facebook instagram filmweb

Okiem Kinomaniaka

    • Strona główna
    • O mnie
    • .
    • -

    „Nie staraj się zostać człowiekiem sukcesu, lecz człowiekiem wartościowym.” Zdaje się, że błyskotliwa myśl Alberta Einsteina perfekcyjnie oddaje przesłanie najnowszego filmu Paolo Virziego. Bo fabuła "Kapitału ludzkiego" dość przewrotnie porusza tematykę sensu naszego istnienia. Z pozoru koncentrując się wyłącznie na aspekcie zabezpieczenia bytu pod względem finansowo-ubezpieczeniowego reżyser chce powiedzieć o sprawach naprawdę ważnych.

    (Źródło: dwabrzegi.pl)
    Wszystko zaczyna się w noc wigilijną. Powracający z pracy kelner zostaje potrącony przez nieznany samochód. Kierowca nie udziela pomocy, a wypadek rowerzysty staje się pretekstem do przedstawienia, za pomocą opowieści o dwóch rodzinach, czym jest we współczesnym świecie kapitał ludzki, ile jest warte życie człowieka i czy cenimy jeszcze cokolwiek poza pieniędzmi. 


    (Źródło: youtube.com)
    Losy rodziny Bernaschich i Ossola poznajemy za pomocą jednej historii opowiedzianej z perspektywy różnych osób. Zabieg ten pozwala w subtelny sposób zobrazować prawdziwe wydarzenia ostatnich tygodni życia głównych bohaterów. Kim oni są? To przedstawiciele dwóch raczej skrajnych światów. Bernaschi są zamożni, sławni i poważani. Na pierwszy rzut oka ich życie jest wprost usłane różami. Natomiast państwo Ossola to przeciętna rodzina ze zwykłymi - większymi i mniejszymi - problemami, a także dość sporymi aspiracjami. Łączy ich młodzieńczy związek ich nastoletnich dzieci - nieco zadufanego, a jednocześnie zagubionego Massimiliano oraz roztropnego Sereny.

    Przedstawienie 
    zdarzeń poprzedzających nieszczęsny wypadek pozwala odkryć jakimi ludźmi są bohaterowie filmu oraz jakie wartości cenią najbardziej. Dokładnie obserwujemy kto jest lekkoduchem, a kto czuje się osamotniony, przytłoczony odpowiedzialnością lub niezrozumiały przez najbliższych. A zastosowana retrospekcja tylko zmaga napięcie spowodowane odgadywaniem, kto jest winny tragedii.


    (Źródła: wroclaw.gazeta.pl i stopklatka.pl)
    Szczególnie wyraziste są dwie postacie: Dino (ojciec Sereny) marzący o dołączeniu do elitarnego klanu najbogatszych oraz Carla (matka Massimiliana) niemogąca odnaleźć się w swoim życiu. Łączy ich chęć jak najlepszego zadbania o swoje jedyne dziecko. Oboje robią to niezwykle nieporadnie. Dina zaślepia bezmierna zachłanność, zaś Carlę ogranicza jej rażąca nieudolność w kontaktach międzyludzkich.



    (Źródła: dwabrzegi.pl i kinoactive.pl)
    Choć film ma mądre przesłanie, został zbudowany w sposób przemyślany, a w rezultacie ogląda się go dość dobrze, nie porwał mnie. W trybie ad hoc po seansie nie pojawiło się w mojej głowie milion pytań czy refleksji dotyczących moralnej kondycji współczesnych społeczeństw (temat jest na tyle uniwersalny, że bez problemu włoskie realia możemy przenieść na polski grunt). Nie rozumiem więc plasowania "Kapitału ludzkiego" nad ostatnim dziełem Paola Sorrentino, którym wciąż jestem szczerze zafascynowana. "Wielkie piękno" z jednej strony tak artystycznie, z drugiej zaś niezwykle mocno i brutalnie pokazuje nasze zepsucie, zakłamanie i zagubienie w świecie, że porównywanie go z produkcją Virziego jest nie na miejscu. I nie deprecjonuję tutaj tego drugiego tytułu. Po prostu biorąc pod uwagę genialną, dopracowaną formę estetyczną "Wielkiego piękna", to właśnie ono jest dla mnie dziełem pełnym. 

    (Źródło: stopklatka.pl)
    W "Kapitale ludzkim" z pewnością zachwyca jednak rola Valerii Bruni Tedeschi (Carla), która rewelacyjnie wciela się w postać zblazowanej, zniechęconej życiem "pięknej i bogatej". Przez to, że jej bohaterka nie zna smaku prawdziwej porażki, niedoli i smutku, nie umie również docenić tego, co posiada. Otaczanie się zakłamanymi ludźmi i ciągłe odgrywanie różnych ról (pożądanych przez męża, jego współpracowników, przyjaciółki, opinię publiczną) sprawiło, że jej relacje z najbliższymi są również szczere i głębokie, co kurtuazyjna wymiana zdań z listonoszem. I to - w moim odczuciu - najbardziej może zaboleć widza. Bo w ogólnym rozrachunku zdecydowana większość z nas może przecież zarzucić sobie choć sporadyczne rozwijanie pasji czy powiększanie majątku kosztem czasu dla najbliższych.


