facebook instagram filmweb

Okiem Kinomaniaka

    • Strona główna
    • O mnie
    • .
    • -

    Bardzo mnie cieszy, że coraz częściej produkowane są rodzime seriale, które poziomem zupełnie nie odstają od tych, kręconych na Zachodzie. Ostatnie lata pokazały, że tak my sami jako widzowie, jak i polscy twórcy, chcemy więcej! Dowodem na to jest ogromna publiczność śledząca pierwszy sezon "Paktu" i "Watahy" lub nowszych propozycji: "Belfra" czy "Artystów". Cieszy również to, że twórcy chętnie podejmują wyzwanie, by stworzyć dalsze losy swoich bohaterów, a te nie są pisane na kolanie.

    (Źródło: filmyfantastyczne.pl)

    Najnowszym przykładem niech będzie "Pakt", którego dwa premierowe odcinki wyemitowało HBO Polska w ubiegłą niedzielę. Choć pierwszy sezon był - jak dla mnie - świetny i został dobrze przyjęty przez widzów, to pojawiały się głosy jakoby nie była to zasługa polskiej ekipy. Scenariusz bowiem oparto na sprawdzonym schemacie - norweskiej produkcji "Układ", którą jedynie przeniesiono na rodzime realia. W moim odczuciu to osadzenie historii, która odniosła sukces w Skandynawii, w polskiej rzeczywistości, było naprawdę udane i też zasługuje na docenienie. Tym lepiej, że w drugiej odsłonie przygód dziennikarza śledczego, Piotra Godeckiego (Marcin Dorociński) nie ma żadnych wątpliwości, czy wciągająca opowieść i dobrze prowadzone wątki to zasługa naszych scenarzystów, ponieważ to autorski pomysł. Co ciekawsze, twórcy pokusili się dodatkowo o pewną zmianę gatunku. Wcześniej mieliśmy do czynienia z czymś na wzór thrillera, teraz zaś skłaniamy się w stronę political fiction (zresztą trochę jak w "House of Cards").

    (Źródło: youtube.com)

    Głównym bohaterem nadal jest Godecki, lecz tym razem wyjaśnia nową aferę, która może doprowadzić do rozpadu aktualnej koalicji. Nadal więc zajmuje się ciemną stroną polityki i tropi tych, którzy mają dużo na sumieniu. Wciąż jest odważny, nieustępliwy i może nieco zbyt pewny siebie. Na ekranie partnerują mu dwie silne postacie kobiece: Anna Wagner, prezydent Bytomia (Magdalena Popławska) oraz Olga Rosińska, redaktor naczelna "Tygodnika" (Kinga Preis). Ta zmiana bardzo mnie ucieszyła. Po pierwsze dlatego, że w poprzednim sezonie nie było miejsca dla kobiet (pojawiały się jakby epizodycznie), po drugie, że to świetne role dla aktorek, które za każdym razem pokazują swoją nową twarz i wielki talent.

    Jakie są dwie pierwsze odcinki nowego "Paktu"? Na pewno bardziej dynamiczne, czego zasługą jest montaż. Poprawiono też dialogi, które rzeczywiście czasami były drewniane. Wciąż mamy dobre zdjęcia i dobre kadry. A przy scenach dokumentujących kampanię jednej z partii widać, że odrobiono lekcję (inspirowanie się kadrami z amerykańskich filmów o polityce czy wspominanym już serialu HoC). 
    Mam nadzieję, że zaproponowane w pierwszych odcinkach tempo i liczba nieoczekiwanych zwrotów akcji, nie zmaleją, a my po raz kolejny będziemy cieszyli się solidnym serialem. Zwłaszcza, że produkcja, choć - jak zapewniają jej twórcy - nie będzie miała bezpośrednich odniesień do polskiej sceny politycznej, pokaże uniwersalne mechanizmy władzy, a to wątek, który zawsze fascynuje i może bardzo ciekawie zaprezentować na ekranie.


