facebook instagram filmweb

Okiem Kinomaniaka

    • Strona główna
    • O mnie
    • .
    • -

    Paul Dano należy do tych postaci kina, których się nie zapomina. I nie pomyli się go z nikim innym. To gość, który w Hollywood nie znalazł się przez przypadek, dzięki znanemu wujkowi, za sprawą niejasnych koneksji czy romansu z wpływową kobietą. On ciężko zapracował na swoją sławę i... dobre imię. Okazuje się, że kryje w sobie nie tylko wielki talent aktorski, ale i naprawdę duży potencjał reżyserski. Dowodem tego niech będzie "Kraina wielkiego nieba", która właśnie miała swoją polską premierę.


    (Źródło: falakina.pl)

    Początek lat 60. Późna jesień. Niewielkie miasteczko w stanie Montana. Lokalni zbierają się i wysyłają dodatkowe posiłki, by ugasić pożar, który pożera miejscowe lasy. Z niecierpliwością wypatrują zimy i pierwszych opadów śniegu, które zastopują bezlitosne płomienie. W tym miejscu Jerry i Jeanette zaczynają życie od nowa. On pracuje na polu golfowym spełniając zachcianki tamtejszych bogaczy, ona zajmuje się domem i ich 14-letnim synem, Joe. Kiedy Jarry traci pracę zaczynają się kłopoty. Urażona duma nie pozwala mu wrócić do starego pracodawcy, który nie poznał się na nim. Pakuje więc manatki i dołącza do ekipy domorosłych strażaków zostawiając na przedmieściach pracującą na pół etatu żonę i dorastającego syna. Nie spodziewa się, że jego zamknięta postawa i małomówność w połączeniu z notorycznym niedostrzeganiem niespełnionych ambicji żony może doprowadzić do prawdziwej katastrofy. 


    (Źródło: youtube.com)

    Im więcej czasu mija od wyjazdu Jerry'ego, tym Jeanette coraz bardziej gubi się w swoich pragnieniach. Ewidentnie jest znużona rolą zwyczajnej żony i matki, nie chce po prostu siedzieć w domu. Tęskni za pełnowymiarową pracą zawodową, która pozwoli jej się rozwijać i mieć stały kontakt z interesującymi ludźmi. Trochę po omacku szuka bodźca, który popchnie ją do zmiany życia. Szkoda tylko, że robi to chwilami bardzo na oślep, a w dodatku na oczach nastoletniego syna, który nie wie jak zachować w tak nietypowej sytuacji. Zderzenie z nową rzeczywistością w postaci przemiany matki jest dla niego kompletnie niekomfortowe. Szczególnie, że jest w wieku, w którym analizuje świat, szuka wzorców, podważa autorytet rodziców, próbuje znaleźć drogę dla siebie. Matka taka jak Jeanette na pewno nie jest wsparciem dla chłopca jakim jest Joe. Uciekający z domu ojciec, który pod pozorem utrzymania rodziny, chowa głowę w piasek, by nie stawiać czoła brutalnej rzeczywistości i zawodowej porażce, również stanowi kiepski wzorzec.

    Obraz, który serwuje nam wyśmienity duet Dano-Kazan, to gorzka opowieść o trudach bycia w związku. Tam, gdzie dwoje ludzi próbuje razem żyć, naturalne są codzienne kompromisy. Tu jednak widzimy, że osobą, która rezygnuje z siebie jest wyłącznie Jeanette. Ale tak się dzieje tylko do czasu. Kiedy miarka się przebiera, niewypowiedziane żale i niespełnione marzenia wręcz z niej eksplodują. Jej chęć zmiany gna ją wciąż do przodu nie zważając na męża, który naraża swoje życie przy walce z żywiołem i na syna, bacznie obserwującego każdy ruch matki.

    Scenariusz "Krainy wielkiego nieba" jest świetny. Nie ma co udawać, że jest inaczej. Fantastycznie dobrano również obsadę. Tak Mulligan, jak i Gyllenhaal dają z siebie wszystko. Bardzo dobrze wypada też młodziutki Ed Oxenbould, któremu ta rola na pewno otworzyła niejedne drzwi. Tym, co buduje klimat filmu są śliczne zdjęcia. Dramat jest bowiem wypełniony pięknymi kadrami obfitującymi w pastelowe odcienie, wobec których trudno przejść obojętnie. Mnie przeszkadzała tylko jedna rzecz: postać Jeanette chwilami wydawała mi się mało wiarygodna. Może zabieg ten miał zwiększyć dramaturgię, dodać pikanterii i szaleństwa tej postaci czy bardziej wybić jej wewnętrzną rozterkę. Osobiście uważam, że nie był zbyt udany, a wzmógł tylko efekt przerysowania.

    Na koniec nie mogę jednak nie wspomnieć o tym, z jakim tytułem kojarzy mi się reżyserski debiut Paula Dano. To nowa wersja fenomenalnej "Drogi do szczęścia". I fakt, że "Kraina wielkiego nieba" przywodzi na myśl dramat Sama Mendesa, który jest dla mnie jednym z najlepszych filmów niech dowodzi temu, że naprawdę warto wybrać się na nią do kina. A przed zaledwie 34-letnim Dano zapewne jeszcze bardzo wiele reżyserskich hitów. 



    (Źródła: ars.pl i polki.pl)

    Continue Reading

    W "Sofii" nic nie jest takie, jakim zdaje się być na początku. Ekstremalna sytuacja, niepożądana, pozamałżeńska ciąża młodziutkiej bohaterki, jest zaskoczeniem dla niej samej. Najbliższa rodzina odbiera ją jak porażkę rodzicielską, złamanie religijnych norm, największą hańbę. Czy będą w stanie zaakceptować córkę, która sprzeniewierzyła się ogólnie przyjętym zasadom? Czy zechcą wysłuchać prawdy?