    (Źródło: dwabrzegi.pl)

    Continue Reading

    Nowy tydzień, nowe wyzwania, nowe nagrody! Tym razem coś dla miłośników kina azjatyckiego, którego urok, sens i piękno wciąż próbuję odkryć. Moja akredytacja na Festiwal Pięć Smaków już czeka, a teraz coś dla Was! :)

    (Źródło: piecsmakow.pl)
    Do zgarnięcia 3 podwójne wejściówki na środowy (29.10) pokaz filmu "Dobry, zły i zakręcony" (Kino Luna, 20:30). 

    Festiwalowy opis filmu:

    "Trzeba mieć nie lada tupet, aby zmierzyć się z arcydziełem Sergio Leone z 1966 roku. Całe szczęście Kim Jee-woon, cudowne dziecko koreańskiego kina, ma nie tylko tupet, ale i ogromny talent. Opromieniony sukcesem "Słodko-gorzkiego życia", reżyser nakręcił pełną rozmachu przygodową opowieść o rywalizacji trzech barwnych (anty)bohaterów, przemierzających niespokojną Mandżurię lat 30. w poszukiwaniu wielkiego skarbu. Kto pierwszy dotrze do miejsca wskazanego na mapie i co tam znajdzie?

    Swój pełen akcji i humoru scenariusz Kim adaptował z nieprzeciętną wizualną wyobraźnią, wykorzystując dynamicznie prowadzoną kamerę i oszałamiającą choreografię scen walk. W przypadku tego filmu przymiotnik "epicki" nie jest jedynie pustym frazesem!"

    (Źródło: piecsmakow.pl)
    Co trzeba zrobić? 

    Napisz, co skłania Cię do sięgania po azjatyckie produkcje (co robi na Tobie największe wrażenie, za co najbardziej cenisz kino Azji).

    Na krótkie odpowiedzi, zostawiane w komentarzach pod wpisem, czekam do środy do godziny 11:00. W południe opublikuję wyniki, a zwycięzcy otrzymają wejściówki mailem (stąd prośba o zostawianie swoich adresów mailowych przy odpowiedziach lub wysyłanie ich w wiadomościach prywatnych).

    Powodzenia! :-)

    Continue Reading

    Luke Greenfield nie jest najlepszy w te klocki. Ani "Zwierzak" ani "Pożyczony narzeczony" nie należą do filmów, które zapadłyby w pamięć. A już tym bardziej w dobrym znaczeniu. Dotychczasowe produkcje należały do średnich, jeśli nie słabych. Przewidywalne, sztuczne, absolutnie nijakie - to jedyne pasujące do nich określenia. Niestety "Udając gliniarzy" niczego w tej kwestii nie zmienia...

    (Źródło: imperial-cinepix.com.pl)
    Miała być klasyczna komedia o kumplach-gliniarzach. Z zaznaczeniem, że główni bohaterowie nie są policjantami, a jedynie podszywają się pod amerykańskich stróżów prawa. I ten aspekt miał spowodować miliony prześmiesznych sytuacji, które rozbawią widza do granic możliwości. Niestety, nie wyszło. Misterny plan legł w gruzach zanim zdążył się w ogóle rozwinąć.

    (Źródło: youtube.com)
    Ryan i Justin są przeciętniakami. Nie wyróżnia ich olśniewający wygląd czy niezwykłe talenty. Mają typowe problemy i równie typowe marzenia. Największą zmorą jest niska samoocena, niesatysfakcjonująca praca (lub brak jakiegokolwiek zatrudnienia) oraz permanentna klęska na niwie miłosno-uczuciowej. Jednym słowem: mogiła! 

    Przypadkowy udział w dość spontanicznym zjeździe absolwentów sprawia, że... odkrywają co może pomóc w przełamaniu złej passy. Szkolna maskarada prowokuje bohaterów do przywdziania policyjnych mundurów, które - niczym jak za sprawą czarodziejskiej różdżki - czynią z nich silnych konkurentów w oczach mężczyzn i "łakomy kąsek" zdaniem kobiet. Żyć, nie umierać! Tylko z pozoru, ponieważ chęć bycia w centrum uwagi sprawia, że nasi bohaterowie zadzierają z lokalnym gangiem i tym samym wpadają w nie lada tarapaty.  


    (Źródła: gry-online.pl i geeknation.com)
    Dalej czeka nas już tylko morze gagów sytuacyjnych i językowych lapsusów. Śmiechu jest co niemiara! Szkoda tylko, że niemal wyłącznie w wykonaniu głównych bohaterów produkcji Greenfielda. Widz niestety nie ma takiego ubawu. Dlaczego? Bo żart jest niskiej jakości. Scenariusz pisany na kolanie, a dialogi w 80% dopasowane tak nieudolnie jak puzzle układane przez 5-latka. 

    Ci, którzy podobnie jak ja, liczyli na świetny przykład buddy movie pokroju "21 Jump Street" przeżyją dość spore rozczarowanie. Poza kilkoma całkiem niezłymi ujęciami oraz uroczym błyskiem w oczach Jake'a Johsona i Damona Wayansa Jr. nie dostaną niczego więcej.



