facebook instagram filmweb

Okiem Kinomaniaka

    • Strona główna
    • O mnie
    • .
    • -

    "Witaj królu złoty!" - takim zawołaniem chciałam przywitać Paolo Sorrentino i jego najnowszą produkcję - "Młodość". Twórczość Włocha jest bowiem namacalnym dowodem na to, że współczesne kino stać na więcej! Oraz że część publiczności łaknie wręcz artyzmu w filmach. Artyzmu, który przypomina, że kinematografia to nie tylko rozrywka, a najmłodsza z muz.

    (Źródło: moviesroom.pl)

    Po "Wielkim pięknie" z drżeniem serca przyglądałam się fotosom z planu ostatniego dzieła Sorrentino. Z pewną obawą oglądałam kolejne zwiastuny. Nie bez powodu mówi się, że właśnie ten, kto wysoko zaszedł, może zaliczyć bolesny upadek. A co tu ukrywać -"Wielkim pięknem" włoski reżyser wdarł się na festiwalowe piedestały i do serc setek tysięcy widzów. Wydawać by się więc mogło, że sromotna klęska jest bliżej niż ponowny triumf.


    (Źródła: film.dziennik.pl i film.onet.pl)

    Filmy Sorrentino przepełnione są uczuciami. Te pozytywne, jak radość, poczucie spełnienia, szczęście, miłość, reżyser sprawnie przeplata tymi bolesnymi: smutkiem, żalem, nostalgią, bezradnością. I jeśli miałabym określić co najbardziej urzeka mnie w jego kinie, to jest to właśnie ta mieszanka. Dostaniemy ją u wielu innych twórców, jednak nieliczni potrafią zaserwować ją w tak estetyczny, subtelny, a zarazem jednoznaczny i mocno zaznaczający swą obecność, sposób. 
    Emocje stanowią jeden z ważniejszych i większych zalet kina Sorrentino. Kolejną z pewnością są rewelacyjne kadry, wspaniałe zdjęcia i genialna muzyka towarzysząca nam długo po seansie. Zresztą, sami zobaczcie i posłuchajcie.


    (Źródło: youtube.com)

    "Młodości" nie da się chyba ocenić bez nawiązania do "Wielkiego piękna". I bez porównywania tych tytułów. Oba na warsztat biorą ludzie życie. Przedstawiają bohaterów dokonujących najważniejszego podsumowania - rozrachunku z sensu własnego istnienia. Z tym, że bohater "Młodości"- wybitny kompozytor Fred Ballinger (Michael Caine) rozlicza się ze swojej przeszłości z nostalgią. Z pewną melancholią wspomina młodość, z odrobiną wyrzutów sumienia i żalu mówi o żonie, którą niejednokrotnie ranił, z poczuciem winy patrzy na siebie jako na ojca, który nie potrafił sprostać tej roli. Równie sentymentalnie o minionych czasach myśli jego najlepszy przyjaciel - niegdyś wielki reżyser Mick (Harvey Keitel). Lecz w jego głosie czuć ekscytację życiem. Sceny, w których wraz z młodymi filmowcami próbuje dopracować scenariusz nowego filmu, pokazują go w roli mentora. Jednak nie tylko tego zawodowego. Przede wszystkim jako nauczyciela życia, dobrego wujka, mędrca.

    To właśnie bardzo przekonało mnie do postaci Micka. Jego pasja, chęć życia, umiejętność dostrzegania drobiazgów, potrzeba odkrywania nowych miejsc, rzeczy i ludzi staje trochę w kontrze z tym, co prezentuje Fred - nieco wycofany, zachowawczy, dość małomówny. Ale i w nim widać fascynację życiem. I czułość, z jaką wraca do przeszłych doświadczeń.


    (Źródło: filmweb,pl i wyborcza.pl)

    Przy okazji rozliczania się bohaterów z przeszłością nie brakuje filozoficznych nawiązań. Reżyser stawia różne pytania. Jedne są wręcz egzystencjalne, inne po prostu ważne. Niektóre padają wprost, części musimy się domyślać, wytężać słuch, by je zarejestrować. Z tego powodu seans "Młodości" to świetna okazja do zastanowienie się nad odpowiedziami na owe pytania oraz tym, co jest dla nas najważniejsze w życiu.