    (Źródło: morroccoworldnews.com)

    Młoda Marokanka nieoczekiwanie, podczas rodzinnego obiadu, odkrywa, że jest w ciąży. Problem w tym, że nie jest mężatką. Na pomoc spieszy jej Lena, nieco starsza kuzynka, z wykształcenia lekarka. Stara się zorganizować ciche, bezpieczne miejsce, w którym Sofia urodzi córeczkę. Tajemnicy nie udaje się jednak dotrzymać. Dość szybko rodzice dziewczyny odkrywają prawdziwy powód zniknięcia córki i... czują się oszukani, rozczarowani, wręcz poniżeni. Wiedzą, że nie obędzie się bez krzywych spojrzeń i ciętych komentarzy ze strony sąsiadów czy znajomych. Pozamałżeńskie kontakty seksualne są bowiem wciąż niedopuszczalne w marokańskim społeczeństwie. Wskazywanie palcami i plotki to najmniejszy z problemów tych, którzy dopuścili się tego przestępstwa. Bo za przedmałżeński seks grozi kara więzienia, której ma zostać poddana Sofia oraz Omar, którego to dziewczyna wskazała jako ojca dziecka.

    (Źródło: youtube.com)

    W miarę, gdy poznajemy głównych bohaterów - Sofię i Omara: ich charaktery, życiorysy, rodziny, z których pochodzą, dostrzegamy jak bardzo oni się różnią, choć oboje marzą o tym samym. Pragną lepszego życia. I ze względu na ten jeden jedyny cel podejmują decyzje, jakich nikt inny chyba by nie podjął. Wraz z rozwojem fabuły słyszymy prawdziwe motywacje Sofii i Omara i... jesteśmy zszokowani. To, co spotkało tych dwoje nie jest ani łatwe, ani przyjemne. Oboje próbują wyjść obronną ręką z sytuacji, które śmiało nazwalibyśmy patologicznymi. W ten sposób reżyserka pokazuje nam marokańską rzeczywistość. To, że losy kobiet wciąż bywają wręcz dramatyczne, a ich decyzje z jednej strony są heroiczne, z drugiej kompletnie niezrozumiałe dla przedstawicieli zachodnich społeczeństw. Dodatkowo uwypukla to zwierzenie Leili, ciotki Sofii, która również swego czasu podjęła trudną decyzję w swoim życiu i dopiero po wielu latach mówi o tych własnej córce.

    Wielu twierdzi, że "Sofia" to obraz dobitnie feministyczny. Owszem, głównymi bohaterkami są tu kobiety, które dobrze znają ciemną stronę wzrastania i życia w arabskim państwie. Doświadczyły jej - tak czy inaczej - na własnej skórze. Nie zapominajmy jednak o postaci Omara. On także bardzo wyraźnie poczuł konsekwencje całej tej nieoczekiwanej sytuacji, w którą został wplątany. Nie jest więc tak, że tylko kobiety są tu ofiarami, że tylko one cierpią.


    Młodą marokańską reżyserkę Meryem Benm'Barek-Aloïsi porównuje się do irańskiego geniusza kina, Asghara Farhadiego. Podobnie jak on, nie boi się podejmować trudnych tematów nierozerwalnie związanych z życiem arabskich społeczeństw. Bez koloryzowania pokazuje ich codzienne radości i troski. Posmak goryczy jest w tych filmach czymś, od czego nie da się uciec. I choć debiut ten wypada naprawdę nieźle, to wciąż daleko mu do obrazów, którymi zaskakiwał i poruszał nas Farhadi.


    (Źródła: theupcoming.co.uk i festival-cannes.com)



    Continue Reading

    Nieczęsto mamy przyjemność chadzania na polskie komedie romantyczne. Jeszcze rzadziej na te udane. Kiedy więc przeszło dwa lata temu sukces odniosła "Planeta singli", mało kto wierzył, że sequel będzie w stanie dorównać jedynce. Całe szczęście, że niedowiarki tym razem bardzo się pomyliły.

    (Źródło: multikino.pl)

    Ania i Wojtek przeżywają kryzys w związku. Po miesiącach sielanki, spijania sobie z dzióbków, wkrada się do ich relacji codzienność. Okazuje się, że każde z nich ma swoje wady, oczekiwania, przywiązania, z których nie chce rezygnować, a z którymi druga strona niekoniecznie chce się pogodzić. Od słowa do słowa zaczynają kłótnię, która kończy się zerwaniem. Nie byłoby to tak dużym problemem, gdyby nie fakt, że w czasie największej sprzeczki pary Marcel dobił targu z dyrekcją stacji na nowy program - świąteczny odcinek na żywo prowadzony przez... Anię i Wojtka jako najpopularniejszą polską parę. Tak zaczyna się seria mniejszych i większych sprzeczek głównych bohaterów oraz zabawnych sytuacji z życia ich najbliższych, którzy przeżywają smutki i radości we własnych związkach.

    (Źródło: youtube.com)

    Mitja Okorn zmienił się na Sama Akina, który przy jedynce pracował nad scenariuszem. I choć to właśnie Okorn wyreżyserował wyśmienitą komedię, która bawiła całą Polskę - "Listy do M.", a później pierwszą odsłonę "Planety singli", to Akina mu nie ustępuje. Jego sequel bawi i wzrusza równie mocno i dobrze, co pierwowzór. W dużej mierze to zasługa świetnego duetu Więdłocha-Stuhr. Oni po prostu fantastycznie wypadają razem na ekranie! Tu ukłony też za dobry casting, bo bez niego efekt końcowy nie byłby tak wysoko oceniany. Szczerze nie wiem która inna polska aktorka tak naturalnie wyszłaby w roli nieco gapowatej, staroświeckiej, ale i uroczej Ani.

    Nie zapominajmy jednak o tym, co buduje sukces filmu: dialogach. Te zostały sprawne rozpisane dodając postaciom pewnego wigoru. I sporo humoru. Bo "Planeta singli 2" równoważy pierwiastek romantyczny i komediowy. Nie jest wyłącznie historią o miłości, nosi w sobie sporo rozrywki, tak za sprawą głównych bohaterów, jak i postaci im towarzyszących (przede wszystkim Marcel grany przez Piotra Głowackiego, Bogdan Tomasza Karolaka czy Ola Weroniki Książkiewicz).