    (Źródła: stopklatka.pl, urbanrhetonicblog.blogspot.com i visaliatimesdelta.com)
    Continue Reading

    "Punk nie umarł!" - wykrzykują w jednej ze scen nastoletnie bohaterki filmu. I choć nikt nie bierze ich poważnie, same gorliwie wsłuchują się w mocne brzmienia. Dlaczego chcą uchodzić za outsiderki, jakie wartości kwestionują, z czym sobie nie radzą - na te pytania w niemalże dokumentalny sposób odpowiedzi stara się znaleźć reżyser "We are the best!", Lukas Moodysson.

    (Źródło: the-filmreel.com)
    Bobby i Klarę poznajemy jako szkolnych odmieńców, zbuntowane małolaty. Mają własny styl, niepopularny gust muzyczny, kłopoty z akceptacją przez rówieśników. Trzymają się razem i wspólnie stawiają czoła wszelkim problemom. 
    Chcąc zagrać na nosie starszym kolegom, ni stąd ni zowąd zakładają zespół. Oczywiście punkowy, bo - choć brat Klary uważa, że punk już umarł - nie straciły jeszcze nadziei. Dość nieśmiało chwytają za gitarę i pałeczki do perkusji. Po szaleńczych i nieudanych próbach w lokalnej świetlicy, postanawiają poprosić o pomoc w nauce gry na instrumentach szkolną prymuskę - Hedvigę. I wtedy wszystko się zaczyna...

    (Źródło: youtube.com)
    Wbrew pozorom muzyka nie gra w tym filmie pierwszych skrzypiec. Jest punktem wyjścia, ważnym składnikiem, ale nie fundamentem. I z pewnością nie głównym bohaterem. 
    Kluczowe bowiem są u Moodyssona kreacje zbuntowanych 13-latek. Dziewczyny (Mira Barkhammar i Mira Grosin) fantastycznie wcieliły się w filmowe postacie - na tyle, że w każdym ujęciu wyglądają autentycznie. W zasadzie zastanawiające jest, czy reżyser wybrał prawdziwe punkówy, które tak naturalnie zagrały siebie, czy jednak postawił na posiadające aktorską smykałkę dzieciaki, które w niewymuszony sposób zaprezentowały nastoletnie miłośniczki punka. 

    Bohaterki są energiczne, inteligentne i zaangażowane w szalony pomysł wzięcia udziału w lokalnym konkursie muzycznym. Bacznie obserwują poczynania swoich rodziców. Z jednej strony dają im rady, pomagają w problemach, a z drugiej - jak to dorastające dzieci - nie akceptują pewnych zachowań i twierdzą, że "inni mają fajniejszych rodziców". Ponadto Bobby i Klara nie boją się niczego. Ani starszych chłopaków z konkurencyjnego zespołu, ani rygorystycznych nauczycieli, ani kwestionowania ich urody przez "cukierkowe" koleżanki ze szkoły, ani nawet rozmów na poważne tematów. Prowadzą dyskusje o istnieniu Boga, wolnej woli, energii jądrowej czy poświęceniu przyjaźni dla nowo poznanego chłopaka. 


    (Źródło: anatomiadelimagen.wordpress.com i thetimes.co.uk)
    "We are the best" to coś więcej niż zwykły film o muzyce. To portret dorastającej młodzieży. Moodysson zawarł w nim wszystko, co najważniejsze z perspektywy młodego człowieka: domowe dramaty, perypetie z rodzeństwem, odrzucenie przez rówieśników, miłosne wzloty i upadki, pierwszy smak sukcesu i porażki. Po seansie mam nieodparte wrażenie, że czas i miejsce tej historii może być dowolny, bo opowieść jest po prostu uniwersalna. I równie dobrze mogłaby wydarzyć się w dowolnym zakątku świata. Tym bardziej, że filmowe przesłanie jest proste - "Znajdź ludzi, z którymi dobrze się czujesz i po prostu bądź sobą!". 


    (Źródła: telegraph.co.uk i rogerebert.com)
    Continue Reading

    David Ayer ma na swoim koncie kilka porządnych filmów. "Bogowie ulicy", "Szybcy i wściekli" czy kultowy wręcz "Dzień próby" to tytuły, które same się bronią. Wtedy kiedy jest taka potrzeba, choć zwykle nie ma powodów do obszernego argumentowania dlaczego są uważane za kawał solidnego kina akcji. Czy dość dobra passa reżysera utrzymała się również podczas realizowania "Furii"?


    (Źródło: moviepilot.com)
    II wojna światowa. Teren nazistowskich Niemiec. Załoga amerykańskich żołnierzy szykuje się do ostatecznego starcia z wrogiem. W międzyczasie ma jeszcze uratować jeden z oddziałów, który znalazł się w tarapatach. Wprawieni w boju czołgiści "Furii", doświadczeni w Afryce i na terenie Europy Zachodniej, ruszają wykonać zadanie pod przywództwem sierżanta Wardaddy'ego (Brad Pitt). Niespodziewanie dołącza do nich młodziutki Norman (Logan Lerman), który do tej pory nie miał nic wspólnego z walką. Jego młodzieńczy idealizm momentalnie ściera się z bezwzględnością i brutalnością wojny. A to dopiero początek...


    (Źródło: youtube.com)
    Bez dwóch zdań mamy tu mroczny obraz wojny. Bohaterowie nie tylko toczą mniejsze lub większe bitwy, ale również grzęzną w błocie, chowają się okopach, są ostrzeliwani w najmniej spodziewanych momentach. Nie uderza nas huk wybuchów granatów i gorączkowe strzelaniny, a przynajmniej nie tak bardzo. Najsilniej zapada w pamięć wojenna "otoczka". Brud, wszechobecne zniszczenie, bezwzględność, brutalność, narastająca frustracja, a z drugiej strony strach i samotność. Po prostu, realizm.

