facebook instagram filmweb

Okiem Kinomaniaka

    • Strona główna
    • O mnie
    • .
    • -

    Wakacyjny czas jest specyficzny. Stajemy się bardziej rozrywkowi, spontaniczni. Najpierw marzymy o chwili wolnego, a następnie - kiedy wreszcie możemy z niej skorzystać - planujemy wypocząć na maksa. Albo wyszaleć się na całego. Idealnie zaprezentował to Jiří Vejdělek w komedii "Wycieczkowicze".

    (Źródło: filmweb.pl)
    Wyjazd zorganizowany. Tygodniowy pobyt na Adriatykiem. Wcześniej jednak długa i męcząca podróż autokarem. A grupa wczasowiczów dość... interesująca. Nie brakuje tu ciekawych osobowości, dzięki czemu mamy nieco szaloną mieszankę. Żeby nie przyznać: wybuchową. W skład wakacyjnej trupy wchodzi między innymi: sławny piosenkarz, para gejów, skłócone małżeństwo po 60tce z samotną córką w wieku 30+, dwie emerytki, rozrywkowe studentki oraz typowa rodzinka. Ich drogi często się krzyżują, a owocem tych spotkań są komiczne sytuacje.

    (Źródło: filmweb.pl)
    Wydaje się, że opowieść jest typowa, a w związku z tym okazji do śmiechu nie będzie zbyt wiele. Jednak możliwość obserwacji ludzkich zachowań sprawia, że rozrywki z pewnością nam nie zabraknie. Bo zawsze będziemy śmiać się z samych siebie (oczywiście myśląc, że śmiejemy się innych).
    Tym bardziej, że w tym przypadku mamy do czynienia z zestawieniem barwnych postaci z przeciętniakami, jakich mijamy na co dzień. To istny strzał w dziesiątkę!


    (Źródło: youtube,com)
    Choć nie należę do koneserów czeskiego kina, "Wycieczkowiczów" obejrzałam z przyjemnością. To miła propozycja na koniec wakacji. Z jednej strony wspomnienie minionego lata, z drugiej zawsze aktualna kompilacja tak różnych typów osobowości. Każdy znajdzie postać, która spowoduje uśmiech na jego twarzy. Choć niewątpliwie chwilami nie będzie to radosny wybuch śmiechu, a nieco gorzki posmak komedii. Bowiem z pozoru lekkiej propozycji o gromadce turystów, wyjdzie trochę dramatyczny obraz niemal każdego społeczeństwa.


    (Źródło: filmweb.pl)

    *Film można zobaczyć na kanale Sala Kinowa na YouTube.com
    Continue Reading

    Wiecie, że istnieją na świecie kraje nieuznawane przez międzynarodową społeczność? Państwa, których dla większości po prostu nie ma? Wśród nich Abchazja - południowo-zachodnia część Gruzji od lat walcząca o swoją niepodległość. Ta kraina mogłaby być rajem na ziemi. Mogłaby, gdyby nie polityka...


    (Źródło: materiały prasowe)
    W "Efekcie domina" widzimy przepiękne tereny Abchazji. Wspaniałe widoki gór niemalże zapierają nam dech w piersi, a purpurowe zachody słońca sprawiają, że nawet najwięksi cynicy stają się na chwilę romantykami. Bajkowy krajobraz to nie jedyny plus tego państwa znad Morza Czarnego. Cudowny jest także klimat. Słoneczne, upalne lato oraz delikatna zima. Wszystko wygląda i brzmi świetnie. Do czasu.




    (Źródło: materiały prasowe)
    Niewielka Abchazja zmaga się z gigantycznymi wyzwaniami. Trudne relacje z Gruzją, wyłącznie częściowe zaakceptowanie niepodległości na arenie międzynarodowej, problemy gospodarcze, napięte stosunki z Rosją. To wszystko sprawia, że w samym społeczeństwie daje się wyczuć pewne niesnaski. Po latach wojen ludzie chcą normalnie żyć: pracować, wysyłać dzieci do szkół, rozwijać swoje pasje, chlubić się własnym krajem. Nie jest to jednak możliwe. Oficjalnie zakończone działania wojenne nie przyniosły pożądanych rezultatów, a nowe inicjatywy podejmowane z myślą o zwróceniu na siebie uwagi zachodnich państw okazują się niewystarczające. Słyszymy to z ust głównego bohatera dokumentu - Rafaela.

    Jest on ministrem sportu Abchazji, mężem rosyjskiej śpiewaczki operowej - Nataszy. Spodziewają się pierwszego dziecka. Dla niego Natasza opuściła ojczyznę i najbliższych. Niestety nie może odnaleźć się w nowym miejscu. Czuje się tu obco. Do końca nie akceptuje jej rodzina męża, a na co dzień spotykani ludzie nie przekonują jej do siebie.

    Życie w kraju naznaczonym wojną domową jest więc trudne dla nich obojga. Tym bardziej, że pochodzą z dwóch różnych światów. Nataszę ciągnie do dużego miasta, do większych możliwości, do pozostawionej w Rosji pierworodnej córki. Rafael zaś nie przyjmuje do wiadomości myśli, że mógłby choć na chwilę zostawić Abchazję. Pół życia poświęcił na walkę za nią. Walkę, która do tej pory nie zaowocowała pełnią wolności. W jego wypowiedziach słychać żal, rozczarowanie, nostalgię. Wydaje się, że w jego sercu właśnie dogasa ostatnia iskra nadziei na lepsze życie w ojczyźnie, na rozwój ukochanego kraju.


