facebook instagram filmweb

Okiem Kinomaniaka

    • Strona główna
    • O mnie
    • .
    • -

    Ludzie i konie. Konie i ludzie. A to wszystko w islandzkim plenerze. Spokojnym, cichym, wręcz opustoszonym. Czy prawie liryczna opowieść o tym, co dzieli i łączy nas z końmi jest w stanie podbić serca Polaków? Przekonamy się za miesiąc, bo pod koniec lutego niszowa produkcja wejdzie do rodzimych kin.

    (Źródło: dwabrzegi.pl)
    Z ręką na sercu przyznaję: niezmiernie bałam się seansu "O koniach i ludziach". Choć Benedikt Erlingsson może poszczycić się nagrodą dla najlepszego debiutu reżyserskiego zdobytą na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastián, obawiałam się pretensjonalnego kina artystycznego, którego dodajmy nie jestem fanką. Rzekomej perełki, której nie będę w stanie docenić, w której nie dostrzegę ani głębszego przesłania ani artyzmu. Fakt, nie jestem w stanie godzinami rozprawiać o wielkiej wartości tej produkcji. Niemniej seans uważam za ciekawe doświadczenie :-)


    (Źródło: youtube.com)

    Film to dość dziwny. A może "dziwny" to wciąż za mało powiedziane? Odniosłam wrażenie, że "O koniach i ludziach" jest niemalże dokumentalnym portretem islandzkich realiów z subtelną ich fabularyzacją. Obserwujemy codzienność mieszkańców jednego z najpiękniejszych, a jednocześnie najmniej popularnych i najspokojniejszych obszarów świata. W swoich rozmowach i czynach są dość powściągliwi, zachowawczy, co rewelacyjnie skontrastowano z postacią hiszpańskiego turysty szukającego swojego miejsca właśnie na Islandii. 

    Za pomocą kilku segmentów opowieści, które wzajemnie się przenikają, widzimy próbę porównania ludzi i koni. Trudno jednoznacznie określić, jakie jest przesłanie tej produkcji. Po części przypomina, że wszyscy jesteśmy zwierzętami. Mamy swoje instynkty, czasami biologia bierze górę nawet nad naszym ludzkim rozumem. Ale reżyser powstrzymuje się od krytycyzmu czy oceniania. Zostawia za to miejsce na refleksję. Z drugiej strony wyraźnie widzimy, że to człowiek panuje nad zwierzęciem, które powinno być mu podporządkowane. Konie, (a w domyśle i reszta fauny), są pewnym narzędziem w rękach człowieka, służą mu do osiągnięcia pewnych celów. Co nie zwalnia nas z dbania o jego dobro, traktowania z troską. 


    (Źródła: stopklatka.pl i dkferoica.mokskierniewice.pl)

    Dywagując o walorach technicznych należy zwrócić uwagę na 3 aspekty: porywającą, nostalgiczną (ale i momentami dość skoczną) muzykę, przepiękne zdjęcia urzekającej Islandii ujęte w precyzyjne kadry oraz zabieg rozpoczynania kolejnych fragmentów opowieści od ujęcia końskiego oka. Każdy nowy segment zaczyna się właśnie głębokim spojrzeniem w oczy zwierzęcia. 

    Czy "O koniach i ludziach" trafi do każdego widza? Na pewno nie. Ale tak jest z każdą produkcją. Jedna idealnie wpisuje się w gusta romantyków, inna odpowiada miłośnikom kina akcji czy grozy. Ci, którzy cenią niszowe produkcje, lubią odkrywać coś zupełnie nowego albo po prostu chcą sprawdzić, jak Erlingsson potraktował temat przyrównania ludzi i zwierząt, powinni udać się na ten seans. Kilka scen Was rozbawi, jedna z pewnością zszokuje, więc bez obaw - nikt nie powinien zostać obojętny wobec tej ciekawej i niecodziennej filmowej propozycji. 