    Podejście Ayera można z tego powodu uznać za zbieżne z tym, co przed laty zaprezentował nam Spielberg. Obserwujemy traumatyczne oblicze wojny, moralne dylematy i dramatyczne losy człowieka znajdującego się w centrum militarnych wydarzeń, jak i niegasnący płomyk nadziei na przetrwanie oraz żołnierską solidarność, lojalność.



    (Źródło: collider.com)
    Każdy z bohaterów jest inny i siłą rzeczy inaczej zachowuje się wobec wojennych realiów. Jeden prawie bezgranicznie ufa swoim umiejętnościom, inny oddaje się w opiekę Boga. Kiedy w ich szeregi wchodzi "nowy", dostrzegamy kontrast życiowych doświadczeń żołnierzy. Ci, którzy w walce spędzili już miesiące bądź lata, oswoili się z jej okrucieństwem. Różnica ta staje się wyraźna na każdym kroku: w zetknięciu ze śmiercią jednego z amerykańskich dowódców czy schwytaniem niemieckiego żołnierza. Norman nie chce zgodzić się na działanie wbrew swojemu sumieniu. Nie akceptuje rzeczywistości, z jaką przyszło mu się zmierzyć. Musi jednak podjąć decyzję, czy ramię w ramię z kolegami z "Furii" będzie walczył o swoje życie, o lepszą przyszłość. 



    (Źródła: worldoftanks.com i stopklatka.pl)
    Ayer przygotował dobrą wojenną pozycję. Sama w sobie jest spójna, przekonująca i emocjonująca. Rosnące napięcie daje się odczuć nawet siedząc w kinowym fotelu, ale w zestawieniu "Furii" z sztandarowymi tytułami wojennymi ("Szeregowiec Ryan", "Kompania braci", "Czas apokalipsy", "Helikopter w ogniu") nie wypada ona tak dobrze.

    Słyszałam głosy, że to niemalże prawdziwy portret wojny, że nie uświadczymy tu typowego dla Amerykanów patosu. Nieprawda! Co więcej, Ayer nie powstrzymał się przed użyciem do bólu typowych motywów. Ogranych już w wielu filmach na różne sposoby. Nie jest to na szczęście powiewająca na wietrze flaga USA, ale kilka innych kwiatków się znajdzie. Bez takich zabiegów całość nie byłabym tak dosłowna i tym samym zostawiała więcej miejsca na refleksję. 
    Ponadto dodanie miniwątku miłosnego też nie wzbogaca produkcji. Reżyser mógł obyć się bez takiej historii, a fabuła nie straciłaby absolutnie niczego. Wręcz przeciwnie - wówczas byłby to film poświęcony po prostu wojnie. I wydaje się, że wtedy "Furia" miałaby szansę zostać zapamiętaną przez widza na dłużej.


    (Źródło: flickandbits.com)
    Continue Reading

    30. Warszawski Festiwal Filmowy za nami! Emocje opadły, niedobór snu minimalnie nadrobiony - można więc przystąpić do pierwszych podsumowań. Spośród mnóstwa pokazywanych filmów wybrałam kilkanaście (tutaj), ale musiałam zrewidować listę i stworzyć ją ponownie. W rezultacie obejrzałam 8 filmów. Nie tak dużo, ale biorąc pod uwagę pobyt na FKA w Łodzi, miałam mniej czasu. Trzy tytuły opiszę nieco dłużej. Pozostałe przedstawiam w telegraficznym skrócie. Voila!


    Na początek "Cud", kanadyjski dramat w reżyserii Daniela Grou. Przedziwny splot losów przeróżnych bohaterów pokazuje nam nasze życie łączy się i przenika z życiem innych. Widzimy w jaki sposób nieznani nam ludzie mogą wpłynąć na nasze życiowe decyzje. Nie bezpośrednio, ale subtelnie. Najczęściej zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Opowieść o życiu w zgodzie ze sobą, o dokonywaniu wielkich zmian, o braniu losu we własne ręce. 

    Choć ogólny wydźwięk jest mi bliski, a poziom realizatorski raczej zadowalający, "Cud" nie został moim wspaniałym odkryciem festiwalowym.

    Ocena: 7/10
    (Źródło: straight.com)

    Z hiszpańską czarną komedią pt. "Carmina i amen" miałam niemały problem. Film jest interesujący, szczerze zabawny i wyraźnie hiszpański w sposobie przedstawienia. Ci, którzy sięgają po produkcje hiszpańskojęzyczne (bo także te południowoamerykańskie), dostrzegą przesyt mentalnością Hiszpanów, ich sposobem mówienia czy wystrojem ich domów. 
    Główna bohatera jest rewelacyjna. Z jednej strony zasmucona i zagubiona w obliczu nagłej śmierci męża (i to na chwilę przed wypłatą!), z drugiej myśli konkretnie, działa precyzyjnie i chłodno kalkuluje co się opłaca, a czego nie warto mówić/robić. Nie brakuje zabawnych wpadek czy gagów sytuacyjnych.

