Wszyscy jesteśmy geniuszami
13:31
Okazuje się, że nawet pewniaki czasem zawodzą. Tak jest w przypadku najnowszej produkcji - dotąd (prawie) zawsze solidnego - Luca Bessona. "Lucy" nie jest nawet w 30% tym, co reżyser pokazuje w zwiastunie. Nie ma świetnej akcji i silnych emocji. Dużo za to pseudonaukowego bełkotu i przeciętności.
(Źródło: variety.com)
Lucy (Scarlett Johansson), mieszkająca na Tajwanie studentka, zostaje zmuszona do dostarczenia ważnej teczki pewnemu azjatyckiemu biznesmenowi. Zanim zdąży się zorientować w co została wplątana, staje się zakładniczką bezwzględnego pana Janga- szefa narkotykowego gangu. Na jego rozkaz w organizmie Lucy umieszczono paczkę z silną substancją będącą nowym narkotykiem. Pod jego wpływem ciało dziewczyny zaczyna podlegać niewyobrażalnym transformacjom, a najbardziej doświadcza tego mózg. Nagle osiąga on zdumiewające możliwości: odczuwa powietrze, wibracje, ludzi, nawet grawitację. Dziewczyna rozwija również cechy nadludzkie takie jak telepatia, telekineza oraz zapierająca dech w piersiach kontrola nad materią.
Brzmi ciekawie? Pewnie! I trailer podtrzymuje to przeświadczenie. Ale już po 30-40 minutach seansu przekonasz się, że to tylko złudzenie. Bo im dalej w las, tym więcej drzew.
(Źródło: youtube.com)
Największy ból to zbudowanie fabuły na jednym z największych mitów - że człowiek wykorzystuje tylko 10% swojego mózgu. Rozumiem, że to nie film dokumentalny, że twórcy mogą naginać rzeczywistość oraz fakty, że chodzi głównie o dobrą rozrywkę. Ale bazowanie na takim absurdzie jest dla mnie strzałem w kolano, bo już na wstępie sprawia, że traktujesz film z mocnym przymrużeniem oka i wyczekujesz na kolejne banialuki.
(Źródło: dailymail.co.uk)
Oprócz tego właściwie żaden z elementów produkcji nie osiąga poziomu z wcześniejszych dokonań Bessona. Ani akcja nie jest tak wartka i wciągająca jak w "13 dzielnicy" czy "Uprowadzonej", ani kunszt aktorski nie równa się "Leonowi Zawodowcowi" i "Piątemu elementowi", ani przesłanie, ogólny sens oraz logika nie mogą być przyrównane do "Lady".
Owszem, sam początek jest całkiem niezły. Nie ma bzdur, historia rozwija się dość ciekawie i miejscami bywa nawet humorystyczna. Jednak w pewnym momencie czar pryska, a całość przybiera fatalny kierunek.
Chwilami wręcz parskałam ze śmiechu, bo nie byłam w stanie pojąć sensu tejże produkcji. Szkoda, że Morgan Freeman znowu w tym roku wziął udział w projekcie filmu science fiction, którego fabuła ma żenujący poziom (patrz "Transcendencja").
Podsumowując, jeśli przygotujecie się na podrzędną produkcję z pogranicza kina akcji i s-f, możecie udać się do kina. Jednak z dobrego serca odradzam wędrówki na "Lucy" - lepiej wyjdźcie na rower :)
Podsumowując, jeśli przygotujecie się na podrzędną produkcję z pogranicza kina akcji i s-f, możecie udać się do kina. Jednak z dobrego serca odradzam wędrówki na "Lucy" - lepiej wyjdźcie na rower :)
(Źródło: moviepilot.com)
3 komentarze
udowodnij to naukowo, że to mit z wykorzystaniem 10% mózgu
OdpowiedzUsuńChwyt marketingowy, żeby ludzie kupowali suplementy na "poprawę pamięci" czy inne głupoty. Używasz 10% serca, 15% wątroby i 25% trzustki? Jeśli tak, to po co Ci w ogóle te organy? Nie daj się zwieść :D
UsuńMam wrażenie, że opowieść o wykorzystywaniu przez ludzi zaledwie 10% naszego mózgu jest bardzo przychylna nam samym. Bo skoro - jako gatunek - używając tylko 10% mózgu, byliśmy w stanie znaleźć leki na najróżniejsze choroby, zdobyć kosmos czy opanować znajomość kilku języków, to aż powala nas potencjalna siła rzekomo drzemiąca w naszych głowach. :)
OdpowiedzUsuńA tak różowo chyba nie jest. Nie twierdzę, że każdy używa 100% swojego mózgu, ale dość naiwne wydaje się przekonanie, że to tylko 1/10 naszej siły.