Ja, rasista!
23:01Przesyt informacyjny, spłycenie relacji międzyludzkich, wysoki poziom bezrobocia, postępujący efekt cieplarniany - to tylko kilka przykładów najistotniejszych problemów XXI wieku. Co można dodać do tej wybuchowej mieszanki? Z pewnością uprzedzenia. Rasowe, religijne, narodowościowe. W "Za jakie grzechy, dobry Boże?" Philippe de Chauveron pokazuje, że ze stereotypowego patrzenia na świat i otaczających nas ludzi można się śmiać. I to w bardzo dobrym stylu!
Współczesna Francja. Małżeństwo po 60-tce wydaje za mąż córkę. Najpierw jedną, później drugą... i trzecią. Każdą za mężczyznę z "innego świata" - Araba, Żyda i Azjatę. Przy każdym kolejnym ślubie coraz bardziej załamują ręce i popadają w depresję. Ich, początkowo skrywana, niechęć do obcokrajowców przy trzecim ślubie staje się widoczna już na pierwszy rzut oka. Zwłaszcza w wydaniu ojca młodych mężatek - Claude'a. On nie może pogodzić się z myślą, że jego córki wybrały cudzoziemców zamiast rodowitych Francuzów. Uznaje to za przejaw braku szacunku do własnego kraju, rzekomo wyznawanej wiary (katolicyzm), a nade wszystko swoich rodziców!
(Źródło: youtube.com)
Jednak koszmar ma się wkrótce skończyć. Gorzki smak dotychczasowej porażki wychowawczej będzie zastąpiony długo wyczekiwaną osłodą w postaci ślubu Laure - najmłodszej córki z katolikiem. Momentalnie po ogłoszeniu przez nią dobrej nowiny państwu Verneuil spada kamień z serca. Radosnym okrzykom i czułym uściskom nie ma końca. Rozżalenie, złość i niemoc odchodzą w niepamięć jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Do czasu. Prawdziwy problem pojawia się wtedy, gdy rodzice Laure stają oko w oku z wybrankiem córki. Czarnoskórym!
W tym filmie gagom sytuacyjnym nie ma końca, a błyskotliwe uwagi odnoszące się do pochodzenia poszczególnych bohaterów trafiają w punkt już od pierwszych minut seansu. Doprawdy, dawno nie bawiłam się tak dobrze na filmie, który jest nie tylko śmieszny, ale i mądry.
Reżyser nie bał się zestawienia przedstawicieli każdej rasy i religii. W umiejętny sposób bawi się stereotypami na ich temat. Co więcej, wkłada w ich usta tak potoczne i nieco obelżywe, jak i subtelniejsze, ironiczne określenia. Postacie z "Za jakie grzechy, dobry Boże" nawzajem się oceniają, krytykują i... pocieszają. Czasami wytykają sobie wady również sięgając po stereotypy!
Z czym wychodzimy z kina? Na pewno z wyśmienitym nastawieniem i dobrym humorem na resztę dnia/wieczoru. De Chauveron rewelacyjnie zaprezentował to, z czym boryka się nie tylko współczesna Francja. To powoli także problem dzisiejszej Polski, w której mieszanka rasowo-religijna powiększa się, a jednocześnie w której wciąż brakuje tolerancyjnego podejścia do człowieka o nieco innej kulturze czy odmiennym systemie wartości.
W obrazie francuskiego reżysera chwilami możemy przejrzeć się wiec jak w lustrze. Niekoniecznie utożsamiając się ze skrajnie uprzedzonymi bohaterami. Raczej dostrzegając swoje drobne uszczypliwości nacechowane pewną formą dyskryminacji. I to wielokrotnie wcale nie wypowiedziane w odniesieniu do obcokrajowca czy innowiercy.
Z drugiej jednak strony opuszczamy salę z pytaniem: "Czy warto wszystko brać tak na poważnie? I czy nasze małe, wzajemne przytyki nie są tylko błahymi żartami, jeśli w rzeczywistości okazujemy sobie prawdziwy szacunek?".
Z drugiej jednak strony opuszczamy salę z pytaniem: "Czy warto wszystko brać tak na poważnie? I czy nasze małe, wzajemne przytyki nie są tylko błahymi żartami, jeśli w rzeczywistości okazujemy sobie prawdziwy szacunek?".
2 komentarze
Oooo, fajnie! W takim razie pewnie pójdę na to do kina w długi weekend :)
OdpowiedzUsuńIdź idź, bo warto. Bawiłam się wyśmienicie :D
Usuń