    Recenzję pierwszego sezonu znajdziecie TUTAJ


    (Źródła: telemagazyn.pli film.onet.pl)

    Continue Reading

    Nie dziwię się temu, że światowa premiera "Zwierząt nocy" narobiła tyle szumu. Że na 7. American Film Festival (gdzie film miał swoją polską premierę) bilety rozeszły się jak świeże bułeczki. Że wszelkie pojawiają się recenzje wychwalają twórców pod niebiosa. Najnowszy obraz Toma Ford jest majstersztykiem. I to w każdym aspekcie! Takiej perełki nie widziałam już dość dawno!

    (Źródło: awardswatch.com)
    "Zwierzęta nocy" opowiadają historię kobiety, która po latach od rozstania, otrzymuje od byłego męża Edwarda (Jake Gyllenhaal) egzemplarz jego, mającej ukazać się niebawem, książki. Powieść jest przerażająca. Wciąga jak narkotyk, bo akcja dzieje się błyskawicznie, bohaterowie są nieprzewidywalni, a ich czyny niezwykle brutalne. Bohaterka - Susan (Amy Adams) jest zaskoczona i zatrwożona tym, co stworzył ukochany z młodości. Próbuje rozdzielić to, co prawdziwe od tego, co zmyślone. I co najważniejsze - rozgryźć z jakiego powodu dzieło zostało jej dedykowane, a jedna z postaci łudzącą ją przypomina. 
    Przypatrując się życiu Susan - tak w czasie teraźniejszym, jak i retrospekcjach, równolegle poznajemy dalszy rozwój powieści Edwarda. A każda z tych trzech historii angażuje nas równie mocno. 

    (Źródło: youtube.com)
    Jeśli nazwisko Toma Forda nie jest Wam obce, zapewne doskonale wiecie, czego można spodziewać się po jego filmie. Jeśli jednak ów reżyser z niczym się Wam nie kojarzy, chętnie podpowiem, czego można oczekiwać od "Zwierząt nocy". Co w tym obrazie tak bardzo olśniewa widza? Zdjęcia! Ford za kręcenie filmów zabrał się "przed chwilą". Siedem lat temu wyreżyserował debiut - "Samotnego mężczyznę" z Colinem Firthem, Julianne Moore i Matthew Goodem. Film powalił na kolana tak krytyków, jak i publiczność, co potwierdza zdobycie wielu nagród i nominacji m.in. za kostiumy, scenografię, muzykę i grę aktorską. Jako były projektant jest ogromnie wyczulony na punkcie estetyki. Każdy kadr jest dopieszczony, czysty. Nie ma w nim niczego, co nie spełnia określonej funkcji. Widać to wyraźnie w scenach z Amy Adams, która gra bogatą, cyniczną dyrektorkę galerii sztuki przeżywającą małżeński kryzys i wertującą debiutancką powieść byłego męża.

    Oglądając dzieło Forda nie sposób nie zachwycić się nad doborem kolorów, genialnymi kadrami, świetną grą na zbliżeniach. Te zabiegi pozwalają rozkoszować się pięknem obrazu. Dzięki temu reżyser też uważnie portretuje swoich bohaterów. O ich charakterze lub emocjach dużo mówi za pomocą gry nasyceniem barw i zestawieniem ich odcieni. Zmyślnie kontrastuje kadry wypełnione odcieniami chłodnymi z tymi ciepłymi. Temu wszystkiemu przyświeca nadrzędna zasada minimalizmu, o który trudno w większości hollywoodzkich produkcji. Bo nawet jeśli jest on widoczny na poziomie scenariusza (prosta historia, kilku bohaterów, całość rozgrywana w ograniczonej przestrzeni), to na płaszczyźnie zdjęć nie jest już do osiągnięcia.

