facebook instagram filmweb

Okiem Kinomaniaka

    • Strona główna
    • O mnie
    • .
    • -

    Pewnie zastanawiacie się czym tym razem Xavier Dolan nas zaskoczy. Bo, że w swoich filmach zaskakuje widza, to pewne. Bywa szalony, wręcz ekscentryczny. Uwielbia bawić się kolorami, światłem. Ma świetne wyczucie do muzyki oddającej szargające bohaterów emocje. W swojej nowości "Matthiasie i Maxime" pokazuje jednak inną twarz, poważniejszą, spokojniejszą. Ale wciąż niezwykle twórczą i wrażliwą. To bardzo ciekawe wcielenie kanadyjskiego reżysera.

    (Źródło: aktivist.pl)


    "Matthias i Maxime" z jednej strony jest obrazem męskiej przyjaźni. Takiej trochę nie do końca sprecyzowanej. Bohaterowie przyjaźnią się od lat, uczestniczą w swoim życiu w zasadzie na co dzień. Znają swoich bliskich, chodzą razem na siłownię. Są niemal jak bracia. Okazuje się jednak, że jeden pocałunek wywołuje w nich lawinę głęboko skrywanych uczuć, które przez lata nie miały ujścia. O których nigdy nie rozmawiali. Ba, nad którymi nawet sami się nie zastanawiali. Emocjonalna burza wychodzi na zewnątrz popychając Matthiasa i Maxime do działania. Czy po tym, co między nimi zajdzie, wciąż będą najlepszymi kumplami?


    (Źródło: youtube.com)

    Najnowsze dzieło cudownego dziecka kina - tak określa się kanadyjskiego reżysera - ogląda się bardzo dobrze. Jak zwykle dostajemy całą serię pięknych ujęć, idealnie dobraną muzykę i świetnych aktorów. Perfekcyjnie są także dialogi, tak bliskie prawdziwemu życiu. Wręcz z niego wyciągnięte - to ogromna zaleta kina Dolana. Podobnie zresztą jak kameralność, którą buduje niemal każdym ujęciem. W najnowszym obrazie Dolana przyglądamy się codzienności współczesnym 30-latków. Towarzyszymy im podczas spotkań rodzinnych, perypetii zawodowych, domówkowych imprez czy zwyczajnych obowiązków. Patrzymy na nich tak usilnie szukających siebie. Chociaż metryka pokazuje, że są dorośli, nadal nie odnaleźli sensu. Nie wiedzą dokąd zmierzają, kim są, czego szukają. Borykają się z egzystencjalnymi dylematami w poszukiwaniu własnego miejsca na świecie, drugiej połówki, jakiejkolwiek pasji, pomysłu na swoje życie. Wątek nieustannego poszukiwania właściwie wszystkiego i zmian, jakie zachodzą w życiu dzisiejszych 30-latków (zmiana otoczenia, rozchodzenie się grupy dawnych przyjaciół, tworzenie nowych związków, obieranie nowej ścieżki zawodowej) wyszedł reżyserowi.
    Szkoda tylko, że nie można tego powiedzieć o relacji między Matthiasem a Maxem. Argumentacja perypetii uczuciowych głównych bohaterów wypada kompletnie nieprawdziwie. Nawet przez moment nie uwierzyłam w szargające nimi emocje. Ten wątek jest za słaby jak na tak wybitnego młodego twórcę, który właśnie na pokazywaniu i opowiadaniu o emocjach zna się bardzo dobrze. 

    Od filmu "Matthias i Maxime" bije powiew świeżości. Duży! To już inny Dolan niż ten, który wyreżyserował „Mamę” czy „To tylko koniec świata”. Jest mniej ekscentryczny, spokojniejszy. Nadal nosi w sobie tę samą wrażliwość, ale teraz okrasza ją poczuciem humoru. To spora zmiana jak na tego twórcę, lecz zdecydowanie dobra. I chociaż wątek uczuć łączących głównych bohaterów stanowi najsłabszy punkt produkcji, zdecydowanie warto zobaczyć nowość Xaviera Dolana.


