Walka o przebaczenie

12:47

"Chatę" dostałam kilka lat temu w formie urodzinowego prezentu od koleżanki. I nie powiem, naprawdę dobrze czytało mi się tę powieść. To historia, która - mam wrażenie - trafia tak do wierzących, jak i niewierzących, bo można ją odczytywać jako zapis idei Boga jako takiego (bez względu na to jaki koncept jest nam bliższy), a przede wszystkim jako zapis ludzkiej natury. Tym większy więc smutek, że ekranizacja nie wypadła najlepiej. 

(Źródło: theshack.novie)

Urocza, amerykańska rodzina, dla której wiara stanowi fundament życia. Odpowiedzialny ojciec, troskliwa matka i troje radosnych pociech. Dbają o siebie, lubią spędzać ze sobą czas, czego dowodem są częste weekendowe wyprawy. Na jedną z nich Mac (główny bohater) sam wyrusza z dziećmi. Podczas rozkosznego harcowania na kempingu dochodzi do tragedii - bez śladu znika najmłodsza córka, Missy. Zrozpaczona rodzina rozpoczyna gorączkowe poszukiwania i jeszcze przez długi czas nie jest w stanie funkcjonować normalnie po tym, co się stało. Ich relacje pogarszają się do tego stopnia, że stają się dla siebie niemal obcymi osobami. Gdy więc Mac znajduje w skrzynce tajemniczy list znikąd, postanawia wybrać się do chaty na szczycie pewnej góry, by podjąć ostatnią próbę poradzenia sobie z tą dramatyczną przeszłością.

(Źródło: youtube.com)

O ile mniej więcej jedna trzecia filmu jest naprawdę całkiem udana, to w reszcie uderza nas kompletne oderwanie od rzeczywistości. I choć rozumiem, że przełożenie "Chaty" na ekran nie należało do najłatwiejszych zadań, to już wybór tych scen, które po sfilmowaniu wychodzą dość karykaturalnie, stanowi chyba największy grzech twórców. Zamiast nieco pudrowej, ale jednocześnie dość poruszającej opowieści o walce z samym sobą i próbie wybaczenia sobie błędów, dostajemy obraz, w którym nie brakuje absurdu, niezręczności i wręcz infantylności. Chociaż Stuart Hazeldine wydaje się wiernie ekranizować powieść Williama P. Younga, nie umiał poradzić sobie z tymi epizodami, w których Bóg, pojawiający się przecież w filmie, wychodzi na raczej nieporadnego i niepoważnego. 

Niewątpliwym plusem produkcji pozostaje jednak wplecenie w nią elementów humorystycznych. Dzięki nim zyskujemy przekonanie jakby Bóg miał dystans do siebie. Niestety wrażenie to pryska, gdy reżyser przeplata takie sceny z tymi niemal baśniowymi, które wydają się być wyjęte z filmu dla dzieci. W rezultacie dla osoby, która nie przepada za bajkami dla najmłodszych czy nawet dobrą fantastyką dla dorosłych (mea cupla!), seans "Chaty" - trwający dwie godziny! - to zdecydowanie bardziej walka o wytrwanie do końca niż katharsis*.

*Tym, którzy chcą jednak przeżyć katharsis raczej polecam lekturę "Chaty". 



(Źródła: trailers.apple.com i deon.pl)

You Might Also Like

2 komentarze

  1. Mnie to nawet lektura "Chaty" nie porwała. Powiewało mi od niej sztuczną ckliwością. Gdy tylko zobaczyłam zwiastun stwierdziłam: "no właśnie!" - tak wspominam książkę, z hollywoodzkim zacięciem, usilnym zmuszaniem do płaczu, kiedy całość wydaje się po prostu banalna. Film sobie odpuszczę, szczególnie że w kinie wiele innych dobroci (muszę w końcu ten "Moonlight" nadrobić!)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gusta i guściki - dla mnie książka była ok :)
    A "Moonlight" koniecznie nadrabiać, bo WARTO!

    OdpowiedzUsuń