Prawa młodości
20:11Nietrudno znaleźć film z motywem młodości. Śmiem podejrzewać, że to jeden z bardziej popularnych i nawet najbardziej lubianych motywów, z którymi zmagają się maturzyści na egzaminie z języka polskiego. Nie brakuje więc dzieł, także tych filmowych, prezentujących najróżniejsze odcienie tego wspaniałego okresu w życiu człowieka. Nie tak prosto jednak odnaleźć produkcję filmową, która nie skupia się wyłącznie na buncie nastolatków, pierwszych doznaniach seksualnych czy próbie odnalezienia swojego miejsca w świecie. Niewiele jest produkcji, które usiłują pokazać wycinek młodzieńczej codzienności, także tej pachnącej wypitym alkoholem, wypalonymi papierosami i nocami spędzonymi na szaleńczych tańcach oraz niekończących się rozmowach. A takie właśnie są "Wszystkie nieprzespane noce" Michała Marczaka.
(Źródło: eska.pl)
Główni bohaterowie - Krzysiek, Michał i Ewa, snują się zwykle bez celu po mieście. Podążają z imprezy na imprezę, z baru do baru. Doskonale znają noce życie stolicy tak, jakby tego "dziennego" w ogóle nie było. Bije od nich ogrom beztroski, ambitnych planów żyjących w ich głowach, które boleśnie zderzają się z szarą rzeczywistością, a także szczerej radości przeplatanej co chwilę z uczuciem melancholii.
(Źródło: youtube.com)
Sporo czytałam o tej produkcji. Jeszcze zanim ją zobaczyłam, słyszałam różne opinie: jedne pełne zachwytu, porównujące obraz Michała Marczaka do "Niewinnych czarodziejów" Andrzeja Wajdy, drugie krytyczne, wytykające koślawe dialogi, z których trudno cokolwiek zrozumieć. I szczerze bałam się seansu. Bo tak w kinie, jak i w ogóle w życiu, staram się nie mieć żadnych oczekiwań, zaczynać wszystko z czystą kartą.
Na moje szczęście wizja półtoragodzinnej męczarni nie miała miejsca! Seans "Wszystkich nieprzespanych nocy" przebiegł w bardzo dobrej atmosferze, bo nie brakuje w nim wielu komicznych momentów, a główny bohater potrafi skutecznie zauroczyć widza swoją serdecznością, pewną nieporadnością i chłopięcym wdziękiem (przepraszam, ale dla mnie wciąż bliżej mu do chłopca niż mężczyzny).
Podobieństwo do "Niewinnych czarodziejów" ogranicza się do zbliżonej koncepcji opartej na minimalizmie formy, wprowadzeniu zaledwie kilku postaci, a także prowadzeniu całej historii wokół dialogów, a nie poprzez rozbudowaną akcję. Ten mechanizm, choć ma swoje mankamenty (nie da się zatuszować tego, że film Marczaka jest dokumentalizowany, co chwilami przyprawia nas a to o ból uszu, a to o ubaw po pachy ze względu na naturalistyczne wręcz kwestie wypowiadane przez bohaterów) sprawdził się naprawdę dobrze. Produkcja ta stanowi wizję reżysera na temat życia współczesnej młodzieży - ale tej studenckiej, dorosłej. Między przebitkami z nadwiślańskich, letnich imprez, domówek organizowanych zimową porą a barowymi, jesiennymi wędrówkami widzimy młodych takich, jakimi są. Nieco buntowniczych idealistów poszukujących sensu życia, debatujących raz o drobiazgach, innym razem o istocie ludzkiej egzystencji. Borykających się z niezrozumieniem, pragnących przyjaźni i miłości.
I choć linearnie ta opowieść nie rozgrywa się wokół żadnego wielkiego wydarzenia, nie prowadzi nas do rozwiązania żadnej ważnej zagadki, to pozwala w którymś z bohaterów dostrzec pierwiastek samego siebie z okresu młodości. Chyba bez względu na to, jak daleko do owej młodości musimy sięgać pamięcią. I jak dla mnie to właśnie stanowi o wartości i uroku produkcji Marczaka, która jako jedna z nielicznych, doskonale broni się mimo pewnych technicznych niedociągnięć.
(Źródło: tvn24.pl)
0 komentarze