    Produkcja rozpoczęła mój udział w WFF, ale - choć bawiłam się naprawdę dobrze, a momentami wręcz pękałam ze śmiechu! - nie przekonała mnie do siebie bezgranicznie. Biorę pod uwagę możliwość, że to kwestia zewnętrzna np. zmęczenia.

    Ocena: 5,5/10
    (Źródło: lasendadelemboscado.blogspot.com)

    Kolejne podejście do kina tureckiego w ciągu ostatnich tygodni. Czy udane? "Konsekwencje" miały być dramatem podejmującym problemy uniwersalne: w życiu kierować się sercem czy rozumem? kto jest ważniejszy - my czy oni? Niestety kwestie te nie są wyraźne na ekranie. Nikną gdzieś między wartką akcją gangstersko-pościgową a dość dziwacznym i słabo zarysowanym wątkiem trójkąta miłosnego. 

    Zdecydowanie zbyt zagmatwany fabularnie, chwilami wręcz chaotyczny. Do tego dochodzą jeszcze dłużyzny i przegadanie. Znowu był to więc seans, który nie przekonał mnie do tureckiej kinematografii...

    Ocena: 4/10
    (Źródło: sinematopya.com)

    Co skłoniło mnie do wyboru belgijskiej produkcji "W pół drogi"? Reżyseria w wykonaniu Geoffrey'a Enthovena, którego poprzedni film - "Hasta la vista" szczerze uwielbiam! :-) Czarna komedia o rozwodniku, wprowadzającym się do domu zamieszkiwanego już przez tajemniczego mężczyznę, brzmiała intrygująco. Kim będzie ten człowiek, jak potoczą się losy bohaterów, o co w ogóle będzie chodził - takie pytanie pojawiały się w mojej głowie. 

    Opowieść całkiem udana. O radzeniu sobie w trudnych sytuacjach, walce ze stresem i niesprzyjającymi okolicznościami, odkrywaniu co jest w życiu najważniejsze. Lekka i zabawna forma, treściowo również warta uwagi.

    Ocena: 7/10
    (Źródło: cineeuropa.org)

    Trailer "Co robimy w ukryciu" widziałam kilka tygodni temu. I nie zachwycił mnie, dlatego film odłożyłam na bok. Nawet, gdy zobaczyłam go wśród programowych propozycji na WFF, nie zmieniłam swojego zdania. Dopiero pierwsze bardzo pozytywne głosy zaprzyjaźnionych blogerów delikatnie przekonały mnie do zwrócenia uwagi na wampirzy tytuł.

    Połączenie komediowego horroru z mockumentem okazało się strzałem w dziesiątkę! Zwłaszcza, gdy na tapetę weźmie się aktualne filmowo-książkowe trendy (wampiry, zombie i inne umarlaki). Projekt przemyślany, dopracowany, a wciąż sprawia wrażenie przestępnego, przezabawnego i lekkiego. Baaaardzo dawno aż tak dobrze nie bawiłam się w kinie. I równie dawno nie widziałam tak rozbawionej widowni. 

    Ocena: 8/10
    (Źródło: filmguide.sundance.org)

    Continue Reading

    Magia kina to częściowo właśnie takie filmy jak "Dior i ja". To obrazy, które zaskakują. Niekoniecznie wartką akcją czy milionem suspensów. Ale historią, którą snuje reżyser i wyróżniającym się sposobem jej opowiedzenia. Frédéric Tcheng znalazł chyba złoty środek, by przykuć i - co równie ważne - skutecznie utrzymać uwagę widza, mówiąc o losach projektanta, pracującego nad nową kolekcją domu modowego Christian Dior.


    (Źródło: facebook.com/diorandimovie)

    W dokumencie Tcheng niczego nie analizuje, nie dopowiada od siebie. Jak przystało na idealnego obserwatora, zajmuje miejsce na uboczu i  subtelnie podgląda codzienną pracę w jednym z najsłynniejszych miejsc mody na świecie. Rejestruje je trochę z ukrycia, trochę reportersko. Daje możliwość zobaczenia, w jaki sposób odbywa się proces powstania pierwszej (!) kolekcji haute couture wybitnego projektanta. Począwszy od poznania zespołu krawieckiego, poprzez dopracowanie wizji artystycznej, dobór tkanin, wybór krojów i fasonów, skończywszy na zaangażowaniu odpowiednich modelek oraz zaaranżowaniu wnętrz. Dzięki temu widz odnosi wrażenie, jakby świat mody poznawał od podszewki.

    Poza ujęciami zza kulis może jeszcze wysłuchać opinii specjalistów modowych. Wypowiadają się pracownicy administracyjni domu Diora, a także szefowe działów krawieckich i ich podwładni. Oczywiście poznajemy także punkt widzenia autorów projektu - Rafa Simonsa, nowego dyrektora artystycznego oraz jego zastępcy, Pietera Muliera.


    (Źródło: youtube.com)

    Najnowsza historia tego domu modowego jest wzbogacona o krótkie materiały przywołujące początki firmy. Tcheng pomyślał więc o osobach niewdrożonych w świat mody. Dał w ten sposób możliwość szybkiego - ale i dość powierzchownego - poznania postaci Christiana Diora oraz jego artystycznej wizji mody kobiecej. 