    (Źródła: film.onet.pl i esquire.pl)
    Choć przerwa między "Samotnym mężczyzną" a "Zwierzętami nocy" trwała aż 7 lat, warto było czekać! Nowość od Forda to bowiem rewelacyjne kino gatunkowe. Thriller, który wciąga i trzyma w napięciu. Czasami takim wręcz nie do zniesienia! Niektóre ujęcia trzymają widza w niepokoju, którego nie sposób wytrzymać. Szukamy ujścia, ale go nie ma. Trwamy w danej scenie wraz z bohaterem do końca, ledwo oddychając w kinowym hotelu. Ciśnienie wzrasta, adrenalina sięga zenitu. Tylko naprawdę dobry scenarzysta mógł napisać tak świetną historię. To samo zresztą tyczy się aktorów. Tu nie ma słabych postaci, źle zagranych ról. Wszyscy spisali się na medal.
    Rzadko to piszę, ale po ten film z pewnością sięgnę ponownie. Bo naprawdę warto!

    (Źródło: rmf24.pl)

    Continue Reading

    Wszystko, co produkuje Vega, budzi sensację jeszcze przed premierą. Tak było ze "Służbami specjalnymi", "Ciachem" czy poprzednim "Pitbullem". Nic więc nadzwyczajnego w tym, że i sequel opowieści o wydziale kryminalnym stołecznej policji także zrobi poruszenie wśród widzów. Czy słusznie? Czy efekt jest zaskakujący w pozytywnym znaczeniu?

    (Źródło: moviesroom.pl)

    Zdecydowanie zaskakuje tu kilka elementów. Przede wszystkim główny bohater poprzedniej części - Majami, kryje się w cieniu. Jego postać jest swoistym pretekstem, by wrócić do opowieści o kryminalnych z Warszawy, niemniej przez cały film jawi się gdzieś w tle. I nie jest to nawet zarzut, bo choć duet Stramowski-Ostaszewska, w poprzedniej odsłonie wypadł rewelacyjnie i przypadł do gustu widzom, to w "Niebezpiecznych kobietach" występuje w roli wisienki na torcie. Podobnie jest z postacią Gebelsa i gangstera Stracha - obaj panowie zapewniają sporą dawkę humoru, co potwierdza reakcja publiczności na sali kinowej. Z tą jednak różnicą, że wątek Majami i Olki. niepotrzebnie powiększono o perypetie nieoczekiwanego związku ich starszej córki. Takie rozwarstwienie fabuły wygląda jakby chciano nim załatać jakieś braki produkcji i nigdy nie wychodzi filmowi na dobre.

    Tym razem na pierwszym planie faktycznie mamy kobiety. Z jednej strony powiązaną z mafią Małgorzatę Bojkę (Alicja Bachleda-Curuś), z drugiej zróżnicowane środowisko policjantek (jedne są skorumpowane, inne agresywne, jeszcze inne nieco naiwne). Poznajemy ich losy fragmentaryczne, może nieco zbyt chaotycznie, co sprawia, że tracimy pewną wiarygodność postaci. Również język naszych bohaterów oraz ich niektóre gesty wydają się być przerysowane. To trochę zaburza odbiór całości, której momentami bliżej do jakiejś farsy, parodii niż wiernego przedstawienia wycinka rzeczywistości nieznanego większości z nas.

    (Źródło: youtube.com)

    "Pitbull. Niebezpieczne kobiety" to jednak dość dobre kino rozrywkowe, którego akcja rozgrywa się wokół porachunków na linii mafia - policja. Fabuła, mimo drobnych luk, swoistej chaotyczności oraz pewnego oderwania od rzeczywistości (Vega jak zwykle przez jedną postać chce pokazać zbyt wiele), trzyma w napięciu przez cały seans. A ten, dodajmy, nie jest krótki (trwa 2 godziny!). Nie jest to niestety poziom, jaki reprezentuje pierwsza odsłona "Pitbulla" z 2005 roku, ale i oczekiwania widowni się zmieniły. Ma być warta akcja, wielu bohaterów, wątki kryminalne, przemoc i ostry język, a to wszystko okraszone humorem. I tak właśnie jest u Vegi. Z pewnością na ten film wyleje się wiadro pomyj, bo hejt jest tym, co bardzo lubimy. Zwłaszcza w odniesieniu do rodzimych twórców kina. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że gdyby obraz ten powstał w Stanach, dostałby po prostu serię 5-tek czy 6-stek (a może nawet i 7-ek) na Filmwebie, a że jest "made in Poland", otrzyma niskie noty i morze komentarzy narzekających na to lub owo. Szkoda, bo choć "Pitbull. Niebezpieczne kobiety" nie jest arcydziełem gatunku kryminalno-sensacyjnego, to warto go obejrzeć jako przykład całkiem udanego sequela.