    (Źródło: youtube.com)
    Dokument Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego ogląda się dobrze. To bardzo ciekawy obraz prezentujący z jednej strony tak bliską, z drugiej zaś tak tajemniczą dla Polaków ziemię. Produkcję doceniono na Krakowskim Festiwalu Filmowym - zdobyła nagrodę główną zarówno w konkursie polskim, jak i międzynarodowym.
    Osobiście zabrakło mi w niej szerszego spojrzenia na Abchazję. Zbyt mocno skoncentrowano się na losach rodzinnych Rafaela i Nataszy. Przez to stracono okazję do głębszego wejrzenia w historię tego niechcianego narodu, na jego dotychczasowe wzloty i upadki. W rezultacie kończymy seans mając świadomość istnienia Abchazji, a mimo wszystko wciąż nie wiedząc o niej wystarczająco dużo.


    (Źródło: materiały prasowe)
    Continue Reading

    Z czym Wam się kojarzy jesień? Brzydka pogoda, złe samopoczucie i posucha w kwestii rozrywkowych przedsięwzięć? Jedynym wyjściem z patowej sytuacji jest oglądanie telewizji, w której nie ma niczego ciekawego? Nic bardziej mylnego! Na kanałach AXN jesienią zagości wiele nowości! Zadowoleni? J


    Nowe produkcje – tak filmowe, jak i serialowe, będzie można oglądać na AXN, AXN BLACK oraz AXN WHITE. Wielu zapyta jednak: „Ale dlaczego telewizja?”. To proste – bo Polacy są fanami telewizji. Nieustannie! Nie zmienia tego coraz większa liczba ciekawych kanałów na YouTube’ie czy powszechne zauroczenie Facebookiem. Codziennie aż 76% z nas ogląda telewizję*. Jak wynika z badań Nielsen Audience Measurement za rok 2013, statystyczny Polak każdego dnia spędził przed ekranem TV 4 godziny i 7 minut.

    Na co się decydujemy? W większości kochamy teleturnieje, reality show, programy z celebrytami. Ale nadal nie brakuje miłośników seriali. Od wczesnych lat 90. rzesza naszego społeczeństwa część swojego czasu wolnego przeznacza na poznawanie kolejnych losów ulubionych bohaterów. Nawet powszechny dostęp do Internetu i – jak mogłoby się wydawać – innych form rozrywki, nie jest w stanie tego zmienić! Po prostu, to nasza pasja J

    Prawie połowa polskich internautów w sieci szuka właśnie seriali**. Przyznajcie się sami przed sobą, kto z kinomanów nie ma fioła na punkcie telenowel (może niekoniecznie brazylijskich, ale amerykańskich czy brytyjskich)? I kończy ich oglądanie na jednym odcinku? No właśnie…
    J Odcinek za odcinkiem, sezon ze sezonem, a potem nowa produkcja. Tak to w rzeczywistości wygląda, aż za dobrze to znamy. Dlatego ci, którzy nie potrafią zrezygnować z seriali, śmiało mogą zajrzeć na kanały AXN w poszukiwaniu czegoś nowego dla siebie.

    Tym bardziej, że z
    okazji lauchu nowej ramówki stacja przygotowała dość niecodzienną akcję promocyjną. Żeby pokazać widzom, co znaczy prawdziwy dreszcz emocji i odrobina tajemnicy, nakręcono filmiki w stylu reality show. Część z Was już je pewnie widziała. W ten sposób zademonstrowano, jak zaskoczenie gwarantowane przez kanały AXN, przenika naszą codzienność. Bohaterowie filmików są dość ciekawi, okoliczności z pozoru zwyczajne, a efekt końcowy niesamowity! Zresztą zobaczcie sami! J


    Bardziej zafascynowanych przedsięwzięciem odsyłam do materiału making-off, a dla amatorów mocnych wrażeń i zaskakujących finałów mam dobrą wiadomość. Jesienią na antenie AXN pojawi się serial ZBRODNIA. Ta trzyodcinkowa produkcja jest pierwszą zrealizowaną przez ekipę AXN w Polsce i opowiada o tajemniczej serii morderstw na Pomorzu. W rolach głównych jedni z najlepszych polskich aktorów młodego pokolenia – Magdalena Boczarska i Wojtek Zieliński. Mnie jednak bardziej przyciąga reżyser – całość powstaje bowiem pod okiem Grega Zglińskiego („Pitbull”. „Wymyk”).
    To jak, jesień wydaje się już ciekawsza? J


    Tekst został przygotowany we współpracy z AXN

    *Dane z badania Connected Life za okres III-VI.2013
    ** 48%
    – dane z badania IIBR
    Continue Reading

    Młody, niezwykle utalentowany pianista – Tom Selznick, powraca na scenę. Po nieudanym występie sprzed pięciu lat, próbuje pokonać lęk, niepewność, złą passę i złośliwość krytyków. Koncert ma być szczególny z kilku powodów: na występ czekają tysiące miłośników muzyki klasycznej, genialny artysta ma w planach zagranie najtrudniejszego utworu w dziejach, a wykona go na fortepianie swojego zmarłego mistrza.

    (Źródło: nerdlocker.com)
    To jednak dopiero początek wrażeń. Okazuje się bowiem, że fortepian ten jest również skarbnicą tajemnic. Skarbnicą, do której dostępu żąda nieznany szaleniec, terroryzujący muzyka. Kiedy Tom, rozedrgany i zestresowany, siada przy instrumencie w nutach dostrzega niepokojący zapis: „Zagraj jeden fałszywy dźwięk, a zginiesz”. Błyskawicznie dowiadujesz się, że to nie jest kolejny, głupi żart kolegów wciąż wypominających feralny występ. Groźba jest prawdziwa, a od finału koncertu zależeć będzie coś więcej niż sława/opinia/prestiż/honor artysty. Jego życie.


