W telewizyjnych kuluarach

20:24

Álex de la Iglesia wie jak się robi filmy! Co więcej, zna się na czarnym humorze. Oraz surrealizmie. Umiejętnie wprowadza nas w świat swoich postaci, z którymi przeżywamy wszystkie absurdalne zdarzenia poznając z jednej strony telewizyjną rzeczywistość, z drugiej prawdziwe oblicze zróżnicowanej grupy bohaterów jego opowieści.


(Źródło: hollywoodreporter.com)
Telewizyjne studio. Nagranie bankietu sylwestrowego. Na scenie taneczne grupy, muzyczne gwiazdy oraz dwoje prezenterów co chwilę dogryzających sobie nawzajem. Na widowni rzesza eleganckich, roześmianych statystów od wielu dni odgrywających role rozkosznych uczestników fenomenalnej zabawy, która odbywa się pod dyktando reżysera planu. Na jego znak wszyscy głośno się śmieją, energicznie klaszczą albo wymieniają namiętnymi pocałunkami. Wszyscy w imię sukcesu produkcji, dzięki której poszczególni bohaterowie chcą coś dla siebie ugrać.


(Źródło: youtube.com)

Na ekranie śledzimy losy przedziwnych postaci: narcystycznego, do bólu metroseksualnego, pseudopiosenkarza i jego racjonalnego managera-karła, dwóch dość głupich, ale i wyrachowanych przyjaciółek, przynoszącej pecha piękności, walczącej o zawodowe uznanie pary telewizyjnych prezenterów, typowego przeciętniaka, a także wielkiego gwiazdora muzyki, którego skrycie przeraża zbliżający się koniec kariery, zdominowanego przez niego syna oraz psychofana wokalisty.

W kolejnych scenach wyrywkowo poznajemy cechy poszczególnych bohaterów. Jedni są na wskroś naiwni, dobroduszni i pomocni, innych wyróżnia cynizm, egoizm oraz chciwość. Dialogi ociekają czarnym humorem i odrobiną sarkazmu, a akcja pędzi jak szalona. Wraz z rozwojem fabuły przyśpiesza montaż, a kolejne sceny stają się przesycone ruchem. Z pozoru idealnie zaplanowany i początkowo świetnie prowadzony bankiet z czasem zmienia się w chaotyczne show, nad którym już nikt nie jest w stanie zapanować. Co gorsza, nikt nie umie także przewidzieć szkód, jakie wyrządzi.


(Źródło: warszawa.pl)
Najnowsza propozycja reżysera utrzymana jest więc w charakterystycznej dla niego, nieco surrealistycznej konwencji, za pomocą której próbuje przekazać uniwersalną prawdę o ludziach. O tym, że żądza władzy, pieniędzy, popularności ma momentami nawet śmiercionośną siłę, a opinia większości zwykle niewiele ma wspólnego z racjonalną oceną rzeczywistości.

"Ta noc jest moja" nie wypada tak rewelacyjnie jak "Życie to jest to", w którym każdy element - począwszy od scenariusza, poprzez grę aktorską, dialogi, zdjęcia, na montażu kończąc - jest przemyślany i dopracowany. Niemniej to wciąż porządne, hiszpańskie kino gatunkowe, które nieczęsto mamy możliwość oglądać w polskich kinach.



(Źródło: blogdecine.org i labutaca.net)

You Might Also Like

0 komentarze