    (Źródła: k-mag.pl i wyborcza.pl)

    Continue Reading

    Będąc świeżo po seansie "Zenka" wciąż nurtuje mnie myśl, dlaczego ochrzczono go królem Walentynek wszak sam film wątki miłosne traktuje raczej po macoszemu. Jak mniemam chodziło wyłącznie o promocję. Skupiając się jednak wyłącznie na produkcji przyznam, że ma swoje blaski i cienie. I szczerze żałuję, że cieni jest znacznie więcej.


    (Źródło: naekranie.pl)

    W filmie Hryniaka poznajemy nastoletniego Zenka Martyniuka, który wraz z przyjaciółmi tylko czeka, by móc wystąpić na jakiekolwiek scenie. Chłopcy kochają muzykę równie mocno, co papierosy, wieczorne spotkania poza domem i dziewczyny. Ciągnie ich do tego, co zachodnie. Kiedy więc pojawiają się pierwsze okazje do publicznych występów, z ogromną radością rozpoczynają przygotowania do koncertów.

    (Źródło: youtube.com)

    Wiem, że fala hejtu przeszła przez film zanim jeszcze pojawił się jakikolwiek zwiastun, zanim powstał splagiatowany (sic!) plakat. Uznałam jednak, że obraz Hryniaka może być ciekawym spojrzeniem na Polskę z przełomu lat 80. i 90. Polski, w której upadała komuna, otwierały się granice, rodziły nowe możliwości, a z odbiorników radia i TV leciały wielogodzinne programy z hitami disco polo. I to rzeczywiście udało się sportretować. Sceny z wiejskich potańcówek czy targowisk, na których można było kupić zachodnią chemię, nowe "Bravo" albo pirackie kasety ulubionych zespołów, wyszły przyzwoicie. Jasnym punktem produkcji jest także Jakub Zając wcielający się w młodego Zenka. Właściwie to on ciągnie cały film. Jest naturalny, wiarygodny. Tak w sposobie poruszania się, jak i mówienia. Naprawdę, wykonał dobrą robotę!

    Szkoda, że nie można tego powiedzieć o scenarzystce. Miała dostarczyć nam historię o gwieździe polskiego disco polo. Ba, miał być muzyczny szał i emocje tak intensywnie promowane w spotach telewizji publicznej. Wyszło jednak znacznie gorzej. Dlaczego? Bo dostajemy film biograficzny, który prawie w ogóle nie przybliża życiorysu postaci, o której opowiada. Absurd, prawda? 
    Fabuła nie porusza losów rodzinnych Zenka: nie dowiadujemy się czym zajmowali się rodzice i dlaczego Zenek tak mocno pokochał muzykę. Co więcej, w filmie są wątki rozmijające się z prawdą (Ryszard Warot dołączył do Akcentu dopiero w 2003 roku) i takie, które nigdy się nie wydarzyły (bez spoilerów: akcja z synem). I choć liczyłam się z tym, że z "Zenka" rzeczywiście mogą zrobić fabularyzowaną biografię, to mimo wszystko uważam, że są pewne granice. (Abstrahując już od tego, że jeśli postać gwiazdy polskiego disco polo nie jest na tyle barwna i ciekawa, by pokazać jej życie bliskie prawdzie, to należało ponownie przemyśleć sens nagrywania filmu.) Scenarzystka jednak postanowiła je przekroczyć i.... mocno przekombinowała z fabułą popełniając jeszcze jeden grzech główny. Nudę. 

    W "Zenku" nie brakuje dłużyzn, niepotrzebnych scen (rozmowa Zenka z żoną w toalecie - WTF?!) i słabego tempa. O ile pierwszą część historii ogląda się całkiem przyzwoicie, tak druga zaczyna się dłużyć. Bezsensowny jest wątek z synem, nieudane wcielenie Krzysztofa Czeczota jako dorosłego Zenka, a muzyka...bardzo słaba. Sztandarowe hity zespołu Akcent - czy się lubi disco polo, czy nie - są rytmiczne. Niosą ze sobą jakąś energię. W filmie postanowiono jednak je "podrasować", co przyniosło wątpliwy efekt. Dochodzę do wniosku, że najgorsze co można zrobić, to stworzyć film o muzyce i zepsuć właśnie muzykę... Kto wie, może gdyby część środków z promocji przeznaczono na postprodukcję odbiór byłby lepszy, a ocena filmu wyższa?




