What the world needs now is love
08:00Cztery lata temu "Listy do M." podbiły serca połowy Polaków. Masowo ruszyliśmy do kin, by na ekranie podziwiać znancych i lubianych aktorów w rolach bliskich naszym sercom. Jako zwyczajni ludzie przyżywali miłosne wzloty i upadki, które miały miejsce w szczególny dzień - Wigilę Bożego Narodzenia. W tym roku wrócili do nas z nową porcją śmiechu i... miłości.
(Źródło: movieroom.pl)
Przyznaję otwarcie, że nie byłam w grupie zapaleńców wyczekujących premiery pierwszej części. Na seans nie poszłam do kin. Film zobaczyłam dopiero długo, długo później, gdy kupiłam jakiś magazyn z dołączonym DVD. I co się okazało? Że naprawdę potrafimy zrobić dobrą komedię romantyczną, która nie jest żenująca. Ba, nawet więcej - taką, przy której bawimy się świetnie, bo bohaterowie są nam bliscy, potrafią nas wzruszyć oraz porządnie rozbawić. I choć obraz Mitji Okorna (reżyser "jedynki") obieram jako niezłą kalkę WSPANIAŁEGO świątecznego filmu pt. "To właśnie miłość", od razu rozgrzeszam mówiąc, że kalka ta została sprytnie i skutecznie przeniesiona na rodzimy grunt (tak rys bohaterów, jak i nasz polski bożonarodzeniowy klimat).
"Dwójka" jest znacznie bardziej autorska. Mamy trochę nowych postaci (piękny, mądry i dobry muzyk Redo z twarzą Macieja Zakościelnego czy typowa polska rodzina z Małgorzatą Kożuchowską na czele) oraz dalsze losy starych znajomych. Nie wszystko wyszło idealnie.
(Źródła: plejada.pl i film.interia.pl)
Wątek z Kożuchowską i Błaszczykiem doczepiono na siłę - niczego nie wnosi, nie porusza, jest prowadzony chaotycznie. Świetną przeciwwagą dla niego stanowi za to kontynuacja historii małżeństwa w kryzysie, które w "Listach do M. 2" jest już po rozwodzie. Chodzi oczywiście o Karinę (Agnieszka Dygant) i Szczepana (Piotr Adamczyk), których ciągnie do siebie jak magnez, mimo że oboje nie chcą tego przyznać. Dużą zasługą tak fajnego efektu pracy tego duetu stanowi po prostu wybór odpowiednich ludzi i świetne zgranie aktorów.
Miło patrzy się także na "złego Mikołaja" o twarzy Tomasza Karolaka. Jego postać - Mel, ma skłonność do psucia wszystkiego, wsadzania nos w nieswoje sprawy oraz wątpliwy dar niewyparzonego języka. Niemniej umiejętnie zyskuje sympatię widza (nawet takiego jak ja - który zdecydowanie nie przepada za przereklamowym Karolakiem). Może to poniekąd zasługa partnerującego mu w wielu scenach Mateusza Winka (chłopca grającego Kazika), który w absolutnie rozczulający sposób wygłasza swoje kwestie? :)
Z nowych postaci strzałem w dziesiątkę było zestawienie Macieja Zakościelnego z Magdaleną Lamparską. Oboje w przekonujący sposób wcielili się w role dając publiczności sporą dawkę śmiechu i wzruszeń (choć scena z gwiazdką z nieba to największa pomyłka w filmie!). Co więcej, Zakościelny pokazał, że ten gatunek kina jest czymś, do czego został stworzony i znakomicie się w nim sprawdza!
(Źródło: youtube.com)
Film ogląda się naprawdę przyjemnie. Siedzimy w wygodnym fotelu delektując się miłą atmosferą, zabawnymi dialogami, gagami sytuacyjnymi oraz bożonarodzeniowym klimatem. "Listy do M. 2" to więc strzał w dziesiątkę dla tych, którzy chcą po prostu fajnie spędzić czas. Jeśli więc nie jesteście ogromnymi cynikami* wypatrującymi wyłącznie lekko naciąganych zdarzeń, nieco nierzeczywistych spotkań i troszkę za słodkich wypowiedzi, lećcie szybko do kina! :)
(Źródło: youtube.com)
2 komentarze
no a nic o Mikołaju i Doris? idę dzisiaj, czekam bardzo :)
OdpowiedzUsuńMikołaj grany przez Stuhra niestety w tej części nieco słabiej wypada. Ale inne wątki nadrabiają za niego ;)
Usuń