    (Źródło: facebook.com/diorandimovie)

    Tytułów, które chciałam obejrzeć podczas tegorocznego Warszawskiego Festiwalu Filmowego było kilkanaście. Wszystkie - poza "Dior i ja" - fabularne. Dlaczego debiutancka produkcja Frédérica Tchenga już po samym opisie przypadła mi do gustu? Trudno powiedzieć. Z pewnością był to film wyróżniający się na tle pozostałych. Po pierwsze - dokument, po drugie - debiut reżyserski, po trzecie - o świecie mody i to tym, z najwyższej półki. Czynników za jego obejrzeniem znalazłam kilka, więc nawet późna pora seansu w środku tygodnia nie była w stanie mnie zniechęcić. A sama projekcja na tyle zainteresowała, że film uważam, że największe odkrycie WFF i bardzo chętnie sięgnę po kolejną produkcję autorstwa francuskiego reżysera.



    (Źródła: tribecafilm.com i theguardian.com)
    Continue Reading

    Jubileuszowy, 30. Warszawski Festiwal Filmowy dobiega końca. Wczoraj ogłoszono werdykty jury konkursowych oraz wręczono nagrody laureatom. Kto stanął na podium? Które tytuły uzyskały poparcie branży filmowej?

    (Źródło: wff.com, fot. Bartek Trzeszkowski)
    W najistotniejszej kategorii, czyli Konkursie Międzynarodowym, przyznano 3 nagrody. Jury w składzie: Sepideh Farsi (Iran), Yevgeny Gindilis (Rosja), Uberto Pasolini (Wlk. Brytania), Olena Yershova (Ukraina) i Janusz Zaorski (Polska) wręczyło:

    Warsaw Grand Prix, główną nagrodę w Konkursie Międzynarodowym, ufundowaną przez Miasto Stołeczne Warszawa filmowi THE COFFIN IN THE MOUNTAIN / BINGUAN w reżyserii Xin Yukuna (Chiny)

    "Za wielowymiarowość narracji i subtelność w posługiwaniu się czarnym humorem, Główną Nagrodę 30. Warszawskiego Festiwalu Filmowego otrzymuje film THE COFFIN IN THE MOUNTAIN ze specjalnym wyróżnieniem dla Lu Nifan (autora oryginalnego tekstu) oraz Feng Yuanlinag i Xin Yukun (autorów scenariusza)."


    (Źródło: meniscuzine.com)
    Nagrodę za Najlepszą Reżyserię Ognjenowi Sviličić, za film THESE ARE THE RULES / TAKVA SU PRAVILA (Chorwacja, Francja, Serbia, Macedonia)
    "Za głęboką wrażliwość i mistrzowską konsekwencję w ukazaniu ludzkiej walki przeciwko biurokracji i znieczulicy."

    Specjalną Nagrodę Jury ZESPOŁOWI AKTORSKIEMU w filmie CARMINA Y AMEN / CARMINA & AMEN, reżyseria Paco León (Hiszpania)
    "Dla obsady filmu Carmina i Amen (Carmina & Amen), gdyż cały zespół aktorski zasłużył na zbiorową nagrodę, spisując się znakomicie w bardzo trudnej umiejętności gry w czarnej komedii."


    (Źródło: makingofezine.com)


    W Plebiscycie Publiczności 30. WFF, odbywającym się po raz dwudziesty ósmy, zwyciężyły następujące filmy: 

    W kategorii filmów fabularnych Co robimy w ukryciu / What We Do in the Shadows, reż. Jemaine Clement, Taika Waititi (Nowa Zelandia)

    W kategorii filmów dokumentalnych Rozdroże / Crossroads / Perekrestok, reż. Anastasiya Miroshnichenko (Białoruś, Szwecja) 

    W kategorii filmów krótkometrażowych Joanna, reż. Aneta Kopacz (Polska)

    W kategorii filmów dla dzieci Kapitan Rybka / Captain Fish, reż. John Banana (Francja)



    (Źródło: wff.pl)
    Jury w składzie: Ozan Açiktan (Turcja), Hawa Essuman (Kenia), Jan Komasa (Polska) przyznało nagrody dla Zwycięzcy Konkursu 1-2 filmom: 

    HOW TO STOP A WEDDING / HUR MAN STOPPAR ETT BRÖLLOP, reżyseria Drazen Kuljanin (Szwecja)
    "Za prostą elegancję skrywającą wielowarstwową strukturę, która urzeka jednoczesną lekkością i głębią potraktowania tematu."
    oraz 
    THE LESSON / UROK, reżyseria Kristina Grozeva, Petar Valchanov (Bułgaria, Grecja)
    "Za przemyślaną i błyskotliwą  eksplorację ludzkiej dumy oraz perfekcyjną reżyserię."

    (Źródło: wff.com, fot. Rafał Nowak)
    W kategorii "Wolny Duch" jury przyznało kazachstańskiemu filmowi THE OWNERS / UKKYLIKAMSHAT, reżyseria Adilkhan Yerzhanov

    oraz
    Wyróżnienie filmowi BEFORE I DISAPPEAR, reżyseria Shawn Christensen (USA).
    "Za udaną próbę połączenia kina głównego i niezależnego nurtu."