    (Źródła: youtube.com i kulutra.gazeta.pl)

    Continue Reading

    To jedna z najgorętszych produkcji Netflixa w ostatnim czasie. Wydawałoby się, że dostaniemy coś w stylu "13 powodów", ale w wersji komediowej, a tu... duże zaskoczenie! Bo "Sex Education" nie jest typowym serialem dla młodzieży. To propozycja w zasadzie dla wszystkich. Świetnie napisana, bardzo dobrze poprowadzona, genialnie zrealizowana. Istna perełka!

    (Źródło: jedenelement.pl)

    Nastoletni Otis, syn pary terapeutów, lubi żyć w cieniu. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela, Erica, nie chce się wyróżniać strojem, fryzurą, makijażem. Unika spotkań z nieznajomymi, nie ciągnie go do uczestnictwa w imprezach. O dziwo, gdy trafia na Maeve uznawaną za szkolną łobuziarę, a w rzeczywistości inteligentną, pracowitą feministkę o nieco buntowniczym wyglądzie, wszystko się zmienia. Oboje "otwierają" szkolną poradnię seksualną zwaną kliniką. Po rady Otisa ustawia się kolejka koleżanek i kolegów ze szkolnej ławki. Chłopak, dzięki wiedzy zdobytej za sprawą mamy-sekusolożki, pomaga potrzebującym, zbija krocie oraz zyskuje status eksperta w sprawach seksu nadal będąc... prawiczkiem.


    (Żródło: youtube.com)

    Co mnie urzekło w "Sex Education"? Chyba wszystko! Już pierwszy odcinek skutecznie wciąga widza, oczarowuje go pięknymi zdjęciami i szczerze bawi. Wszystkich nieprzekonanych do produkcji zachęcam do zapoznaniami się z zaletami serialu. Przed Wami 5 mocnych argumentów, by już dzisiaj zacząć przygodę z Otisem i jego ekipą! :)


    HISTORIA

    Nade wszystko serial jest po prostu rewelacyjną historią. Losy Otisa i jego znajomych zostały opowiedziane (tak w pierwszym, jak i drugim sezonie) naprawdę bardzo dobrze. Mamy możliwość poznania wielu bohaterów i problemów, z jakimi się borykają. Stworzono fantastyczne, ciekawe postacie, których losy śledzimy z ogromnym zainteresowaniem i zaangażowaniem. Co ważne. bardzo dobrze napisane są także dialogi, które to niejednokrotnie psują nawet najfajniejsze scenariusze. 



    (Źródła: pl.ign.com)

    TEMATYKA

    Ogromnym plusem produkcji jest głośne i odważne mówienie o seksie. A tak naprawdę prowadzenie, w przystępnej formie, lekcji edukacji seksualnej. Bez zbędnego zażenowania, za to z jawnym obalaniem mitów. Bez straszenia seksem i jego konsekwencjami, za to z otwartym powiedzeniem o jego blaskach i cieniach. "Sex Education" to nie tylko seks. To również lekcja tolerancji i nauka samoakceptacji, która dla młodych jest wręcz niezbędna w tym tak trudnym okresie jakim jest dojrzewanie. To nauka akceptowania nie tylko swojego wyglądu czy preferencji seksualnych, ale i próba zaakceptowania własnych wad i zalet, poradzenia sobie z głęboko skrywanymi lękami. Serial bardzo konkretnie mówi również o tym, że dorośli (rodzice, nauczyciele, przyjaciele rodziny) powinni służyć wsparciem w poszukiwaniu prawdziwego "ja" nastolatków. Nie mają być tylko swoistymi opiekunami (dać dach nad głową, czyste ubrania, zaspokoić głód, umożliwić naukę), ale też mentorami. Pokazać jak radzić sobie z problemami, zachęcać do próbowania nowych rzeczy i rozwijania pasji, a także motywować do odkrywania w czym się jest dobrym i co daje nam radość.