    (Źródło: vimeo.com)

    Refleksji, tak w czasie projekcji, jak i po niej, sprzyja cudowna oprawa wizualno-techniczna filmu. Perfekcyjne kadry (wykonywane zapewne z wielkim pietyzmem) w połączeniu z przepięknymi zdjęciami potrafiącymi w jednym ujęciu przekazać całe morze myśli i emocji są czymś, co bez wątpienia wyróżnia dzieła Sorrentino. Za warstwę zdjęciową odpowiada u niego po raz kolejny Luca Bigazzi noszący w sobie - jak widać! - olbrzymi talent. Na szczęście jest on wyokrzystany, więc możemy podziwiać go na ekranie.
    Jego obrazy zyskują dodatkową moc i jeszcze większą pełnię dzięki połączeniu ich ze świetną muzyką. Przy realizacji "Młodości" tą częścią zajmował się David Lang, którego utwór "I lie" ze względu na swój kunszt igłębię za każdym razem wywołuje u mnie dreszcze.

    Ten właśnie muzyczno-zdjęciowy artyzm dopełniający z jednej strony dość lekką i wydawałoby się przeciętną, z drugiej zaś niebywale kompleksową fabułę, w dodatku zaopatrzoną w filozoficzno-literackie odniesienia, sprawia, że opowieść od Sorrentino zyskuje od niejednego widza status kultowej już minutę po seansie. A w niektórych przypadkach i przed nim.

    (Źródło: wyborcza.pl)

    Continue Reading

    Ach, jak miło ogląda się rodzime produkcje. Ostatnie miesiące, ba nawet lata, są dowodem na to, że polskie kino nie zatrzymało się na etapie masowego wypluwania marnych komedii, naciąganych romansideł i niemrawych ekranizacji lektur szkolnych. Mamy do zaoferowania dużo, dużo więcej! Na naszym podwórku pełno bowiem dobrych aktorów, wartościowych scenariuszy i mądrych reżyserów. Na szczęście nie brakuje też fajnej widowni, która w kinie szuka tak rozrywki na poziomie, jak i inteligentnych propozycji niekomediowych.

    (Źródło: smartage.pl)
    Najnowszym przykładem kawałka (i to niemałego!) solidnej produkcji "made in Poland" jest "Karbala". Dramat wojenny w reżyserii Krzysztofa Łukaszewicza miło mnie zaskoczył.
    Z jakiego powodu? Otóż na seans wybierałam się niby bez szczególnych oczekiwań, ale zaintrygowana udziałem kilku ważnych nazwisk (Topa, Schuchardt, Żurawski, Głowacki, Lichota, Simlat). Fabuła także zaciekawiała - losy polskiego kontyngentu w Iraku brzmiały doprawdy zachęcająco. Zwłaszcza, że podobne tematy nie zostały jakoś specjalnie poruszone w ostatnim czasie. 


    (Źródło: youtube.com)

    Mamy rok 2004. Polskie wojska stacjonujące w Iraku. Do naszego obozu dołącza nowy oddział żołnierzy. Jedni wrócili na misję, inni na irackiej ziemi będą stawiali swoje pierwsze, żołnierskie kroki. Niektórzy przylecieli ze względu na późniejsze awanse i ordery, niektórzy by pokreślić swoje bohaterstwo, jeszcze inni, żeby poprawić sytuację finansową własnych rodzin. Część jednostki zostaje oddelegowana do Karbali, aby przy wsparciu bułgarskich wojsk, bronić tamtejszego ratusza (City Hall). Trzydniowa, dość standardowa zmiana (warty mające na celu utrzymanie budynku odbywały się regularnie) nieoczekiwanie przeistacza się w brutalną walkę o City Hall. Polscy żołnierze - bez dostatecznej liczby odpowiedniego sprzętu, bez wystarczającego zasobu amunicji, bez zapasów wody i żywności - zupełnie odcięta od świata stara się stawić czoła napływowi agresywnych i zdeterminowanych bojowników Al-Kaidy. Po pierwszych godzinach walk zaczyna się prawdziwe piekło...

    (Źródło: rmf24.pl)
    Nieczęsto się zdarza, że filmowa opowieść - nawet, gdy jest oparta na faktach - tak niesamowicie mnie wciąga. Owszem, bywa, że daną produkcją zostaję oczarowana od pierwszych minut seansu. Niemniej naprawdę sporadycznie początkowa fascynacja losami bohaterów potrafi przetrwać do napisów końcowych bez rysowania emocjonalnej sinusoidy. W przypadku "Karbali" udało to się znakomicie! Fabuła pochłania naszą atencję momentalnie, a z każdą kolejną minutą napięcie tylko narasta! Kolejne sceny zwiększają poziom adrenaliny we krwi widza. Sprawiają, że siedzimy w ogromnym przejęciu, zaciskając zęby i pięści w obawie co dalej nastąpi.
    Doprawdy, niełatwa to sztuka, aby tak mocno i zarazem tak długo utrzymać uwagę widzów. 


