facebook instagram filmweb

Okiem Kinomaniaka

    • Strona główna
    • O mnie
    • .
    • -
    Przyznam szczerze: gotowanie bardzo długo nie było moją bajką. Po prostu nigdy nie miałam do niego ani talentu, ani smykałki. Na dodatek wychowałam się w domu, w którym znacznie lepiej gotuje mężczyzna, więc tym bardziej trzymałam się z daleka od kuchennych zabawek. J Z czasem jednak moje podejście do pichcenia i pieczenia uległo zmianom. A pomocne w tym były m.in. produkcje takie jak „Podróż na sto stóp”.

    Zapytacie: „dlaczego?”. Ponieważ przepiękne kadry smakowitych potraw przygotowywanych przez sympatycznych bohaterów – dodajmy: z niezwykłą lekkością i uśmiechem na ustach, w pewnym sensie (nie tym romantycznym, ani też przerażającym ;))  chwyciły mnie za serce. I zdecydowanie przekonały do rozpoczęcia kulinarnej przygody!

    (Źródło: kino.dlastudenta.pl)
    Najnowszy film Lasse’a Hallströma (znanego m.in. z „Czekolady”, „Co gryzie Gilberta Grape’a” czy nowego „Casanovy”) opowiada o Madame Malory (wspaniała Helen Mirren), która jest szanowaną restauratorką.  By skosztować jej potraw, do małej mieściny na południu kraju, przybywa nawet sam prezydent Francji. Lokal posiada bowiem słynną gwiazdkę Michelina.

    (Źródło: film.wp.pl)
    Pewnego dnia, w wyniku drogowej kolizji, do miasteczka przybywa hinduska rodzina. Jak się okazuje, gastronomia to ich wielka pasja. Głowa rodziny – uparty, lecz pocieszny ojciec – postanawia więc otworzyć restaurację…. naprzeciwko lokalu Madame Malory. Ta wszelkimi sposobami próbuje pozbyć się niepożądanych sąsiadów, których nie uznaje za konkurencję. Obopólna niechęć i rywalizacja stopniowo ustępuje na rzecz solidarności, uprzejmości i przyjaźni.

    (Źródło: youtube.com)
    „Podróż na sto stóp” ogląda się naprawdę dobrze. To nie jest kino najwyższych lotów. Nie dostanie nominacji do żadnej ważnej statuetki. Ale przyznajmy szczerze, nie wszystkie produkcje tworzone są dla intelektualnych elit.

    Główne wątki toczone są wokół odwagi i determinacji w podążaniu za pasją, zjednywania sobie ludzi czy poszukiwania miłości. Jednym słowem – tematy dość uniwersalne. Ale plastyczny sposób ich przedstawienia idealnie nadaje się na dość chłodny koniec lata. Ciepłe barwy i przyjemna muzyka uprzyjemni brak słońca i finisz sezonu wakacyjno-urlopowego.

    (Źródła: kinopodbaranami.pl)
    Film więc z pewnością pozwoli na 1,5 godziny znaleźć się w innym świecie. Świecie przepełnionym aromatami wysublimowanych potraw, kolorami egzotycznych przypraw i dźwiękami orientalnej muzyki. Podczas takich seansów ubolewam, że kino (jeszcze!) nie daje możliwości odczuwania aspektów węchowych. Na szczęście obrazem (rewelacyjne krajobrazy i przekonujące ujęcie małego miasta) wynagradza tę niedogodność. I sprawia, że całokształt wypada przyzwoicie.

    (Źródło: monolith.pl)

    Continue Reading

    Niemałą niespodzianką, zorganizowaną w ramach II Ogólnopolskiego Spotkania Blogerów Filmowych, był pokaz filmu "Klub Jimmy'ego". Nie dość, że seans odbył się znacznie przed premierą (w PL planowana na 17.10), to jeszcze blogerskie środowisko było w kraju drugą publicznością mogącą zapoznać się z najnowszym dziełem Kena Loacha (wcześniej zobaczyli je tylko widzowie festiwalu "Dwa Brzegi"). 

    Samo wprowadzenie zaintrygowało mnie. I dało nadzieję na wielkie widowisko. Oczekiwania były więc naprawdę duże. Okazuje się bowiem, że film otrzymał ogromne owacje na festiwalu w Cannes! 