    PRZESŁANIE

    Chociaż "Sex Education" zdaje się wpisywać w nurt tzw. teen series, śmiało może uchodzić za... poradnik dla rodziców! Niejednokrotnie obserwujemy na ekranie sceny z życia rodzinnego: bunt nastolatków, kłótnie, dylematy rodzicielskie. Widzimy jak różni bohaterowie radzą sobie (albo i nie) z problemami związanymi z wychowaniem dorastających dzieciaków. Postać Jean jest tu przykładem zdroworozsądkowej matki, dbającej o właściwe przygotowanie syna do życia, także tego erotycznego. I choć jest nieco zbyt opiekuńcza i - trzeba przyznać - wścibska, to może stanowić jakiś punkt odniesienia dla współczesnych matek. Ojcowie mogą za to przejrzeć się w postaci ojca Adama, dyrektora Groffa albo ojca Erica, pana Effionga reprezentujących dwa zupełnie różne wzorce ojcostwa. Pierwszy jest szorstki, władczy, nadmiernie wymagający, drugi zaś w wielu momentach ukazuje dobroć i wsparcie jakim darzy swego syna. Śledząc kolejne losy bohaterów serialu starsi widzowie mają zatem możliwość zaczerpnięcia wiedzy na temat mądrego rodzicielstwa. Sądzę, że to wielki sukces "Sex Education", by jedna produkcja mogła tak wiele cennych rad przekazać tak wielu różnym odbiorcom! 



    (Źródła: wyborcza.pl i ladbible.com)


    HUMOR

    Umówmy się, serial nie odniósłby aż takiego sukcesu, gdyby nie miał w sobie tej idealnie wyważonej dawki humoru. Lekkiego, inteligentnego, momentami wręcz sarkastycznego. A czasami i zupełnie prostego, ale nadal pojawiającego się w odpowiednich dawkach, w odpowiednim momencie. Twórcy w bardzo przemyślany sposób ten humor nam dawkują. On sprytnie przewija się w poszczególnych wątkach serialu na przemian z elementami dramatu. 


    ESTETYKA

    "Sex Education" skradł moje serce także za sprawą przepięknej warstwy wizualnej. Wiem, że wielu widzów zachwyca się wspaniałą ścieżką dźwiękową, ale w moim odbiorze to właśnie świetne zdjęcia i cudne kolory budują nietuzinkowy klimat produkcji. Można odnieść wrażenie, że historia opowiadana jest współcześnie (bohaterowie korzystają z technologii: laptopy, smartfony), ale cała scenografia zdaje się przenosić nas do przeszłości. Chwilami czuję się jak w latach 50., innym razem jak gdzieś pomiędzy latami 70. a 80. Wspaniałe obrazki stanowią dla mnie wisienkę na torcie.

    (Źródła: teleshow.wp.pl)

    Continue Reading

    "Kłamstewko" święci triumfy co najmniej od kilku tygodni. Na swoim koncie ma już m.in. Złote Globy oraz Satelity dla Awkwafiny jako najlepszej aktorki w komedii/musicalu, a także liczne nominacje. Chińska produkcja początkującej reżyserki zachwyciła krytyków i widzów z całego świata. Stało się tak za sprawą  ciekawego zestawienia kultury wschodniej i zachodniej wobec tematu śmierci.


    (Źródło: aktywniewmiescie.pl)

    Billi (Awkwafina) od lat żyje w Stanach, bo na emigrację zdecydowali się jej rodzice, gdy ona była jeszcze dzieckiem. Teraz, jako dorosła już osoba, próbuje życia na własny rachunek, choć to nie wychodzi jej jeszcze najlepiej. Dziewczyna utrzymuje regularny kontakt z ukochaną babcią, której nie widziała już kilka lat. Kiedy więc dowiaduje się o jej poważnej chorobie i - jak przewidują lekarze - rychłej śmierci, postanawia nie zważając na wszystko, polecieć do Chin, by pożegnać się z seniorką rodu. Problem jednak w tym, że cała rodzina, zgodnie z chińską tradycją, nie informuje babci o jej prawdziwym stanie zdrowia. Decydują się ukryć złe wieści, a pretekstem do spotkania ich familii staje się ślub kuzyna Billi. 