    Owszem, są pewne potknięcia. Kamil Kula przed kamerą wychodzi na strasznego sztywniaka, a jego postać jest śmieszną imitacją Steve'a Jobsa. Na ekranie przelatuje nam co najmniej kilka logotypów, czasami dość topornie. Joanna Jarmołowicz, chociaż z miłą buzią i fajną energią, staje się mało wiarygodna w roli buntowniczej nastolatki, a postać grana przez Maffashion nie wnosi niczego do produkcji. To wszystko jednak nie psuje finalnego efektu: lekkiego, naprawdę zabawnego filmu z głównym wątkiem romantycznym osnutym w bożonarodzeniowym klimacie. To coś, co z przyjemnością obejrzy większość widzów i opuści sale kinowe usatysfakcjonowana. 



    (Źródła: film.wp.pl, cojestgrane24.wyborcza.pl i youtube.com)

    Continue Reading

    Głosów, że to najlepszy polski serial od dawna nie brakuje. I rzeczywiście, twórcy "Ślepnąc od świateł" wysoko postawili poprzeczkę. Produkcję zrealizowano na hollywoodzkim poziomie: zdjęcia, muzyka, montaż. Wszystko jest dopieszczone w najmniejszym szczególe, wszystko idealnie obmyślono i wypracowano. Bez żadnych wątpliwości kolejni krytycy i zwykli widzowie stawiają najwyższe noty. Podobnie, bez wahania, zrobiłam i ja, choć serial ma też swoje minusy.

    (Źródło: media2.pl)

    Powieść Jakuba Żulczyka powala. Pamiętam, że tuż po tym, gdy została wydana, połknęłam ją w zaledwie kilka dni. Czytałam w metrze, w poczekalni u lekarza, w kolejce do kasy w markecie, do obiadu, podczas kąpieli, przed snem, zamiast snu. Dosłownie wszędzie, we wszystkich okolicznościach. Bo losy Kuby, warszawskiego dilera, który usilnie dystansuje się od ludzi ze światka, w którym się obraca: brutalnych gangsterów, żądnych uwagi celebrytów, bananowej młodzieży, sprytnych przedsiębiorców, znanych polityków, fascynują, poruszają i niezwykle wciągają.

    Do serialu zasiadłam więc ze sporymi oczekiwaniami. Ale niebezpodstawnymi. W końcu za reżyserię odpowiada jeden z najodważniejszych polskich twórców - Krzysztof Skonieczny, którego "Hardkor disco" to jeden z lepszych reżyserskich debiutów ostatnich lat, a nad scenariuszem pracował sam Żulczyk Poza tym w obsadzie widzimy śmietankę polskiego kina: Więckiewicz, Frycz, Chabior, Lubos. Do tego dawno niewidziany Cezary Pazura, który przekonująco wypada w roli najsłynniejszego polskiego prezentera. Jest kogo podziwiać!

    (Źródło: youtube.com)

    Poza plejadą gwiazd nowa produkcja HBO zaskakuje nadzwyczaj dobrą realizacją. Wizualnie "Ślepnąc od świateł" to perełka! Mamy zdjęcia, które momentami zapierają dech w piersi, fantastyczną grę kolorami i światłem, genialną ścieżkę dźwiękową, bardzo dobry montaż. To wszystko sprawia, że zakochujemy się w obrazkach, które serwują nam twórcy. 

    Tym większy jest więc zgrzyt pojawiający się, gdy główny bohater zagrany przez Kamila Nożyńskiego... zaczyna mówić. Czuć, że nie jest to profesjonalista. Co więcej, mamy wrażenie, że Skonieczny wybrał do tej roli kogoś, kto w ogóle nie utrzymałby się z grania, bo wypada w tym fatalnie. I o ile na początku serialu jesteśmy w stanie wybaczyć bohaterowi tę drętwotę, tłumacząc ją sobie zdystansowaną postawą wobec świata i naturą introwertyczką, o tyle w dalszych odcinkach, kiedy to postać Kuby przechodzi metamorfozę, sztuczne gesty i recytowane słowa zaczynają naprawdę drażnić. 
    Wiem, Nożyński jest naturszczykiem, za to z magnetycznym głosem i aparycją przywołująca na myśl młodego Daniela Craiga. Ale i to nie rozgrzesza go z ekranowego sztywniactwa. Ono razi tym bardziej, że Nożyńskiemu partnerują świetni aktorzy, u których nie ma nawet cienia fałszu. Bywa, że drugi plan jest lepszy od pierwszego, kiedy na ekranie mamy i Nożyńskiego, i Więckiewicz, Frycza czy Chabiora.



    (Źródła: film.interia.pl i vogue.pl)

    Dla wielu angaż Nożyńskiego jest największym błędem produkcji, który odbija się na gorszym odbiorze serialu i finalnie jego niższą oceną. Nie powiem, i mnie trochę boli to bezrefleksyjne wyrzucanie z siebie kwestii napisanych dla Kuby. W ostatecznym rozrachunku nie mogę jednak nie docenić tego, co ekipie wyszło fantastycznie! A tych plusików jest co niemiara! Nawet czołówka jest mistrzostwem. Nie przypominam sobie kiedy ostatnio zrobiła na mnie aż takie wrażenie. Chyba przy premierze "Skyfall", więc kilka ładnych lat temu. 

    Nie można też zapomnieć o tym, że "Ślepnąc od świateł" to tak portret outsidera-dilera, który zupełnie nie przystaje do rzeczywistości będącej dla niego tak naprawdę środowiskiem naturalnym, jak i jego klienteli, a nade wszystkim - zepsutego miasta, w którym się obraca. To doskonały, mroczny, wręcz apokalipotyczny, obraz Warszawy, w której źli ludzie mają władzę, pieniądze, wpływy. To portret miasta bez nadziei, w którym gwiazdkowym prezentem jest porcja najlepszej koki, rację ma ten, kto używa argumentu siły, a miłość można kupić. Smutne to miasto. Nic więc dziwnego, że tacy też są bohaterowie "Ślepnąc od świateł".