    (Źródło: zimbio.com)
    Pierwsze minuty seansu tylko podnosiły poprzeczkę. Wspaniałe krajobrazy, świetne stroje, niezwykły klimat XX-wiecznej wsi, która z jednej strony jest harmonijna, z drugiej zaś wymaga ciężkiej pracy i zahartowania na liczne niedogodności. A do tego muzyka! Skoczna, radosna, przepełniona sielskością. Niestety, okazało się, że te wyżej wspomniane elementy nie są w stanie utrzymać napięcia. Że w ostatnim rozrachunku film traci kilka punktów. Za co? Przede wszystkim za scenariusz.

    (Źródło: youtube.com)
    Bo historia Jimmy'ego, dojrzałego mężczyzny, który na początku lat 30. XX wieku wraca z Nowego Jorku do rodzinnej, irlandzkiej wsi, mogłaby być bardziej energiczna czy wręcz przekonująca. Sam główny bohater ma ciekawy rys. W młodości - niepokorny, ambitny, pracowity. Dużo czyta, stara się edukować i jednoczyć sąsiadów, a także uatrakcyjniać im czas. Tworzy klub, który zyskuje przychylność zwykłych ludzi, ale nie podoba się klerowi oraz probrytyjskim Irlandczykom (lata 20. i 30. ubiegłego wieku były czasem brytyjsko-irlandzkich przepychanek dotyczących kwestii niepodległości Irlandii Północnej). 

    Początkowo Jimmy dzielnie stawia czoła kolejnym przeszkodom, z czasem jednak zostaje zmuszony do opuszczenia ojczyzny. W kraju pozostawia matkę oraz ukochaną - Oonagh. Kiedy wraca w rodzinne strony, po dekadzie spędzonej na obczyźnie, jest witany jak brat, przyjaciel. Obiecuje prowadzić ciche i spokojne życie. Rezygnuje z działań społecznych, a także z miłości (w międzyczasie dziewczyna wyszła za innego). Staje się wycofany, wręcz stłumiony. 
    Nawet zachęcany przez przedstawicieli nowego pokolenia, nie deklaruje zainteresowania wznowieniem klubu. Dopiero z czasem podejmuje odważną decyzję.

    (Źródło: dwabrzegi.pl)
    Mimo ponownego zaangażowania w prace dla społeczności lokalnej, nie jest liderem. Niemal w każdej drażliwej sytuacji potrzebuje porady innych. Wciąż jest małomówny, zachowawczy. Brakuje mu pewnej ikry, charyzmy, determinacji. 
    Także w relacji z dawną ukochaną nie przedstawia zdecydowania. Spędza z Oonagh kilka romantycznych chwil (sceny są przepełnione klimatem sekretnej schadzki, namiętności i długoletniej samotności), ale nie stara się na nowo zdobyć jej serca, wyrwać z - jak możemy przypuszczać - dość poprawnego, ale absolutnie nie przepełnionego miłością związku.

    (Źródło: dwabrzegi.pl)
    Z tego względu postać Jimmy'ego nie przekonuje. Podczas seansu wciąż zastanawiałam się, jak to możliwe, by tak zamknięty i stonowany człowiek mógł być przywódcą grupy rewolucjonistów. Dodajmy jeszcze, że jednym z kluczowych wątków jest starcie członków "Klubu Jimmy'ego" z Kościołem Katolickim, którego przedstawiciel - ksiądz Sheridan (świetna kreacja!) toczy liczne pojedynki (nie tylko słowne) z głównym bohaterem.

    (Źródło: filmweb.pl)
    W ogólnym rozrachunku "Klub Jimmy'ego" ogląda się dość dobrze. Muzyka, zdjęcia, scenografia są bez zarzutu. Zwłaszcza warstwa wizualna bardzo mi się podobała (obraz utrzymany w chłodnych barwach potęguje przeświadczenie o uciążliwości życia na wsi z przełomu lat 20. i 30.). Jednak tytułowy bohater, będący liderem bez werwy i odwagi, umniejsza widowisko. Jeśli chodzi o Filmwebową skalę, daję 6/10. 