    (Źródła: film.gazeta.pl i wpolityce.pl)
    Ale nawet rewelacyjna historia opowiedziana w przemyślany i angażujący sposób nie obroniłaby się bez dostatecznie dobrej obsady. Krzysztof Łukaszewicz widział co robi! Do projektu zatrudnił śmietankę aktorską. Bo nazwiska takie jak: Lichota, Topa, Schuchardt, Głowacki, Simlat, Żurawski są klasą samą w sobie. Nawet młody Królikowski daje radę. 

    Powracając myślami do przedpremierowego seansu "Karbali" nie umiem przypomnieć sobie jakiegokolwiek uchybienia. Czegoś, co można by uznać za mniejszy lub większy minus produkcji. Tego po prostu nie ma. To nie istnieje. I takie stwierdzenie niech stanowi podsumowanie obrazu Łukaszewicza.



    (Źródła: film.org.pl i next-film.pl)

    Continue Reading

    Aura nie sprzyja już całodniowym posiadówkom na świeżym powietrzu. Tym bardziej zapraszam do kina. Zwłaszcza, gdy pojawia się możliwość obejrzenia (przed premierą) polskiej komedii, która - ku zdziwieniu mas - nie zawiera kloacznego humoru, a dowcip na poziomie i mądre przesłanie. No to hop - walczcie o bilety!

    (Źródło: kultura.gazetaprawna.pl)

    Nasz bohater - Edward jest sfrustrowanym mężczyzną w średnim wieku. Jego życie to mieszanka stresu, frustracji, wrogości do ludzi i smutku. Tym, co cechuje Edwarda jest złe nastawienie do otaczającej go rzeczywistości – widzimy jak złośliwy potrafi być w stosunku do żony, jak bardzo jest niecierpliwy dla córki i jak usilnie unika jakiegokolwiek kontaktu ze starym ojcem. Pewnego dnia przekonuje się jednak, że szczęście nie musi wiązać się z opasłym portfelem, obcobrzmiącym stanowiskiem i podróżami do najdalszych zakątków świata. Niespodziewany wypadek sprawia, że bohater zaczyna roztaczać wokół siebie pozytywną aurę oraz czerpać autentyczną radość z rzeczy, które dotychczas ignorował. Uczy się doceniać to, co od zawsze miał na wyciągnięcie ręki. Pojmuje, że podróż na drugi koniec świata nie jest potrzebna, żeby przeżyć duchową przemianę. Staje się królem życia.

    (Źródło: youtube.com)

    Przedpremierowy seans odbędzie się w sobotę (12.09) w warszawskim kinie Atlantic o godzinie 18:00. Dla jednej osoby mam podwójne zaproszenie :)


    (Źródło: gazetabaltycka.pl i kinoactive.pl)

    Co zrobić, by wygrać bilety?
    Należy odpowiedzieć na pytanie:

    Który film z pozytywnym przesłaniem jest Twoim ulubionym i dlaczego?


    Na zgłoszenia konkursowe (w kilku zdaniach) czekam do piątku 11.09 do godziny 14:00. Wyniki pojawią się do 20:00. Zwycięzca zostanie poinformowany mailowo, dlatego przy odpowiedzi podawajcie swoje imię oraz adres  e-mail :)


    Szczegóły wydarzenia opisano tu.

    (Źródło: news.o.pl)

    Continue Reading

    O "Love" było głośno od samego początku. O filmie mówiło się o jeszcze zanim powstał. A od chwili premierowego pokazu w Cannes temat najnowszej produkcji Gaspara Noe (znanego m.in. z głośnych, kontrowersyjnych obrazów jak "Nieodwracalne" czy "Wkraczając w pustkę") co jakiś czas powracał, za każdym razem budząc więcej emocji. Wszystko z powodu tematyki filmu, którą jest miłość - ta cielesna.

    (Źródło: fdb.pl)

    Główny bohater, dwudziestokilkuletni Murthy, ma dziewczynę i dziecko. Niespecjalnie jest zadowolony z miejsca, w którym aktualnie znajduje się jego życie, co dość wyraźnie podkreśla swoją narzekającą postawą. Ale samopoczucie bohatera dość szybko zmienia się pod wpływem niespodziewanego telefonu od matki byłej dziewczyny. Zmienia, choć nie do końca wiadomo, czy na lepsze. Miejsce marudzenia na rzeczywistość zastępuje bowiem nostalgia za ukochaną Electrą i tym, co łączyło go z nią. Nostalgia zmierzająca do depresji.

