Oj Jimmy, Jimmy...

22:14

Niemałą niespodzianką, zorganizowaną w ramach II Ogólnopolskiego Spotkania Blogerów Filmowych, był pokaz filmu "Klub Jimmy'ego". Nie dość, że seans odbył się znacznie przed premierą (w PL planowana na 17.10), to jeszcze blogerskie środowisko było w kraju drugą publicznością mogącą zapoznać się z najnowszym dziełem Kena Loacha (wcześniej zobaczyli je tylko widzowie festiwalu "Dwa Brzegi"). 

Samo wprowadzenie zaintrygowało mnie. I dało nadzieję na wielkie widowisko. Oczekiwania były więc naprawdę duże. Okazuje się bowiem, że film otrzymał ogromne owacje na festiwalu w Cannes! 

(Źródło: zimbio.com)
Pierwsze minuty seansu tylko podnosiły poprzeczkę. Wspaniałe krajobrazy, świetne stroje, niezwykły klimat XX-wiecznej wsi, która z jednej strony jest harmonijna, z drugiej zaś wymaga ciężkiej pracy i zahartowania na liczne niedogodności. A do tego muzyka! Skoczna, radosna, przepełniona sielskością. Niestety, okazało się, że te wyżej wspomniane elementy nie są w stanie utrzymać napięcia. Że w ostatnim rozrachunku film traci kilka punktów. Za co? Przede wszystkim za scenariusz.

(Źródło: youtube.com)
Bo historia Jimmy'ego, dojrzałego mężczyzny, który na początku lat 30. XX wieku wraca z Nowego Jorku do rodzinnej, irlandzkiej wsi, mogłaby być bardziej energiczna czy wręcz przekonująca. Sam główny bohater ma ciekawy rys. W młodości - niepokorny, ambitny, pracowity. Dużo czyta, stara się edukować i jednoczyć sąsiadów, a także uatrakcyjniać im czas. Tworzy klub, który zyskuje przychylność zwykłych ludzi, ale nie podoba się klerowi oraz probrytyjskim Irlandczykom (lata 20. i 30. ubiegłego wieku były czasem brytyjsko-irlandzkich przepychanek dotyczących kwestii niepodległości Irlandii Północnej). 

Początkowo Jimmy dzielnie stawia czoła kolejnym przeszkodom, z czasem jednak zostaje zmuszony do opuszczenia ojczyzny. W kraju pozostawia matkę oraz ukochaną - Oonagh. Kiedy wraca w rodzinne strony, po dekadzie spędzonej na obczyźnie, jest witany jak brat, przyjaciel. Obiecuje prowadzić ciche i spokojne życie. Rezygnuje z działań społecznych, a także z miłości (w międzyczasie dziewczyna wyszła za innego). Staje się wycofany, wręcz stłumiony. 
Nawet zachęcany przez przedstawicieli nowego pokolenia, nie deklaruje zainteresowania wznowieniem klubu. Dopiero z czasem podejmuje odważną decyzję.

(Źródło: dwabrzegi.pl)
Mimo ponownego zaangażowania w prace dla społeczności lokalnej, nie jest liderem. Niemal w każdej drażliwej sytuacji potrzebuje porady innych. Wciąż jest małomówny, zachowawczy. Brakuje mu pewnej ikry, charyzmy, determinacji. 
Także w relacji z dawną ukochaną nie przedstawia zdecydowania. Spędza z Oonagh kilka romantycznych chwil (sceny są przepełnione klimatem sekretnej schadzki, namiętności i długoletniej samotności), ale nie stara się na nowo zdobyć jej serca, wyrwać z - jak możemy przypuszczać - dość poprawnego, ale absolutnie nie przepełnionego miłością związku.

(Źródło: dwabrzegi.pl)
Z tego względu postać Jimmy'ego nie przekonuje. Podczas seansu wciąż zastanawiałam się, jak to możliwe, by tak zamknięty i stonowany człowiek mógł być przywódcą grupy rewolucjonistów. Dodajmy jeszcze, że jednym z kluczowych wątków jest starcie członków "Klubu Jimmy'ego" z Kościołem Katolickim, którego przedstawiciel - ksiądz Sheridan (świetna kreacja!) toczy liczne pojedynki (nie tylko słowne) z głównym bohaterem.

(Źródło: filmweb.pl)
W ogólnym rozrachunku "Klub Jimmy'ego" ogląda się dość dobrze. Muzyka, zdjęcia, scenografia są bez zarzutu. Zwłaszcza warstwa wizualna bardzo mi się podobała (obraz utrzymany w chłodnych barwach potęguje przeświadczenie o uciążliwości życia na wsi z przełomu lat 20. i 30.). Jednak tytułowy bohater, będący liderem bez werwy i odwagi, umniejsza widowisko. Jeśli chodzi o Filmwebową skalę, daję 6/10. 

(Źródło: filmweb.pl)

*Film obejrzany dzięki uprzejmości dystrybutora Best Film oraz Kina Pod Baranami.

You Might Also Like

1 komentarze