    (Źródło: filmweb.pl)

    *Film obejrzany dzięki uprzejmości dystrybutora Best Film oraz Kina Pod Baranami.
    Continue Reading
    Powtarzając za tekstem popularnej piosenki z lat 90., "ups, I did it again". Znowu byłam na Ogólnopolskim Spotkaniu Blogerów Filmowych. Znowu poznałam masę ciekawych ludzi. Znowu spędziłam wspaniały czas. I wiecie co? Chętnie wkrótce to powtórzę! ;)


    Sobotnie spotkanie planowaliśmy od 3 miesięcy. Zaraz po pierwszej edycji, która miała miejsce w Warszawie, dwie wspaniałe krakowskie blogerki zaprosiły całą naszą ferajnę do siebie. Nie to, że do domu - do zacnego grodu Kraka :) Dogrywaliśmy terminy, bookowaliśmy hostele, ustalaliśmy godziny przyjazdu. Większość chciała cały weekend spędzić w blogerskim gronie. I udało się!



    (Prawie cała ekipa w Muzeum Narodowym w Krakowie.)


    Tym razem było nas 18cioro. Przybyliśmy prawie z całej PL - Łódź, Sosnowiec, Olsztyn, Gliwice, Gdynia, Warszawa, Kraków. Najpierw zamieniliśmy kilka słów. Bo choć kojarzymy swoje blogi, komentujemy niektóre wpisy, to nie znamy wszystkich autorów stron czy fan page'y, na które zaglądamy. Potem z pakunkami-niespodziankami od Warner Bros Polska, ruszyliśmy na seans. 
    Niezmiernie ucieszył mnie fakt, że film - którego tytuł do samego końca nie był zdradzany - wyświetlono w kultowym i znanym w całym kraju Kinie Pod Baranami! Dla mnie jako kinomaniaczki był to istny rarytas :)
    Tajemniczą produkcją, którą podzielił się z nami dystrybutor Best Film, był najnowszy dramat Kena Loacha - "Klub Jimmy'ego" (recenzja już na dniach!). 

    (Źródło: filmweb.pl)

    Popołudnie odbyliśmy pod hasłem "Poznaj życie i twórczość Stanleya Kubricka". Jak to było możliwe? Otóż w Muzeum Narodowym w Krakowie można zobaczyć wystawę poświęconej jego osobie. Fotosy z planu filmowego, oryginalne rekwizyty, sprzęt operatorski, kostiumy, odpisy scenariuszy czy dokumenty o niektórych produkcjach. To wszystko dostępne do 14. września. Warto nawet, jeśli nie znacie od deski do deski filmów Kubricka.




    Wieczór był epicki. Co dokładnie się działo pozostanie ściśle tajne. No chyba, że wyciekną kompromitujące zdjęcia i nagrania - wciąż mamy nadzieję, że nikt nas nie podsłuchiwał! ;)

    Za wszystkie podarki oraz organizację przedpremierowego pokazu dziękuję partnerom spotkania! Oby więcej, oby częściej, oby jeszcze liczniej odbywały się blogerskie meetingi!

    (Paczka prezentów - tyleeee dobra!)

    Continue Reading
    Okazuje się, że nawet pewniaki czasem zawodzą. Tak jest w przypadku najnowszej produkcji - dotąd (prawie) zawsze solidnego - Luca Bessona. "Lucy" nie jest nawet w 30% tym, co reżyser pokazuje w zwiastunie. Nie ma świetnej akcji i silnych emocji. Dużo za to pseudonaukowego bełkotu i przeciętności.

    (Źródło: variety.com)

    Lucy (Scarlett Johansson), mieszkająca na Tajwanie studentka, zostaje zmuszona do dostarczenia ważnej teczki pewnemu azjatyckiemu biznesmenowi. Zanim zdąży się zorientować w co została wplątana, staje się zakładniczką bezwzględnego pana Janga- szefa narkotykowego gangu. Na jego rozkaz w organizmie Lucy umieszczono paczkę z silną substancją będącą nowym narkotykiem. Pod jego wpływem ciało dziewczyny zaczyna podlegać niewyobrażalnym transformacjom, a najbardziej doświadcza tego mózg. Nagle osiąga on zdumiewające możliwości: odczuwa powietrze, wibracje, ludzi, nawet grawitację. Dziewczyna rozwija również cechy nadludzkie takie jak telepatia, telekineza oraz zapierająca dech w piersiach kontrola nad materią.

    Brzmi ciekawie? Pewnie! I trailer podtrzymuje to przeświadczenie. Ale już po 30-40 minutach seansu przekonasz się, że to tylko złudzenie. Bo im dalej w las, tym więcej drzew.

