Kosmiczna podróż

14:00

Damien Chazelle to klasa sama w sobie! Tak "Whiplash", jak i "La la land" zrobiły na mnie naprawdę bardzo duże wrażenie. Wszystko dopracowane w najmniejszym szczególe. Aktorzy z najwyższej półki. I historia, wobec której nie sposób chyba pozostać obojętnym. Podobnie jest i teraz, bo "Pierwszy człowiek" to przede wszystkim dramat człowieka marzącego o podróży w nieznane i nieodnajdującego się w zwyczajnym życiu, a nie opowieść akcji o eksploracji kosmosu z mnóstwem efektów specjalnych. Reżyser po raz kolejny wyraźnie daje do zrozumienia, że małe jest wielkie, a najbardziej nośne są ludzkie historie.

(Źródło: torrevieja.com)

"To mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości" - te słowa znają chyba wszyscy. Ale postać Neila Armstronga, który jako pierwszy człowiek stanął na Księżycu, długo pozostawała owiana tajemnicą. Niewiele było wiadome o jego życiu, wcześniejszej karierze, niełatwej drodze, by być zapisanym na kartach historii. Wyzwania podjął się Damien Chazelle. I zrobił to dobrze, bo "Pierwszego człowieka" ogląda się z przyjemnością oraz niemałym zaciekawieniem.

(Źródło: youtube.com)

To przykład kina, które wydawałoby się, że nie zostało zrealizowane z rozmachem. De facto mamy historię rodziny, na której czele stoi świetny inżynier, bardzo dobry pilot, zapalony astronauta - Neil. Całe serce oddaje swojej pracy, którą jest szczerze zafascynowany. Nie znaczy to, że najbliżsi schodzą na dalszy plan. Kocha rodzinę, ale zupełnie nie umie odnaleźć się w domowej rzeczywistości. Fakt, to były też inne czasy. W latach 60. dbanie o dom leżało w gestii żon. Neil nie jest więc pod tym względem żadnym dziwakiem. Niewątpliwie jednak miewał trudności w komunikacji międzyludzkiej. Bywał zamknięty w sobie, chwilami stronił od ludzi, nie zawsze potrafił rozmawiać z własnymi dziećmi.

I takiego Armstronga pokazuje Chazelle. W rolę historycznej postaci wcielił się Ryan Gosling. Miło widzieć go w nadal tak dobrej formie. Jako słynny kosmonauta jest bardzo przekonujący. Ani nutki fałszu nie czuć w jego gestach, słowach, spojrzeniach. Na ekranie partnerują mu równie dobrzy: Jason Clarke, Kyle Chandler czy Corey Stoll. 

Jak to u Chazelle bywa, każdy szczegół jest dopracowany. Scenografia, kostiumy, muzyka, montaż. Wszystko chodzi jak w zegarku, dlatego efekt końcowy jest zadowalający. Nie jest to, pod względem dramaturgii, aż tak mocny materiał, by z widza zrobić miazgę jak dzieje się w "Whiplash", nie jest też tak wizualnie i muzycznie oszałamiające jak "La la land", ale wciąż to kawał porządnego kina, które warto nadrobić.



(Źródła: kinopodbaranami.pl, marshable.com i film.org.pl)

You Might Also Like

0 komentarze