    (Źródło: youtube.com)

    W "Kłamstewku" chyba najciekawsze jest to, że Lulu Wang udało się zasiać ziarno niepewności w sercach wielu zachodnich widzów. Niektórzy twierdzą, że na początku seansu zupełnie nie zgadzali się z chińskim zwyczajem zatajania złych wieści i ukrywania poważnej diagnozy przed chorym, a im bliżej finału, tym bardziej poddawali w wątpliwość podejście reprezentowane w naszych, zachodnich społeczeństwach. I chociaż sama jednak nie skłaniałabym się do realizowania chińskich tradycji, to film w wielu miejscach mnie ujął. 

    W uroczy sposób zobrazowano znaczenie rodziny we wschodniej kulturze. Widzimy, że podtrzymywanie tradycji oraz zacieśnianie rodzinnych więzi jest naprawdę ważne dla Chińczyków, zwłaszcza tych starszej daty. Co ciekawe, w "Kłamstewku" wybrzmiewa mocno nieustanna próba porównania życia na Wschodzie z życiem na Zachodzie, ocena tego, w którym kraju ma się większą szansę na sukces, który kraj daje lepsze możliwości rozwoju, ale też i z którym identyfikują się członkowie rodziny Billi od wielu już lat żyjący na emigracji. 
    Billi, dzięki dłuższemu przebywaniu z babcią, jakby na nowo odkrywa to, co wartościowe, inspirujące w kulturze chińskiej, by - być może - wdrożyć je do swojego amerykańskiego stylu życia. Sądzę więc, że niemałe znaczenie dla sukcesu produkcji miał także ten uniwersalny przekaz dotyczący międzypokoleniowych spotkań i czerpania z tego, czego uczyli nas nasi przodkowie. Niejednokrotnie te babcine zwyczaje i ludowe prawdy pozwalają nam, ludziom XXI wieku, odnaleźć pewną harmonię i ze zdrowym dystansem spojrzeń raz jeszcze na ten sam problem, by tym razem inaczej go rozwiązać. Podobnie jest także z zachowaniem Billi wobec babci. 


    (Źródła: polskieradio.pl i goingapp.pl)