    (Źródło: youtube.com)

    Największy ból to zbudowanie fabuły na jednym z największych mitów - że człowiek wykorzystuje tylko 10% swojego mózgu. Rozumiem, że to nie film dokumentalny, że twórcy mogą naginać rzeczywistość oraz fakty, że chodzi głównie o dobrą rozrywkę. Ale bazowanie na takim absurdzie jest dla mnie strzałem w kolano, bo już na wstępie sprawia, że traktujesz film z mocnym przymrużeniem oka i wyczekujesz na kolejne banialuki.

    (Źródło: dailymail.co.uk)

    Oprócz tego właściwie żaden z elementów produkcji nie osiąga poziomu z wcześniejszych dokonań Bessona. Ani akcja nie jest tak wartka i wciągająca jak w "13 dzielnicy" czy "Uprowadzonej", ani kunszt aktorski nie równa się "Leonowi Zawodowcowi" i "Piątemu elementowi", ani przesłanie, ogólny sens oraz logika nie mogą być przyrównane do "Lady". 

    Owszem, sam początek jest całkiem niezły. Nie ma bzdur, historia rozwija się dość ciekawie i miejscami bywa nawet humorystyczna. Jednak w pewnym momencie czar pryska, a całość przybiera fatalny kierunek.

    Chwilami wręcz parskałam ze śmiechu, bo nie byłam w stanie pojąć sensu tejże produkcji. Szkoda, że Morgan Freeman znowu w tym roku wziął udział w projekcie filmu science fiction, którego fabuła ma żenujący poziom (patrz "Transcendencja").
    Podsumowując, jeśli przygotujecie się na podrzędną produkcję z pogranicza kina akcji i s-f, możecie udać się do kina. Jednak z dobrego serca odradzam wędrówki na "Lucy" - lepiej wyjdźcie na rower :)


    (Źródło: moviepilot.com)

    Continue Reading

    Żenujący, bezrefleksyjny, kiczowaty. Tak określają "Miasto 44" krytycy Gazety Wyborczej czy NaTemat.pl. Czytając ich teksty zastanawiałam się, czy oglądaliśmy ten sam film. I czy w ogóle są świadomi sensu jego realizacji.

    (Źrodło: youtube.com)

    Dla mnie dzieło Jana Komasy jest opowieścią o Powstaniu Warszawskim. Od młodych dla młodych. To ważne! Sam reżyser ma dopiero 33 lata. Dla współczesnego nastolatka - który zdaniem Sobolewskiego i Engelkinga, wielkich hejterów filmu, jest głównym odbiorcą "Miasta 44" - staje się więc kimś w rodzaju "starszego brata" czy "wujka". Nie zrzędzi, nie zanudza, nie truje. Mówi energicznie, ciekawie, z uczuciem. Starsze pokolenie i amatorzy pięknych wydmuszek tego nie kupią. Ale umówmy się szczerze, to nie jest film dla nich. :)

    Jako potwierdzenie tego faktu przywołam scenkę z mojego, bodajże gimnazjalnego życia. Otóż nie raz, nie dwa chodziłam ze szkołą do kina na "wartościowe" filmy. "Pana Tadeusza", "Quo vadis" czy "Zemstę" widzieliśmy chyba wszyscy. I sądzę, że niemal wszyscy przyznamy, że są słabe (tak wizualnie, technicznie, jak i aktorsko) oraz nudne. Nie intrygują, nie inspirują, nie zachęcają do przeczytania lektury. Trzeba je po prostu obejrzeć pod okiem nauczyciela.
    Komasa chciał zrobić coś innego. Nie poszedł po linii najmniejszego oporu. Poszukał czegoś, co może przypaść do gustu młodym, będąc jednocześnie rzetelne historycznie (scenariusz był konsultowany z Powstańcami). 

    (Źródło: lodz.naszemiasto.pl)

    Z tego powodu fabuła jest dość prosta. Po śmierci ojca-majora, Stefan opiekuje się matką i młodszym bratem. Uczciwie pracuje, wywiązuje się z domowych obowiązków, nie nadstawia karku. Za sprawą sąsiadki wstępuje jednak do konspiracji, by bronić ojczyzny. Tam poznaje Biedronkę, w której się zakochuje. Para, wraz z przyjaciółmi, stawia czoło wojnie walcząc z biało-czerwonymi opaskami na przedramieniu. Przemierzają Warszawę, aby ratować miasto i być razem, żyć w wolnej Polsce.