    (Źródła: dwabrzegi.pl i dkferoica.mokskierniewice.pl)

    Continue Reading

    Siedem nominacji do Złotych Globów, dziewięć do Oskara, jedenaście do Nagród BAFTA. Te liczby mówią same za siebie! "Birdman" to produkcja, która w ostatnich miesiącach króluje w branży filmowej i którą przywołuje się w kontekście genialnego powrotu Michaela Keatona, perfekcyjnej warstwy technicznej oraz świetnego scenariusza.

    (Źródło: ew.com)
    Podstarzały aktor, przebrzmiała gwiazda kina rozrywkowego, poturbowany przez życie mężczyzna - oto bohater "Birdmana". Riggan Thomson ma już swoje lata. Ma też byłą żonę, z którą łączą go dość dobre relacje, młodszą kochankę, córkę po odwyku i pomysł na dobrą sztukę teatralną. Problem w tym, że nieliczni wierzą w broadway'owy sukces (tak reżyserski, jak i aktorski) kogoś, kto jeszcze kilkanaście (kilkadziesiąt?) lat temu zagrał ulubieńca milionów - Birdmana. 
    Trochę osamotniony w walce o triumf na deskach teatru, częściowo wspierany przez koleżankę po fachu (Naomi Watts) i producenta (Zach Galifianakis) dąży do spełnienia swojego marzenia.

    Bo film ten jest w dużej mierze opowieścią o samorealizacji, nieustannym zmierzaniu do celu. To klasyczny dramat o dość pozytywnym wydźwięku. Gdzieś między wierszami reżyser Alejandro González Iñárritu przekonuje, że marzenia nie mają terminu ważności i zawsze możemy zostać tym, kim chcemy. 

    (Źródło: youtube.com)

    "Birdmana" można też odczytywać jako portret filmowego światka. Obserwujemy jak wygląda koegzystencja aktorów, reżyserów, kostiumologów, charakteryzatorów za kulisami, jak życie zawodowe reprezentantów branży artystycznej przenika się z prywatnym. To również trochę wyśmiewanie mody na kino komiksowe, na przeróżnych superbohaterów występujących w coraz to nowszych blockbusterach. Pod tym względem obsadzenie w roli głównej Keatona zyskuje dodatkowy, komiczny wymiar (w latach 90. Batman miał właśnie jego twarz). 

    "Popularity is a slutty little cousin of prestige"

    Interpretując go dokładnie jesteśmy w stanie dostrzec jeszcze inne znaczenie czy przesłanie "Birdmana", ściśle związane z opinią Iñárritu co do hollywoodzkiej rzeczywistości. To pewna prawda na temat społeczeństwa XXI wieku. Społeczeństwa, które jest niewolnikiem technologii, elektronicznych gadżetów, bezgranicznego dostępu do internetu, rozrastających się portali społecznościowych i pstrykania selfie prawie 24 godziny na dobę. Reżyser subtelnie podrzuca myśl, że najnowsze zdobycze techniki wpłynęły na naszą negatywną zmianę: spłyciły relacje z innymi, zmodyfikowały nasze postrzeganie świata. Dla wielu liczy się tylko liczba serduszek uzyskanych na Instagramie, sława w Internecie, możliwość zaistnienia w wirtualnym świecie. To, co prawdziwe i namacalne stało się passé.

    Główny bohater "Birdmana" nie odnajduje się w takiej rzeczywistości. Jest człowiekiem z innej epoki. Przyjaźnie nawiązywał twarzą w twarz, wszystkie ważne chwile zapisywał w głowie, nie w najnowszym smartfonie, dorastał bez tabletu w ręce. Po jego spojrzeniu momentalnie wnioskujemy jak niekomfortowo czuje się w oszalałym tłumie pseudofotografów. Jak bardzo nie rozumie, że rzesza fanów superbohatera, którego zagrał przed laty, wolałaby mieć z nim zdjęcie niż zamienić dwa słowa. To pokolenie, które woli rejestrować obecną chwilę niż ją przeżywać... 


