W świecie kulinarnych rozkoszy

19:14

Przyznam szczerze: gotowanie bardzo długo nie było moją bajką. Po prostu nigdy nie miałam do niego ani talentu, ani smykałki. Na dodatek wychowałam się w domu, w którym znacznie lepiej gotuje mężczyzna, więc tym bardziej trzymałam się z daleka od kuchennych zabawek. J Z czasem jednak moje podejście do pichcenia i pieczenia uległo zmianom. A pomocne w tym były m.in. produkcje takie jak „Podróż na sto stóp”.

Zapytacie: „dlaczego?”. Ponieważ przepiękne kadry smakowitych potraw przygotowywanych przez sympatycznych bohaterów – dodajmy: z niezwykłą lekkością i uśmiechem na ustach, w pewnym sensie (nie tym romantycznym, ani też przerażającym ;))  chwyciły mnie za serce. I zdecydowanie przekonały do rozpoczęcia kulinarnej przygody!

(Źródło: kino.dlastudenta.pl)
Najnowszy film Lasse’a Hallströma (znanego m.in. z „Czekolady”, „Co gryzie Gilberta Grape’a” czy nowego „Casanovy”) opowiada o Madame Malory (wspaniała Helen Mirren), która jest szanowaną restauratorką.  By skosztować jej potraw, do małej mieściny na południu kraju, przybywa nawet sam prezydent Francji. Lokal posiada bowiem słynną gwiazdkę Michelina.

(Źródło: film.wp.pl)
Pewnego dnia, w wyniku drogowej kolizji, do miasteczka przybywa hinduska rodzina. Jak się okazuje, gastronomia to ich wielka pasja. Głowa rodziny – uparty, lecz pocieszny ojciec – postanawia więc otworzyć restaurację…. naprzeciwko lokalu Madame Malory. Ta wszelkimi sposobami próbuje pozbyć się niepożądanych sąsiadów, których nie uznaje za konkurencję. Obopólna niechęć i rywalizacja stopniowo ustępuje na rzecz solidarności, uprzejmości i przyjaźni.

(Źródło: youtube.com)
„Podróż na sto stóp” ogląda się naprawdę dobrze. To nie jest kino najwyższych lotów. Nie dostanie nominacji do żadnej ważnej statuetki. Ale przyznajmy szczerze, nie wszystkie produkcje tworzone są dla intelektualnych elit.

Główne wątki toczone są wokół odwagi i determinacji w podążaniu za pasją, zjednywania sobie ludzi czy poszukiwania miłości. Jednym słowem – tematy dość uniwersalne. Ale plastyczny sposób ich przedstawienia idealnie nadaje się na dość chłodny koniec lata. Ciepłe barwy i przyjemna muzyka uprzyjemni brak słońca i finisz sezonu wakacyjno-urlopowego.

(Źródła: kinopodbaranami.pl)
Film więc z pewnością pozwoli na 1,5 godziny znaleźć się w innym świecie. Świecie przepełnionym aromatami wysublimowanych potraw, kolorami egzotycznych przypraw i dźwiękami orientalnej muzyki. Podczas takich seansów ubolewam, że kino (jeszcze!) nie daje możliwości odczuwania aspektów węchowych. Na szczęście obrazem (rewelacyjne krajobrazy i przekonujące ujęcie małego miasta) wynagradza tę niedogodność. I sprawia, że całokształt wypada przyzwoicie.

(Źródło: monolith.pl)

You Might Also Like

2 komentarze

  1. Nie zgodzę się z Tobą. Film jest nudny jak flaki z olejem. Po interesującym trailerze wybrałam się do kina i od pierwszej sceny zaczęłam przysypiać. Film ratuje jedynie Helen, ale nawet jej obecność nie poprawia tego filmu. Zgodzę się za to, że nie jest to film najwyższych lotów. pozdro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle - kwestia gustu. Może do tego, że film całkiem miło mi się oglądało, przyczyniło się deszczowe popołudnie? A może po prostu nie oczekiwałam po nim więcej niż zobaczyłam i w rezultacie całość była dla mnie ok :)

      Usuń