    (Źródło: film.onet.pl)

    Nieskomplikowana historia dla niektórych może być zarzutem, ale ja jej tak nie traktuję. Bo losy głównych bohaterów z założenia nie mają być wielopoziomową konstrukcją. Są przykładem historii, które miały miejsce podczas powstania. Stanowią jedynie kompilację różnych zdarzeń, które w tamtym okresie były codziennością: patrzenia na śmierć najbliższych, obserwowania cierpienia innych czy poświęcenia miłości na rzecz walki za Polskę. Mają być zrozumiałe dla przeciętnego 13-, 15-latka, który o powstaniu wie bardzo bardzo niewiele.

    (Źródło: stopklatka.pl)

    Dodajmy również, że obraz będzie wyświetlany zagranicą. A tam znajomość historii Polski jest naprawdę kiepska. Dlatego forma jej przedstawienia musi być adekwatna do odbiorcy spragnionego i przyzwyczajonego do wartkiej akcji. Stąd hollywoodzki styl. Osobiście "Miasto 44" porównuję do "Pearl Harbor" łączącego dynamiczną akcję, wątek miłosny, zagadnienie przyjaźni/solidarności i osadzenie tego wszystkiego w historycznym wydarzeniu.

    Efekty, muzyka, scenografia, zdjęcia - wszystko jest w jakiś sposób podobne do tej amerykańskiej produkcji i w moim odczuciu jak najbardziej ok. Dla osoby, która niezwykle ceni ideę powstania, to film pełen emocji. Jak wiecie nie należę do ckliwych i płaczliwych, ale podczas seansu trudno było nie uronił łzy. Może to moje osobiste podejście do PW, może uroczysta atmosfera wyjątkowego pokazu. Tak czy siak uprzedzam, że nawet tak rzekomo kulejąca fabuła chwyta mocno za serce.

    (Źródło: film.onet.pl)

    Film byłby rewelacyjny, gdyby nie pewne komiczne sceny. Autorzy za bardzo pozwolili popłynąć wyobraźni i stało się małe nieszczęście. Dosłownie dwie sceny (o charakterze romantyczno-miłosnym) przedstawiono w stylu przypominającym wyjątkowo nieudolne połączenie "Matrixa" ze "Zmierzchem" okraszone muzyką iście fatalną - jak z niemieckiej imprezy techno. 

    Niemniej jednak wciąż opowiadam się za filmem. I jestem jego wielką fanką. Jako Warszawianka czuję się niezwykle dumna z Powstania i dozgonnie wdzięczna Powstańcom. A obraz oddającym im hołd i prezentujący współczesnym tamtejszą, tak trudną, rzeczywistość jest tym, co uważam za niezmiernie ważne. 

    (Źródło: kinoactive.pl)

    Odłóżmy więc na chwilę bezsensowne dywagacje nad tym, czy decyzja o wybuchu PW była słuszna, czy też nie, oraz czy dzieło Jana Komasy jest perfekcyjne, czy jednak słabe, i pobądźmy przez chwilę w ciszy. A potem zobaczmy "Miasto 44", by docenić heroizm tamtych dzielnych ludzi.

    (Źródło: youtube.com)
    Continue Reading
    Newer
    Stories
    Older
    Stories