    (Źródła: film.wp.pl, media2.pl i pomorska.pl)

    Continue Reading

    Damien Chazelle to klasa sama w sobie! Tak "Whiplash", jak i "La la land" zrobiły na mnie naprawdę bardzo duże wrażenie. Wszystko dopracowane w najmniejszym szczególe. Aktorzy z najwyższej półki. I historia, wobec której nie sposób chyba pozostać obojętnym. Podobnie jest i teraz, bo "Pierwszy człowiek" to przede wszystkim dramat człowieka marzącego o podróży w nieznane i nieodnajdującego się w zwyczajnym życiu, a nie opowieść akcji o eksploracji kosmosu z mnóstwem efektów specjalnych. Reżyser po raz kolejny wyraźnie daje do zrozumienia, że małe jest wielkie, a najbardziej nośne są ludzkie historie.

    (Źródło: torrevieja.com)

    "To mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości" - te słowa znają chyba wszyscy. Ale postać Neila Armstronga, który jako pierwszy człowiek stanął na Księżycu, długo pozostawała owiana tajemnicą. Niewiele było wiadome o jego życiu, wcześniejszej karierze, niełatwej drodze, by być zapisanym na kartach historii. Wyzwania podjął się Damien Chazelle. I zrobił to dobrze, bo "Pierwszego człowieka" ogląda się z przyjemnością oraz niemałym zaciekawieniem.

    (Źródło: youtube.com)

    To przykład kina, które wydawałoby się, że nie zostało zrealizowane z rozmachem. De facto mamy historię rodziny, na której czele stoi świetny inżynier, bardzo dobry pilot, zapalony astronauta - Neil. Całe serce oddaje swojej pracy, którą jest szczerze zafascynowany. Nie znaczy to, że najbliżsi schodzą na dalszy plan. Kocha rodzinę, ale zupełnie nie umie odnaleźć się w domowej rzeczywistości. Fakt, to były też inne czasy. W latach 60. dbanie o dom leżało w gestii żon. Neil nie jest więc pod tym względem żadnym dziwakiem. Niewątpliwie jednak miewał trudności w komunikacji międzyludzkiej. Bywał zamknięty w sobie, chwilami stronił od ludzi, nie zawsze potrafił rozmawiać z własnymi dziećmi.

    I takiego Armstronga pokazuje Chazelle. W rolę historycznej postaci wcielił się Ryan Gosling. Miło widzieć go w nadal tak dobrej formie. Jako słynny kosmonauta jest bardzo przekonujący. Ani nutki fałszu nie czuć w jego gestach, słowach, spojrzeniach. Na ekranie partnerują mu równie dobrzy: Jason Clarke, Kyle Chandler czy Corey Stoll. 

    Jak to u Chazelle bywa, każdy szczegół jest dopracowany. Scenografia, kostiumy, muzyka, montaż. Wszystko chodzi jak w zegarku, dlatego efekt końcowy jest zadowalający. Nie jest to, pod względem dramaturgii, aż tak mocny materiał, by z widza zrobić miazgę jak dzieje się w "Whiplash", nie jest też tak wizualnie i muzycznie oszałamiające jak "La la land", ale wciąż to kawał porządnego kina, które warto nadrobić.



    (Źródła: kinopodbaranami.pl, marshable.com i film.org.pl)

    Continue Reading

    Kolejny WFF za nami. Kolejne dni spędzone w kinie, z bieganiem z Kinoteki do Multikina oraz szukaniem sal, zaliczone. Co widziałam na 34. edycji festiwalu? Co polecam? Czytajcie poniżej!

    (Źródło: radiozet.pl)

    RAFIKI,
    reż. Wanuri Kahiu

    Kenijski dramat o miłości. Lesbijskiej. To jedna z tych produkcji, które niemal cudem trafiają na nasze ekrany. A szkoda. Bo to obraz Wanuri Kahiu jest naprawdę dobry. Dwie dziewczyny stojące na progu dorosłości. Dwie zupełnie różne młode kobiety, o innych osobowościach. Dwie córki mężczyzn rywalizujących ze sobą w lokalnych wyborach zakochują się w sobie i... same nie wiedzą jak poradzić sobie z nową sytuacją. Z fascynacją, która dla wielu nigdy nie powinna mieć miejsca.

    Opowieść o tym, jak trudno odnajdywać siebie w konserwatywnym społeczeństwie, gdzie inni próbują przyklejać wszystkim łatki. Przepiękna wizualnie, z ferią pastelowych barw, które tylko potęgują pozorne uczucie beztroski i dziewczęcej niewinności. 

    OCENA: 7/10


    (Źródło: youtube.com)


    PATCHWORK, 
    • reż. María Manero Muro

    Po krótki metraż sięgam rzadko. Za rzadko. Po animacje jeszcze rzadziej. Ale ogromnie się cieszę, że tym razem skusiłam się na zobaczenie wielu krótkometrażowych pozycji. W tym i tych animowanych. Wśród nich znalazł się hiszpański "Patchwork". 

    Główna bohaterka żyje dla innych. Jest żoną, matką, kucharką, sprzątaczką, pomocną sąsiadką. Odgrywa wiele ról, a to zajmuje wiele czasu. Zapomina o sobie, o chwili na swój odpoczynek, relaks. Na moment, by zadbać o własne zdrowie.

    Ciekawie opowiedziana subtelna opowieść o poświęceniu dla innych, dla tych, których się kocha. Nieświadomie kosztem własnego zdrowia. Przepięknie wykonana. Warto ją zobaczyć! 

    OCENA: 7/10

    (Źródło. wff.pl)


    FOOD FIGHTER (NIE MARNUJ JEDZENIA), 
    reż. Dan Goldberg

    Ronni Kahn to kobieta, którą warto naśladować. Energiczna Australijka nie planuje chyba emerytury. Mimo dojrzałego wieku prężnie działa na rzecz zwalczania marnotrawienia jedzenia. W swoim dokumencie Dan Goldberg pokazuje jak lokalna inicjatywa jednej osoby rozrosła się do międzynarodowej organizacji dbającej o to, by jedzenie, którego nie chcą jedni, zamiast do kosza, trafiało do tych drugich, niejednokrotnie na co dzień zmagających się z niedożywieniem.  

    Świetna historia o tym, że ludzie mogą zarażać innych swoją pasją. Tym lepiej, gdy pasja przyczynia się do poprawienia losu wielu ludzi oraz ratowania naszej planety.  Wszyscy bowiem nosimy na swoich barkach odpowiedzialność za przyszłość Ziemi i przyszłość ludzkości.