    (Źródło: film.dziennik.pl)

    Natomiast w Konkursie Dokumentalnym nagrodzono rumuńską produkcję TOTO AND HIS SISTERS / TOTO SI SURORILE LUI, reżyseria Alexander Nanau

    "Doceniamy jego mistrzowską reżyserię, doskonałą dramaturgię, intymność z jaką pokazuje bohaterów i sposób w jaki przedstawia problemy społeczne, pozostając inspirującym"


    zaś Wyróżnienie trafiło do filmu CROSSROADS / PEREKRESTOK reżyseria Anastasiya Miroshnichenko (Białoruś, Szwecja)
    "Za franciszkańską filozofię oraz umiejętność reżyserki do stworzenia potężnego efektu skromnymi środkami."


    (Źródło: wff.com, fot. Rafał Nowak)

    W Konkursie Filmów Krótkometrażowych jury przyznało następujące nagrody:
    - Najlepszy Film Krótkometrażowy, który otrzymuje Short Grand Prix – CUPCAKE, reżyseria Jane Magnusson (Szwecja)
    "Za mocną historię i szczere, intymne podejście do postaci i ich relacji, wsparte świetnymi zdjęciami i grą aktorską"

    - Najlepszy Animowany Film Krótkometrażowy – THE TIDE KEEPER, reżyseria Alyx Duncan (Nowa Zelandia)

    "Za niesamowitą atmosferę w onirycznej scenerii i wizualnie uderzający, intymny film z wyważonym wykorzystaniem animacji"
    - Najlepszy Aktorski Film Krótkometrażowy – DRAMA, reżyseria Guan Tian (USA)
    "Za inteligentne posługiwanie się językiem filmowym, który łączy prostą zabawną historię ze świetną choreografią i wyrazistymi postaciami"
    - Najlepszy Dokumentalny Film Krótkometrażowy – MY DAD'S A ROCKER, reżyseria Zuxin Hou (Chiny)
    "Za rzucenie światła na inspirującego człowieka, którego historia ukazuje prawdziwe znaczenie Rocka i Życia, dzięki rzetelnemu podejściu reżysera"

    (Źródło: wff.com, fot. Rafał Nowak)

    Nagrodę FIPRESCI (Międzynarodowej Federacji Krytyki Filmowej) jury przyznało nagrodę dla najlepszego debiutu z Europy Wschodniej, którym został mołdawski WHAT A WONDERFUL WORLD / CE LUME MINUNATĂ, reżyseria Anatol Durbală.
    "Jury pragnie wyrazić uznanie dla reżysera, którego debiut fabularny obiecuje wiele swoją pilnością i intensywnością opowiadania; pochodzi przy tym z kraju, który od czasu uzyskania niepodległości w 1991 roku praktycznie nie ma przemysłu filmowego. Zwodniczo zmienny, oparty na scenariuszu bycia w-złym-miejscu-w-złym-czasie, film ten splata ze sobą wydarzenia gwałtownych, masowych protestów młodej generacji, dla której nadszedł czas pokazania gniewu i straty zaufania do skorumpowanego i patrzącego w przeszłość rządu, prowadząc tym samym nieświadomego bohatera do szokującego punktu kulminacyjnego."

    (Źródło: diez.md)
    Nagrodę Jury Ekumenicznego otrzymał film IN THE CROSSWIND / RISTTUULES w reżyserii Martti Helde (Estonia)

    "Film jest filmowym requiem. Erna jest Estonką, która pisze listy do swojego męża opowiadające historię jej deportacji na Syberię. Umiejętnie wykorzystując możliwości techniczne, zwłaszcza w postaci spaceru pomiędzy żywymi rzeźbami, reżyser przenosi tę opowieść do wyższego wymiaru - kontemplacji cierpienia, ludzkiej godności i nadziei poprzez mistrzowskie zestawienie obrazów, słów i muzyki. Requiem dla wszystkich niewinnych ludzi z Europy Wschodniej, którzy cierpieli lub zginęli od tyranii Sowietów. Nie wolno nam zapomnieć..."

    (Źródło: forumcinemas.ee)
    Ostatnie wyróżnienie - nagrodę NETPAC, czyli Organizacji Promocji Kina Azjatyckiego jury przyznało najlepszej produkcji azjatyckiej w programie WFF, a został nią film SIZDAH / 13, reżyseria Hooman Seyedi (Iran)
    "Za śmiałe podejście w przedstawieniu tematu młodych ludzi w kinie irańskim i za wyjątkowy styl w ukazaniu społecznego gniewu i problemów relacji płci poprzez portret rodziny."