    (Źródła: film.onet.pl i film.wp.pl)
    Continue Reading

    Choć dla wielu kino amerykańskie kojarzy się wyłącznie z gigantycznymi, drogimi i dość pustymi hollywoodzkimi produkcjami, to prawda jest zupełnie inna. W Stanach powstaje mnóstwo niszowych produkcji: niezależnych, niskobudżetowych, ambitnych. Jedne są bardziej, drugie mniej udane - jak wszystkie filmy. Po 2 czy 3 latach starań, wreszcie dotarłam do Wrocławia, by podczas 7. edycji American Film Festival sprawdzić, jak dobre może być kino "made in America", które zwykle nie trafia na ekrany polskich kin. 


    (Źródło: radioram.pl)

    Wystrzałowe krewetki / The Pistol Shrimps
    reż. Brent Hodge

    To chyba największe zaskoczenie! Wybrałam ten film tak po prostu, zaciekawił mnie opis, bo trailera nawet z lenistwa nie odpaliłam. W sobotni poranek ledwo ściągnęłam się z łóżka, by zdążyć na seans, który... okazał się rewelacyjny! Film bowiem powala nas na kolana!
    Grupa kilkunastu kobiet na co dzień pracujących w Hollywood postanawia założyć amatorską, kobiecą drużynę koszykówki. Choć większość z nich ze sportem nie miała nic wspólnego od lat, zaczynają spotykają się na cotygodniowych treningach i meczach. Aktorki, fotografki, scenarzystki, modelki, nie patrząc na kontuzje i siniaki dają z siebie wszystko na parkiecie, a zacięcie kibicują im bliscy i znajomi.
    "Wystrzałowe krewetki" to więc dokument o pasji, potrzebie odcięcia od zgiełku i zakłamania filmowego światka oraz kobiecej przyjaźni, o której niełatwo w dzisiejszym świecie.

    (Źródło: youtube.com)

    Plan Maggie
    reż. Rebecca Miller

    To taki komediodramat. Z jednej strony dość lekka opowieść o chaotycznej, aczkolwiek całkiem sympatycznej pracownicy naukowej, która nieoczekiwanie spotyka na swojej drodze wybitnego antropologa żyjącego w cieniu swojej jeszcze bardziej wybitnej (i ambitnej) żony. Z drugiej smutny obraz tego, jak szybko czar miłości może prysnąć.
    Osobiście rozpatruję ten film w jeszcze jednym wymiarze. To trochę portret tego, jak bardzo wielu współczesnych mężczyzn przybiera postawę ofiary, jak bardzo unika decyzyjności, jak drastycznie z pana domu staje się rodzinnym ofermą. 

    (Źródło: wizerunekkobiety.pl)

    American Honey
    reż. Andrea Arnold

    I tak jak "Wystrzałowe krewetki" były nieoczekiwaną perełką AFF, tak "American Honey" okazało się wielkim niewypałem. Film drogi i młodym pokoleniu Amerykanów z mniejszych miejscowości, trudnych rodzin i patologicznych środowisk, poszukujących swojego miejsca w świecie, zmęczył mnie przeogromnie. Całość jest długa (2,5 godziny!), co bez dwóch zdanie daje się we znaki zwłaszcza, że fabuła się rozmywa, a akcja zwalnia. Scenarzyście zabrakło jakiejś ikry, bo całkiem nieźle zapowiadającą się historię sprawnie, spójnie i ciekawie doprowadzić do finału. Mamy szalony miszmasz wątków, świetną kreację debiutującej Sashy Lane, na którą bardzo dobrze się patrzy, piękne zdjęcia i zacną ścieżkę dźwiękową. Perfekcyjnie psuje to jednak niedomyślany scenariusz oraz brak wizji reżyserki. 