    Continue Reading
    Newer
    Stories
    Older
    Stories

    Polub na Facebooku

    Śledź na Instagramie

    SnapWidget · Instagram Widget

    Szukaj

    recent posts

    Archiwum

    • ▼  2020 (12)
      • ►  października 2020 (1)
      • ►  kwietnia 2020 (1)
      • ►  marca 2020 (3)
      • ▼  lutego 2020 (4)
        • Piękni trzydziestoletni
        • Narodziny disco polo
        • Sex Education: o co cały ten szum?
        • Między Wschodem a Zachodem
      • ►  stycznia 2020 (3)
    • ►  2019 (27)
      • ►  listopada 2019 (1)
      • ►  października 2019 (3)
      • ►  września 2019 (1)
      • ►  sierpnia 2019 (1)
      • ►  lipca 2019 (4)
      • ►  czerwca 2019 (2)
      • ►  maja 2019 (2)
      • ►  kwietnia 2019 (2)
      • ►  marca 2019 (3)
      • ►  lutego 2019 (3)
      • ►  stycznia 2019 (5)
    • ►  2018 (34)
      • ►  grudnia 2018 (2)
      • ►  listopada 2018 (3)
      • ►  października 2018 (3)
      • ►  września 2018 (3)
      • ►  sierpnia 2018 (4)
      • ►  lipca 2018 (1)
      • ►  czerwca 2018 (3)
      • ►  maja 2018 (3)
      • ►  kwietnia 2018 (3)
      • ►  marca 2018 (3)
      • ►  lutego 2018 (5)
      • ►  stycznia 2018 (1)
    • ►  2017 (38)
      • ►  grudnia 2017 (3)
      • ►  listopada 2017 (4)
      • ►  października 2017 (4)
      • ►  września 2017 (4)
      • ►  sierpnia 2017 (5)
      • ►  lipca 2017 (1)
      • ►  maja 2017 (3)
      • ►  kwietnia 2017 (1)
      • ►  marca 2017 (3)
      • ►  lutego 2017 (4)
      • ►  stycznia 2017 (6)
    • ►  2016 (36)
      • ►  grudnia 2016 (2)
      • ►  listopada 2016 (5)
      • ►  października 2016 (6)
      • ►  września 2016 (5)
      • ►  sierpnia 2016 (2)
      • ►  maja 2016 (1)
      • ►  kwietnia 2016 (8)
      • ►  marca 2016 (3)
      • ►  lutego 2016 (1)
      • ►  stycznia 2016 (3)
    • ►  2015 (57)
      • ►  grudnia 2015 (4)
      • ►  listopada 2015 (9)
      • ►  października 2015 (4)
      • ►  września 2015 (4)
      • ►  sierpnia 2015 (3)
      • ►  lipca 2015 (2)
      • ►  czerwca 2015 (2)
      • ►  maja 2015 (6)
      • ►  kwietnia 2015 (6)
      • ►  marca 2015 (5)
      • ►  lutego 2015 (6)
      • ►  stycznia 2015 (6)
    • ►  2014 (75)
      • ►  grudnia 2014 (8)
      • ►  listopada 2014 (12)
      • ►  października 2014 (17)
      • ►  września 2014 (15)
      • ►  sierpnia 2014 (5)
      • ►  lipca 2014 (1)
      • ►  czerwca 2014 (7)
      • ►  maja 2014 (2)
      • ►  kwietnia 2014 (5)
      • ►  marca 2014 (2)
      • ►  stycznia 2014 (1)
    • ►  2013 (11)
      • ►  listopada 2013 (1)
      • ►  października 2013 (4)
      • ►  września 2013 (1)
      • ►  lipca 2013 (1)
      • ►  czerwca 2013 (1)
      • ►  kwietnia 2013 (3)
    • ►  2012 (21)
      • ►  grudnia 2012 (3)
      • ►  listopada 2012 (10)
      • ►  października 2012 (5)
      • ►  kwietnia 2012 (2)
      • ►  marca 2012 (1)

    Obserwatorzy

    Subskrybuj

    Posty
    Atom
    Posty
    Komentarze
    Atom
    Komentarze

    Czytam

    • Apetyt na film - blog filmowy
      Hello world!
      3 tygodnie temu
    • KULTURALNIE PO GODZINACH
      My Master Builder | Wyndham’s Theatre, London
      4 tygodnie temu
    • Z górnej półki
      Zielone Botki: Stylowe i Wygodne Buty na Każdą Okazję
      1 rok temu
    • FILM planeta
      FILMplaneta powraca!
      2 lata temu
    • ekran pod okiem
      A Virtual Reality Soldier Simulator
      5 lat temu
    • pocahontas recenzuje
      "Cheer" - serial Netflixa
      5 lat temu
    • Po napisach końcowych
      Październik w kinie (Joker, Był sobie pies 2, Czarny Mercedes, Boże Ciało, Ślicznotki, Zombieland: Kulki w łeb)
      5 lat temu
    • Filmowe konkret - słowo
      Dom, który zbudował Jack (2018) – wideorecenzja
      6 lat temu
    • skrawki kina
      ROMA
      6 lat temu
    • In Love With Movie
      9. Festiwal Kamera Akcja - relacja
      6 lat temu
    • WELUR & poliester
      „Casablanca” x Scenograficzne Szorty
      7 lat temu
    • movielicious - blog filmowy
      15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
      10 lat temu
    • Skazany na Kino
      Zodiak (2007)
      10 lat temu
    Pokaż 5 Pokaż wszystko
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Labels

    Oskary Sputnik WFF dokument dramat festiwal kino akcji kino europejskie kino polskie kryminał serial
    facebook instagram filmweb

    Created with by BeautyTemplates

    Back to top