    Continue Reading
    Newer
    Stories
    Older
    Stories

    Polub na Facebooku

    Śledź na Instagramie

    SnapWidget · Instagram Widget

    Szukaj

    recent posts

    Archiwum

    • ►  2020 (12)
      • ►  października 2020 (1)
      • ►  kwietnia 2020 (1)
      • ►  marca 2020 (3)
      • ►  lutego 2020 (4)
      • ►  stycznia 2020 (3)
    • ►  2019 (27)
      • ►  listopada 2019 (1)
      • ►  października 2019 (3)
      • ►  września 2019 (1)
      • ►  sierpnia 2019 (1)
      • ►  lipca 2019 (4)
      • ►  czerwca 2019 (2)
      • ►  maja 2019 (2)
      • ►  kwietnia 2019 (2)
      • ►  marca 2019 (3)
      • ►  lutego 2019 (3)
      • ►  stycznia 2019 (5)
    • ►  2018 (34)
      • ►  grudnia 2018 (2)
      • ►  listopada 2018 (3)
      • ►  października 2018 (3)
      • ►  września 2018 (3)
      • ►  sierpnia 2018 (4)
      • ►  lipca 2018 (1)
      • ►  czerwca 2018 (3)
      • ►  maja 2018 (3)
      • ►  kwietnia 2018 (3)
      • ►  marca 2018 (3)
      • ►  lutego 2018 (5)
      • ►  stycznia 2018 (1)
    • ►  2017 (38)
      • ►  grudnia 2017 (3)
      • ►  listopada 2017 (4)
      • ►  października 2017 (4)
      • ►  września 2017 (4)
      • ►  sierpnia 2017 (5)
      • ►  lipca 2017 (1)
      • ►  maja 2017 (3)
      • ►  kwietnia 2017 (1)
      • ►  marca 2017 (3)
      • ►  lutego 2017 (4)
      • ►  stycznia 2017 (6)
    • ►  2016 (36)
      • ►  grudnia 2016 (2)
      • ►  listopada 2016 (5)
      • ►  października 2016 (6)
      • ►  września 2016 (5)
      • ►  sierpnia 2016 (2)
      • ►  maja 2016 (1)
      • ►  kwietnia 2016 (8)
      • ►  marca 2016 (3)
      • ►  lutego 2016 (1)
      • ►  stycznia 2016 (3)
    • ►  2015 (57)
      • ►  grudnia 2015 (4)
      • ►  listopada 2015 (9)
      • ►  października 2015 (4)
      • ►  września 2015 (4)
      • ►  sierpnia 2015 (3)
      • ►  lipca 2015 (2)
      • ►  czerwca 2015 (2)
      • ►  maja 2015 (6)
      • ►  kwietnia 2015 (6)
      • ►  marca 2015 (5)
      • ►  lutego 2015 (6)
      • ►  stycznia 2015 (6)
    • ▼  2014 (75)
      • ►  grudnia 2014 (8)
      • ►  listopada 2014 (12)
      • ▼  października 2014 (17)
        • (Po)zostać człowiekiem
        • Konkurs - Festiwal 5.Smaków!!!
        • Nieudacznicy w akcji
        • Just be yourself!
        • Parszywa wojna
        • Warszawski Festiwal Filmowy - podsumowanie
        • Kulisy świata mody
        • Laureaci 30. WFF
        • Surrealistyczny western techno
        • Mroczna strona prowincji
        • Nieprawdopodobne koleje losu
        • Weekendowa, filmowa rozpusta
        • 30. WFF - moje rekomendacje
        • Jak u mamy
        • Spisek goni spisek
        • Moje filmowe perełki
        • Kamera, akcja!
      • ►  września 2014 (15)
      • ►  sierpnia 2014 (5)
      • ►  lipca 2014 (1)
      • ►  czerwca 2014 (7)
      • ►  maja 2014 (2)
      • ►  kwietnia 2014 (5)
      • ►  marca 2014 (2)
      • ►  stycznia 2014 (1)
    • ►  2013 (11)
      • ►  listopada 2013 (1)
      • ►  października 2013 (4)
      • ►  września 2013 (1)
      • ►  lipca 2013 (1)
      • ►  czerwca 2013 (1)
      • ►  kwietnia 2013 (3)
    • ►  2012 (21)
      • ►  grudnia 2012 (3)
      • ►  listopada 2012 (10)
      • ►  października 2012 (5)
      • ►  kwietnia 2012 (2)
      • ►  marca 2012 (1)

    Obserwatorzy

    Subskrybuj

    Posty
    Atom
    Posty
    Komentarze
    Atom
    Komentarze

    Czytam

    • Apetyt na film - blog filmowy
      Hello world!
      3 tygodnie temu
    • KULTURALNIE PO GODZINACH
      My Master Builder | Wyndham’s Theatre, London
      4 tygodnie temu
    • Z górnej półki
      Zielone Botki: Stylowe i Wygodne Buty na Każdą Okazję
      1 rok temu
    • FILM planeta
      FILMplaneta powraca!
      2 lata temu
    • ekran pod okiem
      A Virtual Reality Soldier Simulator
      5 lat temu
    • pocahontas recenzuje
      "Cheer" - serial Netflixa
      5 lat temu
    • Po napisach końcowych
      Październik w kinie (Joker, Był sobie pies 2, Czarny Mercedes, Boże Ciało, Ślicznotki, Zombieland: Kulki w łeb)
      5 lat temu
    • Filmowe konkret - słowo
      Dom, który zbudował Jack (2018) – wideorecenzja
      6 lat temu
    • skrawki kina
      ROMA
      6 lat temu
    • In Love With Movie
      9. Festiwal Kamera Akcja - relacja
      6 lat temu
    • WELUR & poliester
      „Casablanca” x Scenograficzne Szorty
      7 lat temu
    • movielicious - blog filmowy
      15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
      10 lat temu
    • Skazany na Kino
      Zodiak (2007)
      10 lat temu
    Pokaż 5 Pokaż wszystko
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Labels

    Oskary Sputnik WFF dokument dramat festiwal kino akcji kino europejskie kino polskie kryminał serial
    facebook instagram filmweb

    Created with by BeautyTemplates

    Back to top