    (Źródła: empireonline.com i mask9.com)
    Mimo że właściwie cała akcja dzieje się w ograniczonej przestrzeni (nie jest to jedno miejsce, ale kilka lokacji), „Wirtuoza” dobrze się ogląda. Przede wszystkim film jest udany pod względem estetycznym. Mamy ciekawą, a nie tak często wykorzystaną, wyraźną grę kolorów. Ponadto – chociaż fabuła daleka jest od realizmu – obraz bardzo długo trzyma w napięciu. Właściwie nieustannie czujemy intensywne emocje: strach, zaciekawienie, niebezpieczeństwo, grozę. I co ważne, do samego końca trudno rozgryźć rozwiązanie tej zagadki (to niezwykle ważna kwestia, zwłaszcza w przypadku thrillerów).

    (Źródło: youtube.com)
    Od 1. października film jest dostępny na platformie Cineman.pl
    Continue Reading

    Kiedy Michał Kaczoń zwrócił się do mnie z propozycją wzięcia udziału w piśmienniczym celebrowaniu 20. rocznicy emisji pierwszego odcinka „Przyjaciół”, byłam zachwycona! To mój ukochany serial, którego nie zdetronizował ani „Detektyw”, „House of cards” czy „Black mirror”. Chwilę po zaniku euforii pojawiła się jednak nie lada zagwozdka – który odcinek opisać?

    (Źródło: posters.pl)

    Kilka dni chodziłam z cykającą bombą zegarową w głowie. Co jakiś czas przypominała mi się konieczność dokonania wyboru (każdy z uczestników zadania miał zadeklarować, o którym fragmencie przygód boskiej szóstki z Nowego Jorku napisze). Głowiłam się co niemiara aż w końcu postanowiłam – Włączę przypadkowy odcinek i postanowię, czy cofam się do wcześniejszych wydarzeń, czy też wybieram coś z ich ‘przyszłych losów’. Traf chciał, że padło na odcinek 6. czwartego sezonu…

    (Źródło: maszol.ro)
    Niby nic takiego. Dość typowy odcinek „Przyjaciół”. Phoebe jest wciąż lekko szalona, Joey podbija serca kolejnych kobiet, Rachel wciąż przesadnie dba o wygląd i nie dostrzega zalotów Gunthera, Monica coraz wyraźniej staje się pierwowzorem perfekcyjnej pani domu, Chandler przeżywa miłosne rozterki, a Ross znowu zalicza nieudane randki. Ale…


    (Źródło: taringa.net)

    To właśnie pokazuje, że ten serial kocha się za charakter bohaterów! Nie za wspaniałe obrazki, klimatyczną muzykę czy perfekcyjną scenografię. Sednem wszystkiego jest sześć totalnie różnych osób, które stanowią wspaniałą paczkę, a osobowość, charyzma poszczególnych jednostek jest zdecydowanie nietuzinkowa.


    (Źródło: youtube.com)

    Tę grupę cenimy przede wszystkim za poczucie humoru! Za to, że dosłownie każdy z widzów jest w stanie znaleźć w któryś bohaterze pierwiastek siebie - i dzięki temu utożsamić się z całą ekipą. W ten sposób stajemy się całością, wspólnotą. Oglądamy ich radosne i smutne chwile, jakbyśmy byli częścią tej zgrai. Co ważne, żeby włączyć się do serialu, nie trzeba zaczynać od początku. Odcinki w dużej mierze mówią o codzienności współczesnych ludzi, więc w zasadzie dołączyć można ad hoc (no chyba, że chodzi o kwestię „We were on a BREAK!”) ;)


    (Źródło:television2day.wordpress.com)
    Tekst powstał jako część blogerskiej inicjatywy z okazji 20. rocznicy emisji pierwszego odcinka serialu i można go przeczytać również na fan page'u Miesięcznika FILM.

    A to, jak radośnie w blogerskim składzie celebrowaliśmy wczoraj to święto, prezentują choćby poniższe foteczki :D





    Continue Reading

    Zachęcający trailer, intrygująca historia i brak pierwszoplanowych aktorów Hollywood, to główne powody, dla których wybrałam się na "Więźnia labiryntu". Film - jak odkryłam dopiero po seansie - powstał na bazie kolejnej trylogii dla młodzieży. I może dobrze, że dowiedziałam się o tym po fakcie, bo inaczej zapewne zrezygnowałabym z wycieczki do kina.

    (Źródło: filmweb.pl)
    Czy byłaby to taka wielka strata? Nie sądzę. Ale produkcja ma kilka jasnych punktów. Najpierw jednak dwa słowa o samej fabule. 
    Thomas trafia do tajemniczego labiryntu. Nie wiem kim jest, skąd pochodzi, jak się tam znalazł. Wraz z grupą kilkudziesięciu chłopców próbuje rozwikłać zagadkę - co to za miejsce i jak się z niego wydostać. Jako jeden z nielicznych jest odważny i nieustępliwy. Dąży, by jak najszybciej odkryć sposób powrotu do domu - domu, którego i tak nie pamięta. Nie wszyscy koledzy są skłonni mu w tym pomóc. Oprócz stoczenia walk z śmiercionośnymi bóldożercami, bohater będzie musiał rywalizować z niesprzyjającym mu Garry'm.