    OCENA: 7/10





    (Źródło: youtube.com)

    TAKE IT OR LEAVE IT (ZDECYDUJ SIĘ), 
    reż. Liina Trishkina
    Filmy o samotnych ojcach nie należą do najpopularniejszych. Powstają sporadycznie i zwykle skupiają się na relacji ojciec-dziecko w momencie, gdy potomek dorasta (jest w wieku przedszkolnym/wczesnoszkolnym/nastoletnim). U Liiny Trishkin jest inaczej. Główny bohater podejmuje samodzielną próbę wychowania córeczki na bardzo wczesnym etapie - od momentu jej narodzin. Liczy na to, że matka dziecko zechce uczestniczyć w życiu dziewczynki, a to pozwoli im podzielić się obowiązkami. Tak mijają dni, tygodnie, miesiące, gdy Erik uczy się pielęgnacji noworodka. Karmi, przewija, ubiera, usypia, łagodzi kolki, przyprowadza na kontrole lekarskie. Z lekkoducha prowadzącego typowo kawalerskie życie staje się odpowiedzialnym ojcem.

    Tylko czy poradzi sobie z największym wyzwaniem, jakie spadnie na niego już niebawem?
    Sprawdźcie sami, bo naprawdę warto. Świetna dramaturgia, bardzo dobra gra aktorska, a przede wszystkim ciekawa historia. Nic dziwnego, że Estończycy wystawiają "Zdecyduj się" do walki o Oskara w kategorii filmów nieanglojęzycznych. 

    OCENA: 8/10



    (Źródło: youtube.com)





    Continue Reading

    "Zwyczajna przysługa" nie jest filmem tak zwyczajnym, jakby się mogło wydawać. Zwiastun niesłusznie zapewnia widza, że produkcja jest czymś z pogranicza thrillera czy kryminału. Trochę jakby nowa odsłona "Zaginionej dziewczyny". Okazuje się jednak, że nowość Paula Feiga to... komedia kryminalna!

    (Źródło: in.bookmyshow.com)

    Stephanie (Anna Kendrick) zaprzyjaźnia się z Emily (Blake Lively). Ich synowie chodzą razem do szkoły i dużo czasu spędzają razem. To sprawia, że matki nie mają wyjścia: muszą się poznać. Od słowa do słowa kobiety z dwóch różnych światów nawiązują nić porozumienia. Trudno ocenić na ile przyjaźń ta jest szczera ze strony Emily, zawsze eleganckiej karierowiczki reprezentującej mocno kontrowersyjne podejście do wychowania dzieci. Emily jest jej przeciwieństwem: to nieco szalona samotna matka, która bardzo angażuje się w szkolne wydarzenia, a w wolnych chwilach prowadzi kulinarnego vloga. Kiedy któregoś dnia Emily prosi ją o odebranie synka ze szkoły, chętnie podejmuje się drobnej przysługi. Gdy jednak kontakt z przyjaciółką zostaje urwany, z szarej myszki zamienia się w detektywa.

    (Źródło: youtube.com)

    Do pewnego momentu w ogóle nie czułam, że "Zwyczajna przysługa" to komedia kryminalna. Fabuła rozkręca się dość długo i niełatwo tak jednoznacznie ocenić z jakim gatunkiem mamy do czynienia. Całość wygląda dość typowo dla dramatu/kryminału. Humorystyczne elementy są rzadkością. Później, wraz z rozwojem akcji, jest ich więcej. Po części występuje na poziomie dialogów, częściowo jako humor sytuacyjny. Jest też obecny w samej charakterystyce głównych bohaterek, które są przerysowane. Zwłaszcza Stephane grana przez Annę Kendrick (swoją drogą niezła kreacja!) ma w sobie wiele elementów żartobliwych.

    Chociaż seans należał raczej do dość przyjemnych, a duet Kendrick-Lively na ekranie wypada bardzo dobrze, to "Zwyczajna przysługa" wydała mi się dość... zwyczajna. Nic mnie tu nie zaintrygowało, rozwiązanie zagadki nie było szokujące, a dawka humoru, którą zaserwowali twórcy była zbyt mała, abym mogła z czystym sercem zapewnić Was o iście rozrywkowym charakterze produkcji.



    (Źródła: pca.pl, popbookownik.pl i kino.dlastudenta.pl)

    Continue Reading

    Lada moment ruszy moja ulubiona filmowa impreza - Warszawski Festiwal Filmowy. To wielkie święto kino po raz 34. odbędzie się w stolicy, a ja już piąty raz wezmę w nim udział jako blogerka. Które produkcje zamierzam zobaczyć? Sprawdźcie sami!


    (Źródło: rmfclassic.pl)


    BLISCY WROGOWIE
    Francuski dramat opowiada o braciach stojących po dwóch stronach barykady. Jeden jest gangsterem, drugi pracuje jako policjant. I jak możemy się domyśleć, los sprawi, że staną ze sobą oko w oko.
    Nie ma co udawać, w tej produkcji szczególnie przekonuje mnie angaż Matthiasa Schoenaertsa, który fenomenalnie zagrał w rewelacyjnym "Rust and bone"! Kto nie widział, niech nadrabia.


    (Źródło: youtube.com)

    7 UCZUĆ
    Nowość Koterskiego nie potrzebuje wielkiej promocji. Samo nazwisko reżysera niektórym wystarczy do tego, żeby zobaczyć ten film. "7 uczuć" ma być powrotem do szkolnych czasów Adasia Miauczyńskiego, w których to bohater doznawał siedmiu podstawowych uczuć. Świetna osada (Dorociński, Woronowicz, Muskała, Chyra) pozwala ufać, że będzie to dobry powrót Koterskiego na ekrany, po 7 latach nieobecności.


    (Źródło: youtube.com)

    PRACUJĄCA KOBIETA
    Izraelski dramat o kobiecie, która nagle staje się główną żywicielką rodziny. Orna dostała pracę jako asystentka wpływowego biznesmena. W tym samym czasie jej mąż boryka się z problemami własnej, niedużej restauracji. Kobieta próbuje pogodzić domowe obowiązki, opiekę nad dziećmi z karierą zawodową nawet wtedy, gdy... staje się ofiarą molestowania szefa.