    (Źródło: youtube.com)

    Każdy by chciał / Everybody wants some
    reż. Richard Linklater

    To zupełnie inny Linklater niż ten znany z trylogii z Delpy i Hawke'iem w rolach głównych czy "Boyhoodzie". Tu mówi językiem prostych młodzieńców - członków drużyny baseballowej z college'u. Do ekipy dołącza kilku pierwszorocznych, w tym Jake, który nieco odstaje od grupy. Jest spokojniejszy, nieco wycofany i nie tak bardzo sfiksowany na punkcie sportu. Czyta poezję, zna się na muzyce, ma dobre maniery. Pierwszego dnia poznaje tajemniczą dziewczynę z akademika, dla której mocniej zaczyna mu bić serce. W ferworze przeprowadzki, integracji z kolegami, adaptacji w nowym miejscu i pierwszych treningów, próbuje odnaleźć piękna nieznajomą i umówić się z nią na randkę.
    Na pierwszy rzut oka "Każdy by chciał" wygląda jak milion innych produkcji o studenckiej rzeczywistości Amerykanów. Daleko mu jednak do obrazów takich jak "American Pie" (i dobrze!). Jest ciekawie i zabawnie, ale z pewnością nie przaśnie. Dobre kino rozrywkowe! 

    (Źródło: youtube.com)
    Continue Reading

    Nietrudno znaleźć film z motywem młodości. Śmiem podejrzewać, że to jeden z bardziej popularnych i nawet najbardziej lubianych motywów, z którymi zmagają się maturzyści na egzaminie z języka polskiego. Nie brakuje więc dzieł, także tych filmowych, prezentujących najróżniejsze odcienie tego wspaniałego okresu w życiu człowieka. Nie tak prosto jednak odnaleźć produkcję filmową, która nie skupia się wyłącznie na buncie nastolatków, pierwszych doznaniach seksualnych czy próbie odnalezienia swojego miejsca w świecie. Niewiele jest produkcji, które usiłują pokazać wycinek młodzieńczej codzienności, także tej pachnącej wypitym alkoholem, wypalonymi papierosami i nocami spędzonymi na szaleńczych tańcach oraz niekończących się rozmowach. A takie właśnie są "Wszystkie nieprzespane noce" Michała Marczaka.

    (Źródło: eska.pl)
    Główni bohaterowie - Krzysiek, Michał i Ewa, snują się zwykle bez celu po mieście. Podążają z imprezy na imprezę, z baru do baru. Doskonale znają noce życie stolicy tak, jakby tego "dziennego" w ogóle nie było. Bije od nich ogrom beztroski, ambitnych planów żyjących w ich głowach, które boleśnie zderzają się z szarą rzeczywistością, a także szczerej radości przeplatanej co chwilę z uczuciem melancholii.

    (Źródło: youtube.com)

    Sporo czytałam o tej produkcji. Jeszcze zanim ją zobaczyłam, słyszałam różne opinie: jedne pełne zachwytu, porównujące obraz Michała Marczaka do "Niewinnych czarodziejów" Andrzeja Wajdy, drugie krytyczne, wytykające koślawe dialogi, z których trudno cokolwiek zrozumieć. I szczerze bałam się seansu. Bo tak w kinie, jak i w ogóle w życiu, staram się nie mieć żadnych oczekiwań, zaczynać wszystko z czystą kartą. 
    Na moje szczęście wizja półtoragodzinnej męczarni nie miała miejsca! Seans "Wszystkich nieprzespanych nocy" przebiegł w bardzo dobrej atmosferze, bo nie brakuje w nim wielu komicznych momentów, a główny bohater potrafi skutecznie zauroczyć widza swoją serdecznością, pewną nieporadnością i chłopięcym wdziękiem (przepraszam, ale dla mnie wciąż bliżej mu do chłopca niż mężczyzny). 