    (Źródło: fdb.pl)

    Co do przebiegu akcji, raczej nie ma większych zarzutów. Rozwija się dość dynamicznie i jest trzymająca w napięciu. Jak dla mnie jednak początek jest nieco za długi, choć rozumiem, że celem mogła być chęć pokazania jak wyglądało życie w Strefie (czyli na pozór bezpiecznej części Labiryntu) przed przybyciem głównego bohatera.


    (Źródło: youtube.com)
    Zaangażowanie do filmu szereg "nowych twarzy" oceniam na plus. Niektóre z nich znamy z kilku wcześniejszych produkcji ("Teen Wolf", "To właśnie miłość" czy "Millerowie"), ale umówmy się - to w "Więźniu labiryntu" mogą pokazać się światu w pierwszoplanowych rolach. Zatrudnienie nieznanych aktorów częściowo pewnie było podyktowane wiekiem postaci (głównie nastolatkowie). Lecz można było wziąć w ich miejsce Zaca Efrona, Roberta Pattinsona czy Dave'a Franco, których jest już na pęczki w innych produkcjach! Dobrze więc, że wyszło jak wyszło - to mnie przyciągnęło do kina i nie rozczarowało :) [Dobrze ogląda się Dylana O'Briena jako Thomasa, Ki Hong Lee jako Mihno czy pucowatego Blake'a Coopera jako Chucka.]
     


    (Źródło: picpicx.com)
    "Więzień labiryntu" zasłużyłby na solidną, dość wysoką notę (zapewne 7/10), gdyby nie do cna patetyczny finał. Rozwiązanie zagadki - choć raczej zaskakujące - było na wskroś amerykańskie. Trochę przypominało mi końcówkę "Olimpu w ogniu" czy "Świat w płomieniach".
    Na dodatek nie wszystko - pod względem fabularnym - mi się tam kleiło. Może fakt, że nie czytałam książki jakoś negatywnie rzutował na odbiór filmu, może szczegóły pokazano zbyt ogólnie/chaotycznie, a może po prostu to, co usłyszałam i zobaczyłam było dla mnie niewystarczające. Bez względu na powód, ostatnie minuty seansu to podrzędna rozrywka. Jednak wcześniejsze 1,5h filmu ogląda się przyzwoicie na tyle, żeby nie skreślić zupełnie "Więźnia labiryntu" i przyznać mu notę "średni" (5/10).



    (Źródło: hdwallpapers.in)
    Continue Reading
    Nie pamiętam kiedy ostatnio kończyłam seans z gigantycznym uśmiechem na ustach, który odzwierciedlał mój entuzjazm w związku z dopiero co obejrzanym filmem (a nie był szyderą na to, czego byłam świadkiem na kinowym ekranie). Może pod koniec maja na "Franku"? Albo jeszcze wcześniej? Z pewnością zdarzyło się to niedawno. Która z produkcji była przyczyną eskalacji mojej ogromnej i szczerej radości? "Zacznijmy od nowa"!

    (Źródło: theplotbunnies.com)
    Nigdy nie byłam wielką fanką Keiry Knightley. Wiem, od jakiegoś czasu, prawie w każdym wpisie przyznaję się do tego, że nie lubię którejś ze słynnych aktorek (najpierw Nicole Kidman, później Cameron Diaz, a teraz Keira Knightley). Co zrobić? Tak już mam, więc dzielę się subiektywną opinią na ich temat. Wybaczcie! Z  powodu tejże brytyjskiej aktorki, niespecjalnie śpieszno mi było do kina. Mimo pokus w postaci Adama Levine'a :) W końcu zdecydowałam się na seans.

    (Źródło: mix1031utah.com)
    Fabuła raczej nieskomplikowana. Można by rzecz: banalna. Początkująca kompozytorka, a prywatnie dziewczyna bardzo popularnego muzyka, z dnia na dzień zostaje zdradzona. Porzucona i zupełnie załamana nie ma siły walczyć ze światem i brutalną rzeczywistością. Chce schować głowę w piasek. Nie pozwala jej na to przypadkowo poznany producent muzyczny, który jest dość specyficznym osobnikiem. W wieku średnim, po rozwodzie, z problemem alkoholowym i pasmem zawodowych nieszczęść. W śpiewie Gretty odkrywa magiczny pierwiastek. Coś, czego bezskutecznie szukał przez ostatnich kilkanaście lat. Wspólnie postanawiają nagrać album. Totalnie niszowy, całkowicie inny od tego, co jest dostępne na sklepowych półkach. W projekt producent angażuje znajomych i wtedy zaczyna się cała zabawa!
    (Źródło: youtube,com)
    "Zacznijmy od nowa" to przede wszystkim muzyka. Niesamowita, poruszająca, energetyczna, ciepła, przekonująca. Muzyka, która pozostaje w głowie na długo po zakończeniu projekcji. Muzyka, którą "już, teraz!" chcesz mieć w mp3, smartfonie czy innym gadżecie. Ona jest jednym z głównych bohaterów filmu. Buduje klimat całej produkcji, daje jej charakterystyczny wydźwięk. Oczywiście każdemu filmowi towarzyszy jakiś motyw muzyczny, ale zwykle jest on na 2, 3, a może i jeszcze dalszym planie. Tutaj często wychodzi przed szereg. I bardzo mi się to podobało!