    (Źródło: youtube.com)

    W filmie nie brakuje jasnych punktów. Niewątpliwie duży plus stanowi elektryzująca muzyka. Z jednej strony pobudza nas, fascynuje i intryguje, wciągając w aurę namiętności permanentnie unoszącą się nad głównymi bohaterami, z drugiej zaś wzbudza melancholię w rezultacie skłaniając do refleksji nad kondycją współczesnych związków. I za to twórcom należą się pokłony.

    Nowy obraz Gaspara Noe zaskakuje czymś jeszcze. To nie jest - jak mówi/pisze wielu - film pornograficzny. Owszem, scen seksu w nim nie brakuje. Mamy na ekranie pokazane prawie wszystko. Ale sednem tej historii jest relacja. Więź łącząca bohaterów. A raczej brak tej więzi. Murthy'ego i Electrę scala wyłącznie seks. Zrywając z cielesnością, nie mają ze sobą niczego wspólnego. Ich znajomość opiera się na licznych, urozmaiconych stosunkach seksualnych i tylko na nich skupia. Prowadzi to do obsesji głównego bohatera, który staje się zaborczy i zazdrosny o swoją dziewczynę. 


    (Źródła: letempsdetruitto.net i csw.torun.pl)

    Doceniam nawet takie drobnostki jak perfekcyjnie wypracowane kadry, rewelacyjnie dobrana (i spójna!) kolorystyka czy zastosowanie symbolicznych imion bohaterów. Choć reżyser przyznał, że przypisywał swoim postaciom imiona czy ksywki najbliższych (i w sam film zaangażował znajomych, by - jak określił - "stworzyć na planie rodzinną atmosferę"), wciąż dopatruję się w tym działaniu większej głębi. Bo choćby Murthy (patrz: prawo Murthy'ego) w rzeczywistości dąży do nieustannej katastrofy, a Electra jest postacią iście magnetyczną, wręcz hipnotyzującą.
    Bardzo podobały mi się sceny nawiązujące do "Ostatniego tanga w Paryżu", które to przed ponad 40 laty zaszokowało miłośników kina.


    Niestety "Love" ma też minusy. Największymi z nich są mocno kulejące dialogi i słabe kreacje aktorskie. Podziwiam odwagę młodych ludzi grających pierwszoplanowe role, ale przez cały film boleśnie słychać, że należą oni do naturszczyków. W wielu scenach z wielką sztucznością wypowiadają swoje kwestie, które same w sobie nie są udane, bo pisano je chyba z doskoku. Brzmią prostacko i przewidywalnie. 

    (Źródło: indiewire.com)

    Niełatwo o rzetelne podsumowanie. Przedpremierowy seans wspominam dobrze, ale ponownie nie obejrzałabym "Love". Przy realizacji tego filmu reżyser podjął się sporego wyzwania. Nie dość, że na warsztat wziął trudny temat, to jeszcze starał się pokazać go w sposób najbardziej dosłowny i co więcej, zaangażował do projektu amatorów. Eksperyment ten można uznać za udany, choć wielkiego sukcesu nie widać. Niech dowodem tego raczej udanego doświadczenia będzie fakt, że chyba każdy opuszczał salę kinową z głową pełną refleksji dotyczących m.in. tego, czym jest prawdziwa miłość, gdzie zaczyna się mania/obsesja, na ile seks jest dopełnieniem, a na ile istotą miłości oraz czy - i ewentualnie gdzie oraz jakie - powinny być granice wolności w związku.

    (Źródło: blogs.indiewire.com)