    Polub na Facebooku

    Śledź na Instagramie

    SnapWidget · Instagram Widget

    Szukaj

    recent posts

    Archiwum

    • ►  2020 (12)
      • ►  października 2020 (1)
      • ►  kwietnia 2020 (1)
      • ►  marca 2020 (3)
      • ►  lutego 2020 (4)
      • ►  stycznia 2020 (3)
    • ►  2019 (27)
      • ►  listopada 2019 (1)
      • ►  października 2019 (3)
      • ►  września 2019 (1)
      • ►  sierpnia 2019 (1)
      • ►  lipca 2019 (4)
      • ►  czerwca 2019 (2)
      • ►  maja 2019 (2)
      • ►  kwietnia 2019 (2)
      • ►  marca 2019 (3)
      • ►  lutego 2019 (3)
      • ►  stycznia 2019 (5)
    • ►  2018 (34)
      • ►  grudnia 2018 (2)
      • ►  listopada 2018 (3)
      • ►  października 2018 (3)
      • ►  września 2018 (3)
      • ►  sierpnia 2018 (4)
      • ►  lipca 2018 (1)
      • ►  czerwca 2018 (3)
      • ►  maja 2018 (3)
      • ►  kwietnia 2018 (3)
      • ►  marca 2018 (3)
      • ►  lutego 2018 (5)
      • ►  stycznia 2018 (1)
    • ►  2017 (38)
      • ►  grudnia 2017 (3)
      • ►  listopada 2017 (4)
      • ►  października 2017 (4)
      • ►  września 2017 (4)
      • ►  sierpnia 2017 (5)
      • ►  lipca 2017 (1)
      • ►  maja 2017 (3)
      • ►  kwietnia 2017 (1)
      • ►  marca 2017 (3)
      • ►  lutego 2017 (4)
      • ►  stycznia 2017 (6)
    • ►  2016 (36)
      • ►  grudnia 2016 (2)
      • ►  listopada 2016 (5)
      • ►  października 2016 (6)
      • ►  września 2016 (5)
      • ►  sierpnia 2016 (2)
      • ►  maja 2016 (1)
      • ►  kwietnia 2016 (8)
      • ►  marca 2016 (3)
      • ►  lutego 2016 (1)
      • ►  stycznia 2016 (3)
    • ►  2015 (57)
      • ►  grudnia 2015 (4)
      • ►  listopada 2015 (9)
      • ►  października 2015 (4)
      • ►  września 2015 (4)
      • ►  sierpnia 2015 (3)
      • ►  lipca 2015 (2)
      • ►  czerwca 2015 (2)
      • ►  maja 2015 (6)
      • ►  kwietnia 2015 (6)
      • ►  marca 2015 (5)
      • ►  lutego 2015 (6)
      • ►  stycznia 2015 (6)
    • ▼  2014 (75)
      • ►  grudnia 2014 (8)
      • ►  listopada 2014 (12)
      • ►  października 2014 (17)
      • ►  września 2014 (15)
      • ▼  sierpnia 2014 (5)
        • W świecie kulinarnych rozkoszy
        • Oj Jimmy, Jimmy...
        • Ups, I did it again! :-)
        • Wszyscy jesteśmy geniuszami
        • Walka o moje miasto
      • ►  lipca 2014 (1)
      • ►  czerwca 2014 (7)
      • ►  maja 2014 (2)
      • ►  kwietnia 2014 (5)
      • ►  marca 2014 (2)
      • ►  stycznia 2014 (1)
    • ►  2013 (11)
      • ►  listopada 2013 (1)
      • ►  października 2013 (4)
      • ►  września 2013 (1)
      • ►  lipca 2013 (1)
      • ►  czerwca 2013 (1)
      • ►  kwietnia 2013 (3)
    • ►  2012 (21)
      • ►  grudnia 2012 (3)
      • ►  listopada 2012 (10)
      • ►  października 2012 (5)
      • ►  kwietnia 2012 (2)
      • ►  marca 2012 (1)

    Obserwatorzy

    Subskrybuj

    Posty
    Atom
    Posty
    Komentarze
    Atom
    Komentarze

    Czytam

    • Apetyt na film - blog filmowy
      Hello world!
      3 tygodnie temu
    • KULTURALNIE PO GODZINACH
      My Master Builder | Wyndham’s Theatre, London
      4 tygodnie temu
    • Z górnej półki
      Zielone Botki: Stylowe i Wygodne Buty na Każdą Okazję
      1 rok temu
    • FILM planeta
      FILMplaneta powraca!
      2 lata temu
    • ekran pod okiem
      A Virtual Reality Soldier Simulator
      5 lat temu
    • pocahontas recenzuje
      "Cheer" - serial Netflixa
      5 lat temu
    • Po napisach końcowych
      Październik w kinie (Joker, Był sobie pies 2, Czarny Mercedes, Boże Ciało, Ślicznotki, Zombieland: Kulki w łeb)
      5 lat temu
    • Filmowe konkret - słowo
      Dom, który zbudował Jack (2018) – wideorecenzja
      6 lat temu
    • skrawki kina
      ROMA
      6 lat temu
    • In Love With Movie
      9. Festiwal Kamera Akcja - relacja
      6 lat temu
    • WELUR & poliester
      „Casablanca” x Scenograficzne Szorty
      7 lat temu
    • movielicious - blog filmowy
      15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
      10 lat temu
    • Skazany na Kino
      Zodiak (2007)
      10 lat temu
    Pokaż 5 Pokaż wszystko
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Labels

    Oskary Sputnik WFF dokument dramat festiwal kino akcji kino europejskie kino polskie kryminał serial
    facebook instagram filmweb

    Created with by BeautyTemplates

    Back to top