić produkcji Illingwortha wiarygodności. "Między nami" momentami niezmiernie nas bawi, częściej jednak wywołuje smutek, nostalgię, rozczarowanie. Idealnie emocje te potęguje perfekcyjna warstwa techniczna. Głównie jest to świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa, która szczególnie mocno działa na nas w scenie marszu Henry'ego przez miasto. Na uznanie zasługują również zdjęcia - kadry koncentrujące się na detalach oraz chłodna kolorystyka całej produkcji także nadają dość pesymistyczny nastrój całemu dziełu.

W pewnym momencie filmu bohaterka rzuca proste, ale tak kluczowe pytanie: "Co zrobić, żeby wciąż było fajnie?". Jaką dostaje odpowiedź dowiecie się oglądając "Między nami" (liczę, że trafi do dystrybucji!), bo reżyser swoim filmem próbuje właśnie znaleźć, albo tylko wskazać nam, rozwiązanie jednego z najistotniejszych problemów ludzkości: tego, co zrobić, by uratować związek, gdy wypala się żar miłości, namiętności, przyjaźni, który niegdyś tak żywo płonął między dwojgiem ludzi.

(Źródło: showbizcafe.com)

You Might Also Like

0 komentarze