Szalona noc sylwestrowa

13:44


W ramach 6. Festiwalu Filmów Rosyjskich „Sputnik nad Wisłą” wybrałam się na kilka seansów bliżej nieznanych mi twórców. Jednym z filmów, zaznaczonych przeze mnie w folderze jako te „konieczne do zobaczenia”, był obraz w reżyserii Eldara Riazanowa pt. „Ironia losu”. Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego zdecydowałam się na ten właśnie film. Ale mogę śmiało powiedzieć, że nie żałuję.

Komedia z 1975 roku miała przedstawiać mało prawdopodobną sytuację, która mogła wydarzyć się tylko w noc sylwestrową. Szczerze przyznam, że nie miałam wielkich oczekiwań co do tej produkcji. Nie sądziłam, że przez znaczną część seansu będę się szczerze śmiała. Tak, śmiała. A nie delikatnie uśmiechała jak to bywa coraz częściej na szumnie promowanych hollywoodzkich komedyjkach.



Siłą „Ironii losu” jest niewątpliwie fantastyczna historia. 36letni Żenia mieszka wraz z matką w niewielkim mieszkanku w Moskwie na ulicy Budowlanej 25, mieszkania 12 (to istotna informacja w filmie). Od 2 lat spotyka się z Galą, z którą planuje romantyczne spędzanie Sylwestra. Podczas przygotowań do wieczornej zabawy Żenia proponuje ukochanej małżeństwo. Zanim jednak świeżo upieczeni narzeczeni zaczną wspólnie świętować nadejście Nowego Roku, mężczyzna udaje się z trzema przyjaciółmi do łaźni. Tam toastom nie ma końca. Panowie pamiętają tylko o pewnej rzeczy: jeden z nich, jeszcze tego samego wieczoru, leci do Leningradu. Problem w tym, że nie za bardzo pamiętają który. Zamiast Pawła, który miał odwiedzić przebywającą na kontrakcie żonę, do Leningradu wysyłają Żenię. Ten, po przespaniu całej podróży, budzi się na lotnisku sądząc, że właśnie odprowadził kolegę na samolot i może spokojnie wrócić do domu. Taksówkarzowi podaje swój adres. Problem jednak w tym, że nawet jego klucz pasuje do leningradzkiego mieszkania przy ulicy Budowlanej 25. Niczego nie podejrzewając, kładzie się do łóżka, w którym znajduje go przerażona właścicielka - Nadia.



Dalej jest jeszcze ciekawiej. Wątki rozwijają się fantastycznie. Historia przypadkowego spotkania Nadii i Żeni ewoluuje w błyskawicznym tempie rodząc coraz to nowe problemy. Świetne gagi sytuacyjne i fantastyczne dialogi są tym, czego brakuje wielu współczesnym filmom komediowym. Co ciekawe, momenty humorystyczne są zgrabnie przeplatane ze scenami przepełnionymi smutkiem, powagą i głęboką refleksją bohaterów nad ich życiem.
Niekwestionowaną gwiazdą produkcji jest Andrej Magkow, wręcz niesamowity w roli Żeni. Sama bowiem gestykulacja czy mimika aktora potrafi rozbawić widza.

Fakt, czasem w filmie są pewne dłużyzny. „Ironia losu” trwa nieco ponad 3 godziny, co dla niektórych jest barierą nie do przeskoczenia, elementem stanowiącym o rezygnacji z obejrzenia jakiegoś obrazu. Możliwe, że kiedyś film ten był pokazywany w dwóch odsłonach, gdyż mniej więcej po 1,5godzinnym projekcji na ekranie pojawiają się napisy: „Koniec części pierwszej”, „Część druga”. Nie mówię tu o zupełnie oddzielnych seansach (jak chociażby miało to miejsce w przypadku ekranizacji „Zmierzchu”), ale o dwóch częściach, które są rozdzielone krótką przerwą na wyprostowanie kości, złapanie oddechu czy skorzystanie z toalety.

Ponadto niespecjalnie podobało mi się umieszczenie w filmie kilku pieśni rosyjskich śpiewanych przez głównych bohaterów (głosu użyczyli  Ałła Pugaczowa i Sergiej Nikitin). Pierwsze dwie czy trzy stanowią ciekawy element, ale kolejne wprowadzają już monotonię, niepotrzebnie przeciągając i tak długi film.




Bez względu jednak na to, czy jesteście zwolennikami kultury rosyjskiej, czy wschodnioeuropejskie kino jest Wam znane, polecam „Ironię losu”. Ten obraz z pewnością spodoba się każdemu. Jako reprezentantka pokolenia końcówki lat 80’ (nieznająca na własnej skórze realiów PRLu, a już tym bardziej rzeczywistości panującej w ZSRR), bardzo dobrze bawiłam się na tym filmie, z tego względu, że przede wszystkim opowiada on o ludziach, ich uczuciach, dylematach i wyborach, a te wciąż są takie same.
 

You Might Also Like

0 komentarze