    (Źródło: standforddaily.com)
    Oprócz tego urzekła mnie prosta, lecz trafna wizualizacja sposobu odkrywania wielkich talentów albo świetnych utworów przez ludzi z branży muzycznej. Scena w barze była cudowna! Do tego dochodzi naturalna (o dziwo!) Keira, która chyba na dobre przekonała mnie do siebie tą rolą. Momentami miałam wrażenie, że ona nie gra, że taka właśnie jest. Może postać Gretty była jej wyjątkowo bliska?


    (Źródła: poptimal.com i rickysfilmreviews.com)
    Niektórzy powiedzą, że film oglądało się dobrze, bo i ciekawy, nieźle zagrany, z fajną muzyką, ale nie był jakiś specjalny. Nie zgodzę się! Uważam, że jeśli ktoś chce potraktować daną produkcję powierzchownie, to zawsze jest to możliwe. Za każdym razem pozostaje pytanie: "Czego szukasz w filmie/kinie?". Ja szukam emocji, ważnych myśli, mądrych historii, prawdy o świecie. Ale i inspiracji, motywacji, nadziei. Tu to znalazłam! Całą górę dobrych emocji i wartościowych myśli, które - może choć trochę banalne - warte są co jakiś czas powtórzenia :)
    "Zacznijmy od nowa" przypomina, że ludzkie drogi w nieprzewidywalny sposób się krzyżują, a to, co z pozoru uznawałeś/aś za ogromne nieszczęście czy bolesną porażkę, może stać się - całkowicie nieoczekiwanie - najlepszą rzeczą, jakiej doznałeś/aś. I początkiem pasma sukcesów. Że nie ma rzeczy niemożliwych, bo tylko Twoje nastawienie w największym stopniu determinuje co się z Tobą stanie i gdzie finalnie wylądujesz. Więc przyjmij, że sky is the limit. I rób swoje! 

    (Źródło: youtube.com)
    Continue Reading
    Zbliża się koniec tygodnia, utrudzeni pracą/nauką marzymy o spokoju. Mam więc świetną propozycję: podwójną wejściówkę na specjalny pokaz filmu "Miasto 44"!

    (Źródło: stopklatka.pl)
    Zadanie jest bardzo proste. Należy - po wcześniejszym polubieniu profilu Okiem Kinomaniaka na Facebooku - odpowiedzieć na pytanie konkursowe i liczyć, że się uda :)

    Pytanie: "Dlaczego chcesz zobaczyć Miasto 44?"

    Główne kryterium to oczywiście kreatywność. Trzymam więc kciuki za Waszą wenę i czekam na zgłoszenia (podpisane nazwiskiem co było jasne, kto zostanie laureatem :D) tutaj (pod wpisem) albo na Facebooku (w komentarzach pod grafiką konkursową).
    Termin wysyłania prac: do niedzieli (21.09) do godziny 20:00.
    Wyniki zostaną opublikowane w poniedziałek do 12:00.


    Co jest nagrodą? Jak już wspomniałam podwójna wejściówka na specjalny pokaz "Miasta 44", który odbędzie się 24.09 (wtorek) o 17:45 w Kinie Atlantic (Warszawa). Oprócz projekcie w planach przewidziane jest... spotkanie z twórcami produkcji (Jan Komasa, Józef Pawłowski, Anna Próchniak). 

    Sam film polecam wszystkim. Kilka słów, (a może trochę więcej), zebrałam tu zaraz po seansie, który odbył się 1. sierpnia na Stadionie Narodowym. Zachęcam do przeczytania!

    (Źródło: kinoactive.pl)

    Więcej informacji na temat specjalnego pokazu znajdziecie tutaj.

    Sponsorem nagrody jest
    Kino Atlantic.

    Continue Reading
    Od jakiegoś czasu nie mam szczęścia do amerykańskich komedii. Bez względu na to, czy są one kryminalne, romantyczne, czy też najzwyklejsze. Trafiam na stosunkowo poprawne, całkiem udane, ale bez rewelacji. Naprawdę nie pamiętam kiedy szczerze i długo śmiałam się na porządnej komediowej produkcji („Rio, I love you” się nie liczy, bo to był śmiech przez łzy :D).


    (Źródło: cjg.gazeta.pl)
    „Inna kobieta” również wpisuje się w ten schemat. Z wierzchu wszystko jest niezłe. Sztampowe, przewidywalne, ale niezłe. I chociaż mamy dość oklepaną tematykę, klasyczny układ bohaterek (słodka pierdoła, niezależna businesswoman oraz biuściasta ślicznotka) i Cameron Diaz, która ostatnio wybiera fatalne role (i za którą również nie przepadam), to całość ogląda się w miarę przyzwoicie. Bez odliczania minut do końca projekcji.


    (Źródło: ageeksblog.com)
    Historia banalna, czyli jaka? Przypadkowo Kate odkrywa, że jej ukochany mąż Mark ma romans. Z dnia na dzień cały jej idealny świat legnie w gruzach, a ona sama nie potrafi stawić temu czoła. Wpada na niecodzienny pomysł zaprzyjaźnienia się z Carly – jego byłą kochanką. Ta najpierw daje do zrozumienia, że taka znajomość nie jest spełnieniem jej marzeń, ale później dochodzi do wniosku, że Markowi należy się solidny rewanż za to, jak potraktował obie. Panie obmyślają misterny plan, który krok po kroku realizują.