    Continue Reading
    Newer
    Stories
    Older
    Stories

    Polub na Facebooku

    Śledź na Instagramie

    SnapWidget · Instagram Widget

    Szukaj

    recent posts

    Archiwum

    • ►  2020 (12)
      • ►  października 2020 (1)
      • ►  kwietnia 2020 (1)
      • ►  marca 2020 (3)
      • ►  lutego 2020 (4)
      • ►  stycznia 2020 (3)
    • ►  2019 (27)
      • ►  listopada 2019 (1)
      • ►  października 2019 (3)
      • ►  września 2019 (1)
      • ►  sierpnia 2019 (1)
      • ►  lipca 2019 (4)
      • ►  czerwca 2019 (2)
      • ►  maja 2019 (2)
      • ►  kwietnia 2019 (2)
      • ►  marca 2019 (3)
      • ►  lutego 2019 (3)
      • ►  stycznia 2019 (5)
    • ►  2018 (34)
      • ►  grudnia 2018 (2)
      • ►  listopada 2018 (3)
      • ►  października 2018 (3)
      • ►  września 2018 (3)
      • ►  sierpnia 2018 (4)
      • ►  lipca 2018 (1)
      • ►  czerwca 2018 (3)
      • ►  maja 2018 (3)
      • ►  kwietnia 2018 (3)
      • ►  marca 2018 (3)
      • ►  lutego 2018 (5)
      • ►  stycznia 2018 (1)
    • ►  2017 (38)
      • ►  grudnia 2017 (3)
      • ►  listopada 2017 (4)
      • ►  października 2017 (4)
      • ►  września 2017 (4)
      • ►  sierpnia 2017 (5)
      • ►  lipca 2017 (1)
      • ►  maja 2017 (3)
      • ►  kwietnia 2017 (1)
      • ►  marca 2017 (3)
      • ►  lutego 2017 (4)
      • ►  stycznia 2017 (6)
    • ►  2016 (36)
      • ►  grudnia 2016 (2)
      • ►  listopada 2016 (5)
      • ►  października 2016 (6)
      • ►  września 2016 (5)
      • ►  sierpnia 2016 (2)
      • ►  maja 2016 (1)
      • ►  kwietnia 2016 (8)
      • ►  marca 2016 (3)
      • ►  lutego 2016 (1)
      • ►  stycznia 2016 (3)
    • ▼  2015 (57)
      • ►  grudnia 2015 (4)
      • ►  listopada 2015 (9)
      • ►  października 2015 (4)
      • ▼  września 2015 (4)
        • Vivat vitae
        • W natarciu
        • "Król życia" - konkurs!!!
        • Między nogami
      • ►  sierpnia 2015 (3)
      • ►  lipca 2015 (2)
      • ►  czerwca 2015 (2)
      • ►  maja 2015 (6)
      • ►  kwietnia 2015 (6)
      • ►  marca 2015 (5)
      • ►  lutego 2015 (6)
      • ►  stycznia 2015 (6)
    • ►  2014 (75)
      • ►  grudnia 2014 (8)
      • ►  listopada 2014 (12)
      • ►  października 2014 (17)
      • ►  września 2014 (15)
      • ►  sierpnia 2014 (5)
      • ►  lipca 2014 (1)
      • ►  czerwca 2014 (7)
      • ►  maja 2014 (2)
      • ►  kwietnia 2014 (5)
      • ►  marca 2014 (2)
      • ►  stycznia 2014 (1)
    • ►  2013 (11)
      • ►  listopada 2013 (1)
      • ►  października 2013 (4)
      • ►  września 2013 (1)
      • ►  lipca 2013 (1)
      • ►  czerwca 2013 (1)
      • ►  kwietnia 2013 (3)
    • ►  2012 (21)
      • ►  grudnia 2012 (3)
      • ►  listopada 2012 (10)
      • ►  października 2012 (5)
      • ►  kwietnia 2012 (2)
      • ►  marca 2012 (1)

    Obserwatorzy

    Subskrybuj

    Posty
    Atom
    Posty
    Komentarze
    Atom
    Komentarze

    Czytam

    • Apetyt na film - blog filmowy
      Hello world!
      3 tygodnie temu
    • KULTURALNIE PO GODZINACH
      My Master Builder | Wyndham’s Theatre, London
      4 tygodnie temu
    • Z górnej półki
      Zielone Botki: Stylowe i Wygodne Buty na Każdą Okazję
      1 rok temu
    • FILM planeta
      FILMplaneta powraca!
      2 lata temu
    • ekran pod okiem
      A Virtual Reality Soldier Simulator
      5 lat temu
    • pocahontas recenzuje
      "Cheer" - serial Netflixa
      5 lat temu
    • Po napisach końcowych
      Październik w kinie (Joker, Był sobie pies 2, Czarny Mercedes, Boże Ciało, Ślicznotki, Zombieland: Kulki w łeb)
      5 lat temu
    • Filmowe konkret - słowo
      Dom, który zbudował Jack (2018) – wideorecenzja
      6 lat temu
    • skrawki kina
      ROMA
      6 lat temu
    • In Love With Movie
      9. Festiwal Kamera Akcja - relacja
      6 lat temu
    • WELUR & poliester
      „Casablanca” x Scenograficzne Szorty
      7 lat temu
    • movielicious - blog filmowy
      15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
      10 lat temu
    • Skazany na Kino
      Zodiak (2007)
      10 lat temu
    Pokaż 5 Pokaż wszystko
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Labels

    Oskary Sputnik WFF dokument dramat festiwal kino akcji kino europejskie kino polskie kryminał serial
    facebook instagram filmweb

    Created with by BeautyTemplates

    Back to top