    (Źródło: youtube.com)

    ŁASKOTKI
    Kolejny francuski dramat. Tym razem o pedofilii. Mocny trailer, gorący temat - to trzeba zobaczyć, choć szykuję się na sporą dozę smutku, złości i bólu w trakcie samego seansu. tak trudne i paskudne zjawisko zapewne będzie równie niełatwe i nieprzyjemne w odbiorze. Ale wierzę, że warto!

    (Źródło: youtube.com)

    DLACZEGO JESTEŚMY KREATYWNI?
    Jako trybik w światku reklamowym chyba wręcz powinnam zobaczyć ten dokument. Wywiady ze znanymi ludźmi, którzy w taki czy inny sposób, swoją twórczością wnieśli coś dla świata, zapowiadają się ciekawie. Zwłaszcza, że w projekcie wzięli udział m.in. Angelina Jolie, Bono, David Bowie, Yoko Ono, Nick Cave, David Lynch czy Quentin Tarantino.

    (Źródło: youtube.com)

    MOJE ARCYDZIEŁO
    Już zwiastun mnie rozśmieszył! Uwielbiam hiszpańskojęzyczne kino. Tak to z Hiszpanii, jak i krajów Ameryki Południowej. I to nie tylko to spod ręki najpopularniejszych twórców tj. Pedro Almodovar czy Damian Szifron. 
    Liczę więc na to, że czarna komedia o przyjaźni i... oszustwie szczerze mnie rozbawi. 

    (Źródło: youtube.com)

    THE MAN WHO STOLE BANKSY
    Są postacie, których nikomu przedstawiać nie trzeba. Jedną z nich z pewnością jest Banksy. Tajemniczy artysta, a raczej jego nietuzinkowe prace stały się bohaterem włoskiego dokumentu, którego narratorem jest Iggy Pop. O tym kto i dlaczego ukradł dzieło Bansky'ego wykonane na palestyńskim murze dowiemy się z filmu. 


    (Źródło: youtube.com)

    ZDECYDUJ SIĘ
    Monika rodzi niechciane dziecko. Planuje oddać je do sierocińca. Ojciec dziewczynki, choć zupełnie nieprzygotowany do nowej roli, robi wszystko, by zostawić niemowlę przy sobie. Estoński dramat zgarnął nominację do Oskara w kategorii filmów nieanglojęzycznych. Jestem ciekawa, jak duże szanse ma na statuetkę.

    (Źródło: youtube.com)

    KOLEŻANKA


    (Źródło: wff.pl)
    Koreańska produkcja o relacjach międzyludzkich. O tym, jak trudno być blisko zwłaszcza, gdy za wszelką cenę próbuje się uniknąć brania odpowiedzialności za swoje czyny, za drugą osobę. Sam opis wydał mi się na tyle interesujący i aktualny, że przejdę się na seans. 
    Zwiastun do obejrzenia tutaj: https://vimeo.com/292661463 


    A Wy, na które z filmów 34. edycji Warszawskiego Festiwalu Filmowego zamierzacie się wybrać? Pełen program znajdziecie TU.





    (Źródło: wff.pl)


    Continue Reading

    "Dogman" w Cannes walczył o Złotą Palmę. To znaczy wiele! W świecie filmowym to jedno z ważniejszych wyróżnień jakie może otrzymać produkcja. Będąc tego świadomą wybrałam się na seans włoskiego dramatu, który miał mną wstrząsnąć. Czy jednak rzeczywiście byłam nim zaskoczona, zszokowana, oczarowana?

    (Źródło: variety.com)

    Na włoskiej prowincji wszystko dzieje się swoim ospałym tempem. W takim trybie działa również lokalna policja, która nie jest w stanie poradzić sobie z miejscowym kryminalistą dając się we znaki całej społeczności. Simone, bo o nim mowa, kradnie, wszczyna bójki, wyłudza pieniądze. Z głównym bohaterem łączy go szczególna relacja. Niby jest dla niego dość dobry, ale wszyscy wiemy, że ta łagodność jest interesowana. Simone bowiem kupuje, a raczej wymusza od Marcello, kokainę. A ten, jako skromny, spokojny, cichy obywatel, na co dzień pracujący jako psi fryzjer, jest lubiany przez mieszkańców włoskiego miasteczka, nie zdających sobie sprawy z jego drugiego zajęcia. 

    (Źródło: youtube.com)

    Zwykle, gdy myślimy o włoskim miasteczku mamy przed oczami niską zabudowę, kwitnącą zieleń i dużo słońca. W "Dogmanie" wszystko wygląda inaczej. Mamy obskurne budynki, ciemne zaułki i pochmurne niebo jakby zwiastujące rychły armagedon. Taka sceneria idealnie wprowadza nas w mroczny klimat historii o przemocy. Tak jak pojawienie się Marcello oznacza spokój, tak Simone wróży kłopoty. Marcello jest lubiany, Simone to postrach okolicy. Głównych bohaterów zbudowano więc na zasadzie przeciwieństw. I doprawdy, kontrast ten jest gigantyczny nie tylko ze względu na tak odmienną fizjonomię obu postaci.

    Przyznam szczerze, że choć rola Marcello Fonte jest naprawdę fantastyczna, to mam spory problem z tą postacią. O ile na początku z ciekawością jej się przyglądałam, tak z czasem, widząc kolejne działania bohatera, obserwując jego następne decyzje, zaczął mnie irytować. Nie byłam w stanie przestać myśleć o tym, jak naiwny, wręcz zwyczajnie głupi, jest ów protagonista! Z jednej strony to plus produkcji, że nie pozostawiła mnie jako widza, obojętną na jego historię. Z drugiej niełatwo z zaangażowaniem i skupienie śledzić fabułę, gdy wiodąca postać wzbudza naszą niechęć.
    Prócz tego - nazwijmy to "mankamentu" - "Dogman" jest filmem naprawdę świetnym! Rewelacyjne zdjęcia, nietuzinkowy klimat, świetna gra aktorska (głównie właśnie Fonte i Pesce). Godne odnotowania jest również to, że z "Dogmana" wybrzmiewa wiele pytań, na które warto sobie odpowiedzieć. I - co najlepsze, są one na tyle różne, jak różne są opinie widzów po seansie, bo film ten można odczytać na kilka sposobów. A to też ostatnimi czasy dość rzadki zabieg.