    (Źródło: youtube.com)

    Sceny kobiecej solidarności oraz wcielanej zemsty bywają zabawne. Zwłaszcza, że postać grana przez Leslie Mann (Katy) jest niezdarna, a bohaterkę Cameron Diaz (Carly) cechuje skłonność do sarkastycznych komentarzy. Niestety potencjał, jaki miała produkcja w reżyserii Nicka Cassavetesa („John Q”, „Pamiętnik”, „Bez mojej zgody”), został niedostrzeżony lub zaprzepaszczony przez niewyróżniający się scenariusz oraz kulejące dialogi. Gdyby humorystycznych kwestii było więcej, a fabuła w jakikolwiek sposób zaskakiwała, mielibyśmy naprawdę ciekawą propozycję komediową. A tak pozostał nam film drugiej kategorii.


    (Źródło: quartertothree.com)

    Continue Reading
    Zaczęło się od Klapserki. Napisała o filmach, które jej nie przypadły do gustu, chociaż przez zdecydowaną większość miłośników kina są zachwalane. I oceniane bardzo wysoko. Potem przyszła kolej na Magdę z Dziś oglądam – w kinie i o kinie oraz Emilię z Po napisachkońcowych. Wreszcie zebrałam się i przygotowałam swoje małe, rzekomo wstydliwe, zestawienie.

    Na wstępie wyjaśnię, że do stworzenia listy podeszłam bardzo poważnie. Najpierw spisałam filmy, które spotykają się z ogólną euforią, a na seansie których przecierpiałam katusze. Później przejrzałam Filmwebowe profile blogerów, aby zweryfikować, które z niepodobających się mi produkcji, zyskały u nich 10 punktów. Oto do jakich wniosków doszłam (nie są one chyba bardzo mocno szokujące, ale za kilka tytułów co poniektórzy pewnie daliby mi lanie ;))*.

    GWIEZDNE WOJNY
    Och, jak ja nie lubię tej serii! Absolutnie nie rozumiem fenomenu miliarda części przygód Luke’a Skywalkera. Parę razy widziałam ten czy inny film (nie pytajcie który – nie pamiętam ich tym bardziej, że pierwszy może mieć numer XVI, a szósty VIII). Niektóre elementy Star Wars doceniam, ale całości nie kupuję! Co to, to nie!

    (Źródło: whatnext.pl)

    TIM BURTON
    Tak, ja również nie zaliczam się do jego fanek. Przez część filmów przebrnęłam w dość niezłej formie, resztę przemęczyłam. Oglądanie „Gnijącej panny młodej” czy „Charlie’go i fabryki czekolady” to dla mnie koszmar! Szczerze chciałam, żeby spodobała mi się „Duża ryba”, ale znowu się nie udało…

    (Źródło: blog.viewster.com)

    KAWA I PAPIEROSY
    Kiedy na poważnie zakochałam się w kinie, postanowiłam obejrzeć WSZYSTKIE kultowe filmy. Tak, wszystkie. Oczywiście wciąż się nie udało, ale powoli zmierzam do celu. Serio ;)
    „Kawa i papierosy” były jednym z nich. I wyobraźcie sobie, jak wielkie było moje rozczarowanie, gdy tak zachwalany obraz zupełnie nie przypadł mi do gustu! Doceniam zaangażowanie gwiazd muzyki, użycie – jako spoiwa łączącego segmenty tej opowieści – motywu kawy i papierosów, ale i tak nie widzę, co miałoby mnie urzec w tej produkcji.

    (Źródło: kinopodbaranami.pl)

    WŁADCA PIERŚCIENI
    Z „Władcą pierścieni” mam dość przerażającą przygodę. Otóż, jak powszechnie wiadomo, nie jestem miłośniczką fantasy, anime, horrorów i science-fiction. Na ekranizację trylogii Tolkien w ogóle się nie wybierałam do czasu, gdy kolega zaproponował ekipie znajomych Nocny Maraton (jeszcze wtedy w Silver Screenie na Puławskiej – pierwszym miejscu w Warszawie, gdzie odbywały się takie całonocne maratony filmowe). Stwierdziłam wtedy, że dam szansę produkcji.
    Owszem, pierwsza część była całkiem niezła. Poznajemy bohaterów, akcja się rozwija. Druga natomiast tak mnie znudziła, że prawie całą przespałam. W rezultacie do trzeciej nigdy nawet nie zasiadłam (na Maratonie wyświetlano wtedy dwie części).

    Gdzie w tym wszystkim drastyczny akcent? Otóż podczas seansu ktoś dostał zawału albo zemdlał. Tak czy siak, zatrzymano film, zapalono wszystkie światła, a na salę weszła ekipa pogotowia. Z noszami! Osobiście twierdzę, że ktoś był tak bardzo rozczarowany produkcją, że dostał silnych mdłości.**

    (Źródło: film.interia.pl)

    EFEKT MOTYLA
    Podchodziłam do tego filmu kilka razy. Na różnych etapach mojego życia. I za każdym, w pewnym momencie, zastanawiałam się „Co to jest? O co tu chodzi? Dlaczego tracę czas oglądając Ashtona Kutchera???!!!”. Chyba nigdy nie widziałam go od deski do deski. I nie zamierzam!

    (Źródło: trailers.apple.com)

    REJS
    Wielu pewnie dostało właśnie ataku serca. Inni szykują siekiery, żeby odrąbać mi głowę. Bo jak to jest możliwe, żeby taka kinomaniaczka nie pokochała „Rejsu”??? Ano możliwe, bez specjalnych starań. Może po film sięgnęłam za wcześnie i wówczas nie zrozumiałam jego sensu, może po prostu to nie mój klimat. Faktem jest, że nie przepadam za nim i dłużył mi się seans, chociaż produkcja jest stosunkowo krótka. Z trudem przyszłoby mi ponowne obejrzenie tego obrazu. Chyba nie jestem gotowa na taką powtórkę z rozrywki….