    (Źródło: indiewire.com i latimes.com)

    Już przed "Birdmanem" Iñárritu tworzył filmy genialne. Filmy, które zachwycały zarówno krytyków, jak i widzów. Filmy, które podczas seansu przeżywało się całym sobą, a które po projekcji na długo zostawały w naszej głowie. "Babel" czy "Amorres perros" to tylko dwa z nich. Teraz - w mojej opinii - poszedł krok naprzód. Oprócz dopracowania najbardziej fundamentalnych elementów - scenariusza i gry aktorskiej, zajął się wyciąganiem na wyżyny warstwy artystycznej. 

    W "Birdmanie" współgra bowiem muzyka rewelacyjnie wpływająca na nastrój widza i odbiór filmu z fantastycznymi kadrami. Praca kamery zachwyca do tego stopnia, że przez pierwsze 30-40 minut seansu w tyle głowy pojawiało się u mnie pytanie "Jak oni to zrobili? Jak to możliwe, że aż tak perfekcyjnie zmontowali film kręcony na jednym ujęciu?". Na uwagę zasługuje też scenografia. Ulokowanie głównego miejsca akcji w nowojorskim teatrze pozwoliło na podążanie za poszczególnymi bohaterami po krętych, wąskich korytarzach, zaglądanie do technicznych zakamarków, podglądanie ich w zagraconych garderobach. Dzięki temu siedząc w kinowym fotelu czujemy się tak, jakbyśmy faktycznie znajdowali się w tej filmowej przestrzeni. 



    (Źródło: filmequals.com i indiewire.com)

    Co więcej, większość wiodących kreacji aktorskich została zagrana bezbłędnie. Prym wiedzie nieskazitelny duet Keaton-Norton. Panowie przechodzą samych siebie i niemal w każdej sekundzie tryskają całą gamą skrajnych emocji. Z tego powodu powrót Keatona z łatwością przyrównuję do odrodzenia się Feniksa z popiołów, a występ Nortona, który zwykle jest genialny, tym razem mogłabym oklaskiwać bardzo długo, gdyż stworzył postać, która ma szanse swą sławą przebić wybitną rolę Tylera Durdena z kultowego już "Fight clubu". Nic więc dziwnego, że obaj mają na swoim koncie nominacje do kilku prestiżowych nagród. Czy oskarową galę opuszczą jako zwycięzcy, dowiemy się za miesiąc, ale już dziś można gratulować oszałamiających efektów pracy!

    Świetnie prezentuje się też dalsza część drugiego planu. Zach Galifianakis w momencie pojawienia się na ekranie jest nie do poznania. Jego bohater tak znacząco odbiega od dotychczasowego wizerunku aktora, że tym razem możemy odkryć zupełnie nową twarz kogoś, komu przyszywano łatkę odtwórcy wyłącznie komediowego. Watts po raz kolejny w ostatnich miesiącach prezentuje się zaskakująco dobrze (występ w "Mów mi Vincent" sprawił, że naprawdę się do niej przekonałam), zaś Stone nareszcie udowodniła, że nie bez powodu dostaje nowe angaże. Słowem: perfekcyjna, utalentowana obsada! 


    (Źródło: loopedblog.com i movienewz.com)
    "Birdman" to film kompletny. Niczego w nim nie zabrakło, wszystkie elementy są odpowiednio wyważone. Wizualnie, technicznie, aktorsko i koncepcyjnie jest dziełem skończonym, idealnym. Rozpoczęcie filmowego roku tak kapitalną produkcją niezwykle wysoko stawia poprzeczkę. To, czy kolejne filmy 2015 będą trzymały podobny poziom okaże się w najbliższych miesiącach. Tymczasem wszystkim spragnionym rewelacyjnych, filmowych doznań polecam seans "Birdmana". 