    (Źródła: pełnasala.pl, telemagazyn.pl i moviesroom.pl)

    Continue Reading

    Podobnej komedii nie pamiętam. Nad scenariuszem pracował sztab polskich stand-uperów, a za montaż i produkcję odpowiadali twórcy świetnej "Planety singli". Nie powiem, maczali też palce w samym scenariuszu. I chyba dobrze, bo finalnie "Juliusz" trzyma dobry poziom, czego jeszcze do niedawna nie można było powiedzieć o rodzimych filmach komediowych. 

    (Źródło: party.pl)

    Tytułowy bohater to jakby nowe wcielenie Adasia Miauczyńskiego z fenomenalnych obrazów Marka Koterskiego (wśród nich powszechnie znany "Dzień świra"). W wieku średnim, mieszka ze schorowanym ojcem-artystą nawet nie próbującym już walczyć z chorobą alkoholową. Nie ma życia prywatnego, a w pracy niemiłosiernie męczy się z bandą tępych i leniwych nastolatków, których usiłuje przekonać do zaangażowania w lekcje plastyki. Wolny czas spędza w towarzystwie najlepszego kumpla - Rafała, a sporadycznie sięga też po ołówek, bo stworzyć autorskie obrazki. Jest tak zrezygnowany, że lekceważy własny talent. Do czasu, gdy przypadkowo poznaje ciężarną Dorotę...

    (Źródło: youtube.com)

    Nie powiem, nie jestem fanką Wojtka Mecwaldowskiego. Wciąż z bólem wspominam seans koszmarnego niewypału pt. "Last minute" i tak jakoś omijam produkcje, w których pojawia się ów aktor. Zwiastun "Juliusza" był jednak na tyle inny, że mnie zaintrygował. I nieco rozśmieszył. 

    Po projekcji nie czułam żadnego zgrzytu między tym, co zaprezentowano w traileru, a całym filmem. Było tak, jak oczekiwałam. Niezłe postacie, spory kawałek fajnego poczucia humoru. Nie jest to komedia najwyższych lotów, na której brzuch boli od śmiechu, a z pewnością nikt nie zapadnie się pod ziemię ze względu na żenujący poziom żartów. 

    Na uwagę na pewno zasługuje fajna rola Jana Peszka. Miło oglądać cenionego aktora, który nawet w ostatnich rolach życia trzyma poziom! Moim zdaniem bardzo dobrze wypada też Rafał Rutkowski, którego lubię również jako standupera. Tym, co jednak najbardziej wpływa na pozytywny odbiór "Juliusza" są świetne dialogi. W dużej mierze to one bawią widownię, która raczej entuzjastycznie przejęła pełnometrażowy debiut reżyserski Aleksandra Pietrzaka.



    (Źródła: film.wp.pl, kulturalnemedia.pl i telemagazyn.pl)

    Continue Reading

    Już w niedzielę wystartuje nowa produkcja TVN. Jest o niej głośno nie bez powodu. Za reżyserię odpowiada Łukasz Palkowski ("Bogowie", "Najlepszy"), a na ekranie zobaczymy plejadę polskich gwiazd, której przewodzi sama Agata Kulesza. Czy warto zasiąść przed telewizorem? 

    (Źródło: tvn.pl)

    Kulesza wciela się w postać Olgi Sawickiej - popularnej pisarki, twórczyni poczytnych kryminałów. W jej życiu prywatnym panuje chaos po śmierci męża: w domu panuje bałagan, a sama bohaterka zmaga się z problemem alkoholowym. Przypadkiem trafia do domu dziecka, w którym kilka dni wcześniej zaginęła nastoletnia Zuzia. Tam jej losy splatają się z inną wychowanką sierocińca - Ewą Maj, marzącą tylko o tym, by uciec z miejsca, w którym jest prześladowana. Choć dziewczyna nie jest potulnym barankiem i wykręca kilka numerów, Olga nie daje za wygraną. Czuje, że znalazła długo poszukiwany temat na nową książkę, więc angażuje się w problemy nastolatki, by z bliska zobaczyć jak funkcjonuje dom dziecka i jakie osobowości są z nim związane. 

    (Źrodło: youtube.com)

    To, co skłoniło mnie do obejrzenia "Pułapki", to głównie rewelacyjna obsada. Poza Kuleszą mamy tu Leszka Lichotę (świetna rola w "Watasze"), Kingę Preis, Joannę Kulig (genialna w "Zimnej wojnie") czy Mateusza Więcławka znanego z ciekawej roli w "Belfrze". Za reżyserię odpowiada jeden z lepszych polskich twórców filmowych - Łukasz Palkowski, a montaż zwiastuna daje uczucie fajnego tempa. Nie czuć go co prawda tak bardzo w premierowym odcinku serialu, ale kto wie - liczę, że w kolejnych epizodach będziemy mogli poczuć smak  licznych zwrotów fabularnych oraz wartkiej akcji.

    Na plus można z pewnością ocenić niejednolite postacie. Wychowanka domu dziecka - Ewa Maj jest z jednej strony twarda, zamknięta w sobie, małomówna, z drugiej zaś bardzo osamotniona, zraniona, wrażliwa. Z pewnością tajemnice skrywają komisarz Czarny (Lichota) i woźny (Trojan), nie wspominając o sekretach Komana (Pieczyński). Wydaje się więc, że suspensów nie będzie brakować, a rozwiązanie zagadki zaginięcia Zuzi może nas wszystkich zszokować.

    "Pułapka" jest o tyle fajna, że podobnie jak inne seriale komercyjnych stacji ("Wataha", "Belfer"), została zamknięta w dość krótkiej serii. Mamy zaledwie 6 odcinków. To sprawia, że jeśli produkcja spełni oczekiwania widzów (i stacji), z łatwością może zostać kontynuowana w kolejnych odsłonach, ale równie dobrze może zostać  miniserialem. Jaka będzie jej przyszłość? Wyczujemy to pewnie już za kilka tygodni, gdy można będzie obserwować w internecie reakcje widowni na finał "Pułapki". Tymczasem zachęcam do sięgnięcia po premierowy odcinek.