    Podobieństwo do "Niewinnych czarodziejów" ogranicza się do zbliżonej koncepcji opartej na minimalizmie formy, wprowadzeniu zaledwie kilku postaci, a także prowadzeniu całej historii wokół dialogów, a nie poprzez rozbudowaną akcję. Ten mechanizm, choć ma swoje mankamenty (nie da się zatuszować tego, że film Marczaka jest dokumentalizowany, co chwilami przyprawia nas a to o ból uszu, a to o ubaw po pachy ze względu na naturalistyczne wręcz kwestie wypowiadane przez bohaterów) sprawdził się naprawdę dobrze. Produkcja ta stanowi wizję reżysera na temat życia współczesnej młodzieży -  ale tej studenckiej, dorosłej. Między przebitkami z nadwiślańskich, letnich imprez, domówek organizowanych zimową porą a barowymi, jesiennymi wędrówkami widzimy młodych takich, jakimi są. Nieco buntowniczych idealistów poszukujących sensu życia, debatujących raz o drobiazgach, innym razem o istocie ludzkiej egzystencji. Borykających się z niezrozumieniem, pragnących przyjaźni i miłości. 



    (Źródła: cojestgrane24.wyborcza.pl i telemagazyn.pl)

    I choć linearnie ta opowieść nie rozgrywa się wokół żadnego wielkiego wydarzenia, nie prowadzi nas do 
    rozwiązania żadnej ważnej zagadki, to pozwala w którymś z bohaterów dostrzec pierwiastek samego siebie z okresu młodości. Chyba bez względu na to, jak daleko do owej młodości musimy sięgać pamięcią. I jak dla mnie to właśnie stanowi o wartości i uroku produkcji Marczaka, która jako jedna z nielicznych, doskonale broni się mimo pewnych technicznych niedociągnięć. 

    (Źródło: tvn24.pl)