    (Źródło: collider.com i moviepilot.com)
    Continue Reading

    Styczeń obfituje w filmowe atrakcje. Złote Globy, oskarowe nominacje, wiele genialnych premier, dobre, polskie filmy i... IV Ogólnopolskie Spotkanie Blogerów Filmowych. Tym razem zawitaliśmy do Poznania, gdzie ugoszczono nas po królewsku! :-)


    Jedni spędzili tam kilka godzin, inni wpadli na cały weekend. Nie ważne jak długo przebywaliśmy w Poznaniu, bowiem najważniejsze, że znowu udało nam się zobaczyć. Znowu mieliśmy okazję porozmawiać o kinie na wesoło i na poważnie. Po raz kolejny spieraliśmy się który film był najlepszy, co nas ostatnio najbardziej rozczarowało, kogo cenimy najsilniej, a którego aktora wciąż nie możemy przetrawić. Jak zwykle dołączyło do nas kilka nowych blogerów, których dotąd znaliśmy wyłącznie wirtualnie. I jak zwykle zaliczyliśmy co nieco filmowych doznań. Nic w tym nadzwyczajnego - w końcu "Poznań, miasto doznań" ;)



    Radosna, poznańska ferajna (Agata i Monika z In Love With Movie, Michał z Tako Rzecze Wiking oraz Grześ, czyli Płonący Celuloid) przywitali nas gorąco i od razu zaproponowali do gry. Pierwszy raz rywalizowaliśmy ze sobą tworząc duety, które miały odgadywać wielokrotnie niełatwe (około)filmowe zagadki. Pytania z dziedzin tj. "Cebulaki" (polskie kino), "Multi, multi" (blockbustery), "Szanel" (filmowe porażki) czy "Erik z Danii" (ludzie kina) czasami były bardzo skomplikowane, niejednoznaczne albo absurdalne ("Ile oskarowych nominacji ma na koncie Meryl Streep?", "W czym nie zginęła Hanka Mostowiak?", "Jak nazywał się bohater grany przez Leonardo di Caprio w 'Wilku z Wall Street'?", "Która z części 'Dekalogu' Kieślowskiego opowiada o taksówkarzu?"). Daliśmy radę i wspólnymi siłami rozwikłaliśmy wszystkie zagadki. 





    W dalszej części dnia zobaczyliśmy PRZEDPREMIEROWO dwie produkcje, które do rodzimych kin trafią dopiero w drugiej połowie lutego. Najpierw przedstawiono nam islandzki dramat "O koniach i ludziach", który zgarnął kilka nagród za scenariusz, zdjęcia i reżyserię (w tym nagrodę dla najlepszego debiutu reżyserskiego na MFF w San Sebastián). Następnie obejrzeliśmy duńską produkcję (perfekcyjne połączenie dramatu, kryminału i thrillera) pt. "Druga szansa".
    Obu dystrybutorom serdecznie dziękujemy za możliwość obejrzenia ww. filmów, a Klaudii z Hagi Film stokrotne podziękowania należą się także za przemiłą wymianę zdań oraz DVD z ciekawymi produkcjami! :)


    (Źródło: filmweb.pl)



    Po części oficjalnej przyszła pora na pogaduchy przy różnych trunkach. W atmosferze wzajemnej sympatii, błogości i filmowej euforii rozmawialiśmy o kinie - tym artystycznym, ambitnym, wzniosłym i tym słabym, kulawym, nieprzemyślanym. Zabawa była przednia! A kolejne spotkanie już za wiosną w Warszawie. Jest na co czekać! :-)



    Continue Reading

    Nowy Rok, nowe filmy, nowe konkursy! Pierwszy tegoroczny właśnie przed Wami. Do wygrania podwójna wejściówka na jedną z gorętszych, polskich premier tego roku!


    Kacper to nauczyciel historii, który nagle dowiaduje się, że traci wzrok. By zachować pracę i doprowadzić swoją klasę do matury, postanawia ukryć problemy przed dyrektorem. Fabuła filmu jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami człowieka, który – aby zachować ukochaną pracę –  ukrywa przed światem swoje traumatyczne doświadczenie. W roli głównej zobaczymy Andrzeja Chyrę, trzykrotnego laureata nagrody dla najlepszego aktora festiwalu w Gdyni („Dług”, „Komornik”, „W imię…”). 