    (Źródło: itvn.pl, ifrancja.fr i dziennikbaltycki.pl)

    Continue Reading
    Newer
    Stories
    Older
    Stories

    Polub na Facebooku

    Śledź na Instagramie

    SnapWidget · Instagram Widget

    Szukaj

    recent posts

    Archiwum

    • ►  2020 (12)
      • ►  października 2020 (1)
      • ►  kwietnia 2020 (1)
      • ►  marca 2020 (3)
      • ►  lutego 2020 (4)
      • ►  stycznia 2020 (3)
    • ►  2019 (27)
      • ►  listopada 2019 (1)
      • ►  października 2019 (3)
      • ►  września 2019 (1)
      • ►  sierpnia 2019 (1)
      • ►  lipca 2019 (4)
      • ►  czerwca 2019 (2)
      • ►  maja 2019 (2)
      • ►  kwietnia 2019 (2)
      • ►  marca 2019 (3)
      • ►  lutego 2019 (3)
      • ►  stycznia 2019 (5)
    • ▼  2018 (34)
      • ▼  grudnia 2018 (2)
        • W poszukiwaniu szczęścia
        • Być kobietą
      • ►  listopada 2018 (3)
        • Siła przyciągania
        • Mroczne miasto
        • Kosmiczna podróż
      • ►  października 2018 (3)
        • 34. Warszawski Festiwal Filmowy - podsumowanie
        • Gdzie jest Emily?
        • 34. Warszawski Festiwal Filmowy - zapowiedź
      • ►  września 2018 (3)
        • Moje drugie "ja"
        • Perypetie życiowego nieudacznika
        • Pułapka
      • ►  sierpnia 2018 (4)
      • ►  lipca 2018 (1)
      • ►  czerwca 2018 (3)
      • ►  maja 2018 (3)
      • ►  kwietnia 2018 (3)
      • ►  marca 2018 (3)
      • ►  lutego 2018 (5)
      • ►  stycznia 2018 (1)
    • ►  2017 (38)
      • ►  grudnia 2017 (3)
      • ►  listopada 2017 (4)
      • ►  października 2017 (4)
      • ►  września 2017 (4)
      • ►  sierpnia 2017 (5)
      • ►  lipca 2017 (1)
      • ►  maja 2017 (3)
      • ►  kwietnia 2017 (1)
      • ►  marca 2017 (3)
      • ►  lutego 2017 (4)
      • ►  stycznia 2017 (6)
    • ►  2016 (36)
      • ►  grudnia 2016 (2)
      • ►  listopada 2016 (5)
      • ►  października 2016 (6)
      • ►  września 2016 (5)
      • ►  sierpnia 2016 (2)
      • ►  maja 2016 (1)
      • ►  kwietnia 2016 (8)
      • ►  marca 2016 (3)
      • ►  lutego 2016 (1)
      • ►  stycznia 2016 (3)
    • ►  2015 (57)
      • ►  grudnia 2015 (4)
      • ►  listopada 2015 (9)
      • ►  października 2015 (4)
      • ►  września 2015 (4)
      • ►  sierpnia 2015 (3)
      • ►  lipca 2015 (2)
      • ►  czerwca 2015 (2)
      • ►  maja 2015 (6)
      • ►  kwietnia 2015 (6)
      • ►  marca 2015 (5)
      • ►  lutego 2015 (6)
      • ►  stycznia 2015 (6)
    • ►  2014 (75)
      • ►  grudnia 2014 (8)
      • ►  listopada 2014 (12)
      • ►  października 2014 (17)
      • ►  września 2014 (15)
      • ►  sierpnia 2014 (5)
      • ►  lipca 2014 (1)
      • ►  czerwca 2014 (7)
      • ►  maja 2014 (2)
      • ►  kwietnia 2014 (5)
      • ►  marca 2014 (2)
      • ►  stycznia 2014 (1)
    • ►  2013 (11)
      • ►  listopada 2013 (1)
      • ►  października 2013 (4)
      • ►  września 2013 (1)
      • ►  lipca 2013 (1)
      • ►  czerwca 2013 (1)
      • ►  kwietnia 2013 (3)
    • ►  2012 (21)
      • ►  grudnia 2012 (3)
      • ►  listopada 2012 (10)
      • ►  października 2012 (5)
      • ►  kwietnia 2012 (2)
      • ►  marca 2012 (1)

    Obserwatorzy

    Subskrybuj

    Posty
    Atom
    Posty
    Komentarze
    Atom
    Komentarze

    Czytam

    • Apetyt na film - blog filmowy
      Hello world!
      3 tygodnie temu
    • KULTURALNIE PO GODZINACH
      My Master Builder | Wyndham’s Theatre, London
      4 tygodnie temu
    • Z górnej półki
      Zielone Botki: Stylowe i Wygodne Buty na Każdą Okazję
      1 rok temu
    • FILM planeta
      FILMplaneta powraca!
      2 lata temu
    • ekran pod okiem
      A Virtual Reality Soldier Simulator
      5 lat temu
    • pocahontas recenzuje
      "Cheer" - serial Netflixa
      5 lat temu
    • Po napisach końcowych
      Październik w kinie (Joker, Był sobie pies 2, Czarny Mercedes, Boże Ciało, Ślicznotki, Zombieland: Kulki w łeb)
      5 lat temu
    • Filmowe konkret - słowo
      Dom, który zbudował Jack (2018) – wideorecenzja
      6 lat temu
    • skrawki kina
      ROMA
      6 lat temu
    • In Love With Movie
      9. Festiwal Kamera Akcja - relacja
      6 lat temu
    • WELUR & poliester
      „Casablanca” x Scenograficzne Szorty
      7 lat temu
    • movielicious - blog filmowy
      15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
      10 lat temu
    • Skazany na Kino
      Zodiak (2007)
      10 lat temu
    Pokaż 5 Pokaż wszystko
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Labels

    Oskary Sputnik WFF dokument dramat festiwal kino akcji kino europejskie kino polskie kryminał serial
    facebook instagram filmweb

    Created with by BeautyTemplates

    Back to top