Niebezpieczny trójkąt
22:28Na filmy Françoisa Ozona czeka się z wypiekami na twarzy. Bo zwykle każdy seans niesie za sobą mnóstwo oczekiwań i jeszcze więcej w większości świetnych recenzji. A przynajmniej kontrowersyjnych. Nie inaczej było tego lata. Zwłaszcza, że aż dwie produkcje francuskiego reżysera miały swoje premiery. I choć "Frantz" wciąż przede mną, to pokazu "Podwójnego kochanka" szybko nie zapomnę.
(Źródło: indiewire.com)
Chloe jest byłą modelką, która zmaga się z problemami natury psychicznej, jak również nawracającymi bólami brzucha z bliżej nieokreślonych powodów. Udaje się więc do terapeuty, by uporać się ze wszystkim tym, co może je wywoływać. Zawodowa relacja dość szybko przeradza się w intymną. W ten sposób Paul i Chloe zostają parą. Ale problemy kobiety nie zostają rozwiązane, gdyż nieoczekiwanie bohaterka odnajduje brata bliźniaka swego ukochanego. Louise również jest terapeutą, z którym Chloe - ni stąd ni zowąd - rozpoczyna równie namiętny, co niebezpieczny romans.
(Źródło: youtube.com)
Ozon niczego nam nie żałuje! Miksuje gatunki, miesza konwencje i czerpie z klasyki kina. Sięga po stare, psychologiczne motywy, by na nich budować fabularną wieżę Babel. Dekoruje ją licznymi symbolami oraz kampowymi ujęciami pozostając wciąż sobą - filmowcem-estetą, który dopieszcza każdy detal.
I chociaż technicznie produkcja naprawdę zasługuje na oklaski - zwłaszcza dzięki świetnym zdjęciom oraz genialnej scenografii, tak fabularnie opowieść nam się sypie. Scenariusz jest przeładowany różnymi narracjami i wielością wątków do tego stopnia, że widz zaczyna gubić się w tym wszystkim, jednocześnie tracąc jakiekolwiek zainteresowanie dalszymi losami Chloe.
Ten erotyczny thriller pod wieloma względami śmiało mógłby konkurować z rewelacyjną "Elle" (która koniec końców jest jednak znacznie lepsza od nowości Ozona, jej recenzję znajdziecie TUTAJ). Na największe uznanie zasługuje sprawna żonglerka psychologicznymi wątkami. Mamy tu mroczne, erotyczne fantazje, lęki z dzieciństwa, niespełnione marzenia, tłumione seksualne pragnienia. A to wszystko obywa się gdzieś w bliżej niedookreślonej przestrzeni, między jawą a snem. Reżyser sprytnie wprowadza widzów w stan fabularnej nieważkości. Szkoda tylko, że finalnie pozostawia raczej z uczuciem zrobienia w balona, które nie niosło za sobą większego przesłania...
(Źródła: ckis.kalisz.pl i theupcoming.co.uk)
1 komentarze
Też najbardziej brakowało mi głównej myśli wypływającej z całości... Scenariusz i zdjęcia były dobre, ale i tak momentami Ozon popadał po prostu w przesadną groteskę ;)
OdpowiedzUsuńBlog (nie) do końca o (pop) kulturze