    Dla jednej osoby, wraz z kinem Atlantic, mam podwójną wejściówkę na przedpremierowy pokaz wraz ze spotkaniem z twórcami produkcji "Carte blanche".
    Seans odbędzie się we wtorek, 13.01 w warszawskim kinie Atlantic o godzinie 17:45 (INFO).

    Pytanie konkursowe:

    Który polski film z 2014 roku najbardziej Ci się podobał
    i dlaczego?

    Na odpowiedzi - w komentarzach pod wpisem - czekam do wtorku do 11:30. Wyniki zostaną opublikowane we wtorek chwilę po południu, a zwycięzca odbierze wejściówkę w kinie.
    *Osoby, które udzielą odpowiedzi pod pseudominem/nickiem/anonimowo, proszone są o podanie adresu e-mail (muszę mieć możliwość skontaktowania się z Wami) :-)

    (Źródło: youtube.com)

    Powodzenia!

    Continue Reading

    "I don't know who you are but if you don't let my daughter go, I'll find you, I'll kill you" - tymi słowami zaczyna się właściwa akcja pierwszej części trylogii przygód Bryana Millsa. Jego przebywająca na wakacjach w Paryżu córka, zostaje porwana i ma trafić do jednego z francuskich burdeli. Druga odsłona "Uprowadzonej" to rewanż - bracia i ojcowie gangsterów zabitych przez dzielnego Millsa, byłego agenta służb specjalnych, próbują się zemścić. O czym jest więc kolejny film?


    (Źródło: taken3movie.com)

    Nasz wspaniały bohater zostaje wrobiony. Oskarża się go o zabójstwo byłej żony. Mills ucieka przed policją by samodzielnie oczyścić się z zarzutu oraz znaleźć prawdziwego mordercę. Priorytetem jest jednak bezpieczeństwo jedynej córki, która po raz kolejny znalazła się w na linii ognia. 


    (Źródło: youtube.com)

    Jak to brzmi? Dla tych, którzy nie przepadają za kinem akcji, dość marnie. Dla miłośników trylogii Oliviera Megatona, całkiem przyzwoicie. Niestety chociaż zaliczam się do drugiej grupy, przyznaję głośno: trzecia część jest niewypałem. Z bólem serca, przez półtorej godziny, patrzyłam na losy Bryana.  



    (Źródło: filmweb.pl)
    Nie wpisuję się do grona kinomanów, którzy deprecjonują znaczenie kina akcji. Nie popieram tych, którzy wysokie noty dają wyłącznie filmom artystycznym, ambitnym, niezależnym. X muza ma dwie twarze i dwa cele. Z jednej strony jest dumna, podniosła, intelektualna i w związku z tym powinna inspirować, szokować, edukować. Z drugiej zaś cechuje ją lekkość i rozrywkowość determinujące dobrze spędzony czas, miłą zabawę.

    Z tego względu - i po dwóch naprawdę dobrych epizodach "Uprowadzonej" - z radością udałam się na trzecią część domykającą przygody Millsa (wydaje się, że jest to koniec jego heroicznych działań, chociaż kto wie...). 


    (Źródło: filmweb.pl)
    W filmie nie zagrało kilka elementów. Najbardziej rozczarowuje scenariusz. Mamy historię nieprawdopodobną do granic, luki logiczne, a do tego wiele dość banalnych dialogów. Gołym okiem widać, że twórcy usilnie próbowali kontynuować sukces "jedynki" i "dwójki", ale fabułę pisali na kolanie. 
    Mimo że wymyślono ciekawą postać detektywa, chyba próbując tym samym rozpisać opowieść na dwóch głównych bohaterów, paradoksalnie nie pozwolono jej na wybicie się na pierwszy plan. Mowa oczywiście o detektywie, który nie pozwala wodzić się za nos, granym przez Foresta Whitakera. 