    (Źródło: warto-nie-warto.pl)

    WOODY ALLEN
    Och, jak ja nie lubię tego starszego pana! Kiedy co i raz słyszę „Nowa produkcja Woody’ego Allena!”, dostaję białej gorączki. Niebezpiecznie nasila się ona, gdy dochodzą mnie słuchy „Jak ja go lubię!”, „Mój ukochany reżyser!” czy „Na pewno pójdę!”. Brrrr….
    Owszem, kilka filmów jest całkiem niezłych. Inne – choć tak wychwalane – bardzo mnie rozczarowały. Do tego stopnia, że seans kończyłam z myślą „I skąd ten zachwyt? Dlaczego on/ona tak się podnieca tym filmem?”. Do tej pory nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wiem jednak, że na „Poznaj przystojnego bruneta” zasnęłam, a oglądanie „O północy w Paryżu” przyprawiło mnie o mdłości. Po więcej już nie sięgnęłam i sięgać nie zamierzam!

    (Źródło: wawalove.pl)

    PI
    Film dostałam od kolegi na urodziny. Zacny prezent, pomyślałam. I ambitny. Jak się okazało zdecydowanie nie dla mnie! Już pierwsze minuty seansu wprawiły mnie w konsternację, depresję i psychozę. Aronofsky jest specyficzny, to fakt. Ale „Pi” przerosło chyba wszystko, co do tamtego czasu widziałam. I efekt ten nie spotkał się z moim entuzjazmem.

    (Źródło: lisathatcher.wordpress.com)



    *Kolejność przypadkowa.
    ** Ta historia zdarzyła się naprawdę.
    Continue Reading
    Każdego dnia Christine budzi się nie pamiętając kim jest i na nowo odkrywając swoją przeszłość. Codziennie poznaje swój dom, męża, dotychczasowe losy najbliższych. Nieustannie przeżywa zaskoczenie, smutek, niemoc i strach. Choć zasypiając jest już innym człowiek, to o świcie staje znowu przed tym samym wyzwaniem – próbą odkrycia tajemnicy własnego życia.

    (Źródło: screenrant.com)

    Stan Christine (Nicole Kidman) jest skutkiem wypadku samochodowego sprzed kilku lat. Tak przynajmniej twierdzi jej mąż Ben (Colin Firth). Amnezja jest na tyle zaawansowana, że pamięć bohaterki podczas snu zostaje wyczyszczona do zera. Aby poznać siebie i uporać się z rzeczywistością Christine oddaje się w opiekę neurologa, doktora Nascha (Mark Strong). Ten radzi jej prowadzenie wideo-pamiętnika, dzięki któremu każdego poranka kobieta przypomni sobie wcześniejsze wydarzenia i być może szybciej wróci do zdrowia. Z biegiem terapii okazuje się, że jej odkrycia znacząco rozmijają się z tym, co mówi Ben.  Coraz częściej w głowie Christine nasuwa się pytanie: „Co jest prawdą?”.

    (Źródło: youtube.com)

    Filmy z Nicole Kidman omijam z daleka. Poważnie. Nie przepadam za nią. Ale już parokrotnie produkcja z jej udziałem bardzo mi się podobała (np. „Tłumaczka”, „Między światami”). Tym razem nie było tak idealnie, lecz nie mogę powiedzieć, że zupełnie się zawiodłam.

    (Źródło: fact.co.uk)

    Całość ogląda się nieźle. Chociaż do kina szłam z nastawieniem, że już po trailerze wiem jak to się wszystko skończy. I miałam rację. Ale zupełnie nie spodziewałam się pewnego zwrotu akcji. Był świetny!

    (Źródło: fanpop.com)

    „Zanim zasnę” technicznie jest bez zarzutu. Dramatycznie zagrany, trzyma w napięciu, emocje potęguje dobrana muzyka i świetny montaż. Minimalizm aktorski (film rozgrywa się właściwie między trójką bohaterów) niektórym utrudnia nieco jednoznaczne stwierdzenie kto jest winny.

    I – chociaż tak łatwo przyszło mi domyślenie się zakończenia – film byłby całkiem w porządku, gdyby nie momentami komiczne wręcz dialogi padające w kluczowej scenie w hotelu. Głupota scenarzystów, którzy z do tej pory z całkiem bystrej bohaterki zrobili naiwną idiotkę, sięgnęła chyba zenitu! I spowodowała, że na tych najbardziej brutalnych scenach śmiałam się w głos (co moi kinowi sąsiedzi zinterpretowali zapewne jako chorobę psychiczną, głęboką socjopatię lub postępującą znieczulicę).  Fabularnie zdruzgotana kulminacyjna scena oraz ckliwy i przewidywalny finał („Adam, Adam, Adam!”) zepsuły niezły początek i wpłynęły na obniżenie noty. „Zanim zasnę” dostaje więc 5/10 ze względu  na ciekawą kreację Firtha.