    Continue Reading
    Newer
    Stories
    Older
    Stories

    Polub na Facebooku

    Śledź na Instagramie

    SnapWidget · Instagram Widget

    Szukaj

    recent posts

    Archiwum

    • ►  2020 (12)
      • ►  października 2020 (1)
      • ►  kwietnia 2020 (1)
      • ►  marca 2020 (3)
      • ►  lutego 2020 (4)
      • ►  stycznia 2020 (3)
    • ►  2019 (27)
      • ►  listopada 2019 (1)
      • ►  października 2019 (3)
      • ►  września 2019 (1)
      • ►  sierpnia 2019 (1)
      • ►  lipca 2019 (4)
      • ►  czerwca 2019 (2)
      • ►  maja 2019 (2)
      • ►  kwietnia 2019 (2)
      • ►  marca 2019 (3)
      • ►  lutego 2019 (3)
      • ►  stycznia 2019 (5)
    • ►  2018 (34)
      • ►  grudnia 2018 (2)
      • ►  listopada 2018 (3)
      • ►  października 2018 (3)
      • ►  września 2018 (3)
      • ►  sierpnia 2018 (4)
      • ►  lipca 2018 (1)
      • ►  czerwca 2018 (3)
      • ►  maja 2018 (3)
      • ►  kwietnia 2018 (3)
      • ►  marca 2018 (3)
      • ►  lutego 2018 (5)
      • ►  stycznia 2018 (1)
    • ►  2017 (38)
      • ►  grudnia 2017 (3)
      • ►  listopada 2017 (4)
      • ►  października 2017 (4)
      • ►  września 2017 (4)
      • ►  sierpnia 2017 (5)
      • ►  lipca 2017 (1)
      • ►  maja 2017 (3)
      • ►  kwietnia 2017 (1)
      • ►  marca 2017 (3)
      • ►  lutego 2017 (4)
      • ►  stycznia 2017 (6)
    • ▼  2016 (36)
      • ►  grudnia 2016 (2)
      • ▼  listopada 2016 (5)
        • Polityczne rozgrywki
        • Pierwiastek zła
        • Czas kobiet
        • Nie tylko Hollywood - podsumowanie 7. American Fil...
        • Prawa młodości
      • ►  października 2016 (6)
      • ►  września 2016 (5)
      • ►  sierpnia 2016 (2)
      • ►  maja 2016 (1)
      • ►  kwietnia 2016 (8)
      • ►  marca 2016 (3)
      • ►  lutego 2016 (1)
      • ►  stycznia 2016 (3)
    • ►  2015 (57)
      • ►  grudnia 2015 (4)
      • ►  listopada 2015 (9)
      • ►  października 2015 (4)
      • ►  września 2015 (4)
      • ►  sierpnia 2015 (3)
      • ►  lipca 2015 (2)
      • ►  czerwca 2015 (2)
      • ►  maja 2015 (6)
      • ►  kwietnia 2015 (6)
      • ►  marca 2015 (5)
      • ►  lutego 2015 (6)
      • ►  stycznia 2015 (6)
    • ►  2014 (75)
      • ►  grudnia 2014 (8)
      • ►  listopada 2014 (12)
      • ►  października 2014 (17)
      • ►  września 2014 (15)
      • ►  sierpnia 2014 (5)
      • ►  lipca 2014 (1)
      • ►  czerwca 2014 (7)
      • ►  maja 2014 (2)
      • ►  kwietnia 2014 (5)
      • ►  marca 2014 (2)
      • ►  stycznia 2014 (1)
    • ►  2013 (11)
      • ►  listopada 2013 (1)
      • ►  października 2013 (4)
      • ►  września 2013 (1)
      • ►  lipca 2013 (1)
      • ►  czerwca 2013 (1)
      • ►  kwietnia 2013 (3)
    • ►  2012 (21)
      • ►  grudnia 2012 (3)
      • ►  listopada 2012 (10)
      • ►  października 2012 (5)
      • ►  kwietnia 2012 (2)
      • ►  marca 2012 (1)

    Obserwatorzy

    Subskrybuj

    Posty
    Atom
    Posty
    Komentarze
    Atom
    Komentarze

    Czytam

    • Apetyt na film - blog filmowy
      Hello world!
      3 tygodnie temu
    • KULTURALNIE PO GODZINACH
      My Master Builder | Wyndham’s Theatre, London
      4 tygodnie temu
    • Z górnej półki
      Zielone Botki: Stylowe i Wygodne Buty na Każdą Okazję
      1 rok temu
    • FILM planeta
      FILMplaneta powraca!
      2 lata temu
    • ekran pod okiem
      A Virtual Reality Soldier Simulator
      5 lat temu
    • pocahontas recenzuje
      "Cheer" - serial Netflixa
      5 lat temu
    • Po napisach końcowych
      Październik w kinie (Joker, Był sobie pies 2, Czarny Mercedes, Boże Ciało, Ślicznotki, Zombieland: Kulki w łeb)
      5 lat temu
    • Filmowe konkret - słowo
      Dom, który zbudował Jack (2018) – wideorecenzja
      6 lat temu
    • skrawki kina
      ROMA
      6 lat temu
    • In Love With Movie
      9. Festiwal Kamera Akcja - relacja
      6 lat temu
    • WELUR & poliester
      „Casablanca” x Scenograficzne Szorty
      7 lat temu
    • movielicious - blog filmowy
      15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
      10 lat temu
    • Skazany na Kino
      Zodiak (2007)
      10 lat temu
    Pokaż 5 Pokaż wszystko
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Labels

    Oskary Sputnik WFF dokument dramat festiwal kino akcji kino europejskie kino polskie kryminał serial
    facebook instagram filmweb

    Created with by BeautyTemplates

    Back to top