    (Źródło: filmweb.pl)

    Reszta obsady to właściwie dodatek do dania głównego - Liama Neesona. On wciąż jest tym samym gościem straszącym przeróżnych zbirów groźnym spojrzeniem, niskim głosem i paroma sztuczkami zaczerpniętymi ze sztuk walki. Choć postać ta jest przewidywalna, to widz czuje do niej sympatię i toleruje większą niż zwykle dawkę patosu.

    Problem w tym, że niezjadliwych kawałków mamy kilka, a te w rezultacie doprowadzają do filmowej niestrawności. Po seansie "Uprowadzonej 3" może nie dostaniemy biegunki, ale niesmak w ustach z pewnością pozostanie.


    (Źródło: foxmovies.com)

    Continue Reading

    O "Whiplash" było głośno od października. Premiera na 5. American Film Festival we Wrocławiu rozpaliła serca fanów porządnych, amerykańskich dramatów. Co tu dużo mówić, moje również. Z nieskrywaną niecierpliwością oczekiwałam wejścia filmu do polskich kin. Stało się to tuż po Nowym Roku. Czy - jak zapowiadało wielu krytyków i blogerów - wyszłam z kina zachwycona, opowiadając o produkcji w samych superlatywach?  

    (Źródło: popmatters.com)

    Niestety, nie spadłam z krzesła z wrażenia. Ale to nie tak, że było słabo. Film jest naprawdę godny uwagi z co najmniej kliku powodów.
    (Źródło: youtube.com)

    Po pierwsze - dobry temat. Reżyser Damien Chazelle pokazuje nam Andrew, młodego człowieka z jasno sprecyzowanym celem: chce grać na perkusji i być w tym najlepszy. Marzy o dorównaniu największym muzykom, dołączeniu do plejady tych, których nazwisk nigdy nie zapomnimy. Plan jest ambitny, ale wydaje się, że nic nie stanie bohaterowi na przeszkodzie. Dostał się na najlepszą uczelnię w kraju, szczęśliwym trafem zaangażowano go również do uniwersyteckiej orkiestry. Szybko okazuje się, że realizacja marzeń to w rzeczywistości droga przez mękę. Nie brakuje chwil słabości, rozgoryczenia, smutku i złości. Widzimy, że codziennością początkujących muzyków jest właśnie krew, pot i łzy. To samo, z czym zmagają się rzekomo tylko sportowcy.

    Dodatkowym problemem Andrew jest to, że nikt z bliskich nie traktuje poważnie jego pasji. Chłopak, który wylewa hektolitry potu na nieustannych próbach, który daje z siebie wszystko za każdym razem, gdy siada przy perkusji, dla części rodziny/znajomych jest niemęski, bo prawdziwie męskim zainteresowaniem jest wyłącznie futbol. Osamotniony w swej drodze na szczyt boryka się ze stresem, silnymi konkurentami i wieloma muzycznymi wyzwaniami, ponieważ każda próba jest trudniejsza, każdy kolejny utwór bardziej skomplikowany.



    (Źródło: moviesnmayhem.com i ucsdguardian.org)

    Po drugie - J. K. Simmons. Nie ma czego ukrywać - w "Whiplash" to on króluje! Ilekroć Simmons pojawia się na ekranie, krew zaczyna szybciej pulsować w naszych żyłach. Jest apodyktyczny, krzykliwy, nieustępliwy, zbyt pewny siebie. Od swoich uczniów wymaga bardzo dużo. I poprzeczkę tę cały czas podnosi. Wierzy, że będąc mentorem adeptów muzyki, musi sprawować rządy twardej ręki. 
    Wybucha gniewem ilekroć słyszy fałszywą nutę. Dostaje furii, gdy coś idzie nie tak, jak powinno. Co ciekawe, ma jednak drugie oblicze. Bywa potulny, przyjacielski, wyrozumiały. Ale czy w tych chwilach jest naprawdę sobą?

    Niech Wam nie umknie także specyficzna relacja uczeń-nauczyciel. Więź łącząca obu bohaterów jest elektryzująca. Czasami iście przyjazna, zwykle zaś konfliktowa i agresywna jakby Andrew i Fletcher znajdowali się po przeciwnych stronach barykady. Jakby byli wrogami, a nie duetem, który wspólnymi siłami dąży do tego samego celu.