    (Źródło: filmweb.pl)



    Continue Reading
    Newer
    Stories
    Older
    Stories

    Polub na Facebooku

    Śledź na Instagramie

    SnapWidget · Instagram Widget

    Szukaj

    recent posts

    Archiwum

    • ►  2020 (12)
      • ►  października 2020 (1)
      • ►  kwietnia 2020 (1)
      • ►  marca 2020 (3)
      • ►  lutego 2020 (4)
      • ►  stycznia 2020 (3)
    • ►  2019 (27)
      • ►  listopada 2019 (1)
      • ►  października 2019 (3)
      • ►  września 2019 (1)
      • ►  sierpnia 2019 (1)
      • ►  lipca 2019 (4)
      • ►  czerwca 2019 (2)
      • ►  maja 2019 (2)
      • ►  kwietnia 2019 (2)
      • ►  marca 2019 (3)
      • ►  lutego 2019 (3)
      • ►  stycznia 2019 (5)
    • ►  2018 (34)
      • ►  grudnia 2018 (2)
      • ►  listopada 2018 (3)
      • ►  października 2018 (3)
      • ►  września 2018 (3)
      • ►  sierpnia 2018 (4)
      • ►  lipca 2018 (1)
      • ►  czerwca 2018 (3)
      • ►  maja 2018 (3)
      • ►  kwietnia 2018 (3)
      • ►  marca 2018 (3)
      • ►  lutego 2018 (5)
      • ►  stycznia 2018 (1)
    • ►  2017 (38)
      • ►  grudnia 2017 (3)
      • ►  listopada 2017 (4)
      • ►  października 2017 (4)
      • ►  września 2017 (4)
      • ►  sierpnia 2017 (5)
      • ►  lipca 2017 (1)
      • ►  maja 2017 (3)
      • ►  kwietnia 2017 (1)
      • ►  marca 2017 (3)
      • ►  lutego 2017 (4)
      • ►  stycznia 2017 (6)
    • ►  2016 (36)
      • ►  grudnia 2016 (2)
      • ►  listopada 2016 (5)
      • ►  października 2016 (6)
      • ►  września 2016 (5)
      • ►  sierpnia 2016 (2)
      • ►  maja 2016 (1)
      • ►  kwietnia 2016 (8)
      • ►  marca 2016 (3)
      • ►  lutego 2016 (1)
      • ►  stycznia 2016 (3)
    • ►  2015 (57)
      • ►  grudnia 2015 (4)
      • ►  listopada 2015 (9)
      • ►  października 2015 (4)
      • ►  września 2015 (4)
      • ►  sierpnia 2015 (3)
      • ►  lipca 2015 (2)
      • ►  czerwca 2015 (2)
      • ►  maja 2015 (6)
      • ►  kwietnia 2015 (6)
      • ►  marca 2015 (5)
      • ►  lutego 2015 (6)
      • ►  stycznia 2015 (6)
    • ▼  2014 (75)
      • ►  grudnia 2014 (8)
      • ►  listopada 2014 (12)
      • ►  października 2014 (17)
      • ▼  września 2014 (15)
        • Szalona, wakacyjna ferajna
        • W kraju domina
        • Serialoholicy, seria nowości od AXN!
        • Tajemniczy fortepian
        • Za co kocham "Friends"?
        • Zagubieni w dziczy
        • Sky is the limit!
        • Wygraj bilety na "Miasto 44"!
        • Trzy na jednego
        • Ale skąd ten zachwyt…?!
        • Utracona tożsamość
        • Cudowna przemiana
        • W strugach krwi
        • W krainie absurdu
        • Miłość w czasach wojny
      • ►  sierpnia 2014 (5)
      • ►  lipca 2014 (1)
      • ►  czerwca 2014 (7)
      • ►  maja 2014 (2)
      • ►  kwietnia 2014 (5)
      • ►  marca 2014 (2)
      • ►  stycznia 2014 (1)
    • ►  2013 (11)
      • ►  listopada 2013 (1)
      • ►  października 2013 (4)
      • ►  września 2013 (1)
      • ►  lipca 2013 (1)
      • ►  czerwca 2013 (1)
      • ►  kwietnia 2013 (3)
    • ►  2012 (21)
      • ►  grudnia 2012 (3)
      • ►  listopada 2012 (10)
      • ►  października 2012 (5)
      • ►  kwietnia 2012 (2)
      • ►  marca 2012 (1)

    Obserwatorzy

    Subskrybuj

    Posty
    Atom
    Posty
    Komentarze
    Atom
    Komentarze

    Czytam

    • Apetyt na film - blog filmowy
      Hello world!
      3 tygodnie temu
    • KULTURALNIE PO GODZINACH
      My Master Builder | Wyndham’s Theatre, London
      4 tygodnie temu
    • Z górnej półki
      Zielone Botki: Stylowe i Wygodne Buty na Każdą Okazję
      1 rok temu
    • FILM planeta
      FILMplaneta powraca!
      2 lata temu
    • ekran pod okiem
      A Virtual Reality Soldier Simulator
      5 lat temu
    • pocahontas recenzuje
      "Cheer" - serial Netflixa
      5 lat temu
    • Po napisach końcowych
      Październik w kinie (Joker, Był sobie pies 2, Czarny Mercedes, Boże Ciało, Ślicznotki, Zombieland: Kulki w łeb)
      5 lat temu
    • Filmowe konkret - słowo
      Dom, który zbudował Jack (2018) – wideorecenzja
      6 lat temu
    • skrawki kina
      ROMA
      6 lat temu
    • In Love With Movie
      9. Festiwal Kamera Akcja - relacja
      6 lat temu
    • WELUR & poliester
      „Casablanca” x Scenograficzne Szorty
      7 lat temu
    • movielicious - blog filmowy
      15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
      10 lat temu
    • Skazany na Kino
      Zodiak (2007)
      10 lat temu
    Pokaż 5 Pokaż wszystko
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Labels

    Oskary Sputnik WFF dokument dramat festiwal kino akcji kino europejskie kino polskie kryminał serial
    facebook instagram filmweb

    Created with by BeautyTemplates

    Back to top