    (Źródło: nypost.com)

    Po trzecie - muzyka. Jest mistrzowska! Co do tego, chyba nikt nie ma wątpliwości. Kolejne kawałki tylko głębiej wprowadzają nas w jazzowy klimat. Zdaje się, że w niektórych scenach muzyka staje się wręcz pełnoprawnym bohaterem stając ramię w ramię z postacią początkującego Andrew i doświadczonego Fletchera.
    Już dzisiaj głośno przyznaję - to może być jedna z lepszych ścieżek dźwiękowych tego roku!

    Odrobina bajecznych dźwięków dla tych, którzy wciąż pozostają nieco sceptyczni do jazzowego brzmienia. 


    (Źródło: youtube.com)

    Tym, co nie do końca zagrało w orkiestrze Chazelle'a jest... napięcie. Czytając część opisów fabuły czy nawet recenzji, trafiłam na określenia sugerujące niezwykłe narracyjne tempo i prawdziwie thrillerowe emocje. Fakt, momentami historia dzieje się błyskawicznie, a i kilka suspensów robi naprawdę dobrą robotę. Na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza finał - emocje sięgają zenitu, bohaterowie zmieniają swoje oblicze kilkakrotnie, a nasze uszy doznają muzycznej rozkoszy. Do czego więc się przyczepiam? Do tego, że liczyłam na "więcej, mocniej, bardziej". To kolejny raz, kiedy pojedynek "oczekiwania vs. rzeczywistość" (w tym przypadku film), kończy się na niekorzyść tej drugiej. 

    "Whiplash" jest bardzo solidnym dramatem rozgrywającym się właściwie między dwoma głównymi bohaterami. Ma wszystko to, co niezbędne dla produkcji sygnowanej mianem "dobrej". Bo reżyser dostarczył nam po prostu produkt dobrej jakości, co do którego hasła typu "najlepszy film roku" są mimo wszystko przesadzone.

    (Źródło: hollywoodreporter.com)
    Continue Reading
    Newer
    Stories
    Older
    Stories

    Polub na Facebooku

    Śledź na Instagramie

    SnapWidget · Instagram Widget

    Szukaj

    recent posts

    Archiwum

    • ►  2020 (12)
      • ►  października 2020 (1)
      • ►  kwietnia 2020 (1)
      • ►  marca 2020 (3)
      • ►  lutego 2020 (4)
      • ►  stycznia 2020 (3)
    • ►  2019 (27)
      • ►  listopada 2019 (1)
      • ►  października 2019 (3)
      • ►  września 2019 (1)
      • ►  sierpnia 2019 (1)
      • ►  lipca 2019 (4)
      • ►  czerwca 2019 (2)
      • ►  maja 2019 (2)
      • ►  kwietnia 2019 (2)
      • ►  marca 2019 (3)
      • ►  lutego 2019 (3)
      • ►  stycznia 2019 (5)
    • ►  2018 (34)
      • ►  grudnia 2018 (2)
      • ►  listopada 2018 (3)
      • ►  października 2018 (3)
      • ►  września 2018 (3)
      • ►  sierpnia 2018 (4)
      • ►  lipca 2018 (1)
      • ►  czerwca 2018 (3)
      • ►  maja 2018 (3)
      • ►  kwietnia 2018 (3)
      • ►  marca 2018 (3)
      • ►  lutego 2018 (5)
      • ►  stycznia 2018 (1)
    • ►  2017 (38)
      • ►  grudnia 2017 (3)
      • ►  listopada 2017 (4)
      • ►  października 2017 (4)
      • ►  września 2017 (4)
      • ►  sierpnia 2017 (5)
      • ►  lipca 2017 (1)
      • ►  maja 2017 (3)
      • ►  kwietnia 2017 (1)
      • ►  marca 2017 (3)
      • ►  lutego 2017 (4)
      • ►  stycznia 2017 (6)
    • ►  2016 (36)
      • ►  grudnia 2016 (2)
      • ►  listopada 2016 (5)
      • ►  października 2016 (6)
      • ►  września 2016 (5)
      • ►  sierpnia 2016 (2)
      • ►  maja 2016 (1)
      • ►  kwietnia 2016 (8)
      • ►  marca 2016 (3)
      • ►  lutego 2016 (1)
      • ►  stycznia 2016 (3)
    • ▼  2015 (57)
      • ►  grudnia 2015 (4)
      • ►  listopada 2015 (9)
      • ►  października 2015 (4)
      • ►  września 2015 (4)
      • ►  sierpnia 2015 (3)
      • ►  lipca 2015 (2)
      • ►  czerwca 2015 (2)
      • ►  maja 2015 (6)
      • ►  kwietnia 2015 (6)
      • ►  marca 2015 (5)
      • ►  lutego 2015 (6)
      • ▼  stycznia 2015 (6)
        • Z kamerą wśród zwierząt
        • Droga do szczęścia
        • #BlogerzyFilmowiPoznajmySie - poznańska edycja
        • KONKURS - "Carte blanche"
        • Zostań bohaterem w swoim domu po raz 3
        • Krew, pot i łzy
    • ►  2014 (75)
      • ►  grudnia 2014 (8)
      • ►  listopada 2014 (12)
      • ►  października 2014 (17)
      • ►  września 2014 (15)
      • ►  sierpnia 2014 (5)
      • ►  lipca 2014 (1)
      • ►  czerwca 2014 (7)
      • ►  maja 2014 (2)
      • ►  kwietnia 2014 (5)
      • ►  marca 2014 (2)
      • ►  stycznia 2014 (1)
    • ►  2013 (11)
      • ►  listopada 2013 (1)
      • ►  października 2013 (4)
      • ►  września 2013 (1)
      • ►  lipca 2013 (1)
      • ►  czerwca 2013 (1)
      • ►  kwietnia 2013 (3)
    • ►  2012 (21)
      • ►  grudnia 2012 (3)
      • ►  listopada 2012 (10)
      • ►  października 2012 (5)
      • ►  kwietnia 2012 (2)
      • ►  marca 2012 (1)

    Obserwatorzy

    Subskrybuj

    Posty
    Atom
    Posty
    Komentarze
    Atom
    Komentarze

    Czytam

    • Apetyt na film - blog filmowy
      Hello world!
      3 tygodnie temu
    • KULTURALNIE PO GODZINACH
      My Master Builder | Wyndham’s Theatre, London
      4 tygodnie temu
    • Z górnej półki
      Zielone Botki: Stylowe i Wygodne Buty na Każdą Okazję
      1 rok temu
    • FILM planeta
      FILMplaneta powraca!
      2 lata temu
    • ekran pod okiem
      A Virtual Reality Soldier Simulator
      5 lat temu
    • pocahontas recenzuje
      "Cheer" - serial Netflixa
      5 lat temu
    • Po napisach końcowych
      Październik w kinie (Joker, Był sobie pies 2, Czarny Mercedes, Boże Ciało, Ślicznotki, Zombieland: Kulki w łeb)
      5 lat temu
    • Filmowe konkret - słowo
      Dom, który zbudował Jack (2018) – wideorecenzja
      6 lat temu
    • skrawki kina
      ROMA
      6 lat temu
    • In Love With Movie
      9. Festiwal Kamera Akcja - relacja
      6 lat temu
    • WELUR & poliester
      „Casablanca” x Scenograficzne Szorty
      7 lat temu
    • movielicious - blog filmowy
      15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
      10 lat temu
    • Skazany na Kino
      Zodiak (2007)
      10 lat temu
    Pokaż 5 Pokaż wszystko
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Labels

    Oskary Sputnik WFF dokument dramat festiwal kino akcji kino europejskie kino polskie kryminał serial
    facebook instagram filmweb

    Created with by BeautyTemplates

    Back to top