Utracona tożsamość
23:26
Każdego dnia Christine budzi się nie
pamiętając kim jest i na nowo odkrywając swoją przeszłość. Codziennie poznaje
swój dom, męża, dotychczasowe losy najbliższych. Nieustannie przeżywa
zaskoczenie, smutek, niemoc i strach. Choć zasypiając jest już innym człowiek,
to o świcie staje znowu przed tym samym wyzwaniem – próbą odkrycia tajemnicy
własnego życia.
(Źródło: screenrant.com)
Stan Christine (Nicole Kidman) jest
skutkiem wypadku samochodowego sprzed kilku lat. Tak przynajmniej twierdzi jej
mąż Ben (Colin Firth). Amnezja jest na tyle zaawansowana, że pamięć bohaterki
podczas snu zostaje wyczyszczona do zera. Aby poznać siebie i uporać się z
rzeczywistością Christine oddaje się w opiekę neurologa, doktora Nascha (Mark
Strong). Ten radzi jej prowadzenie wideo-pamiętnika, dzięki któremu każdego
poranka kobieta przypomni sobie wcześniejsze wydarzenia i być może szybciej
wróci do zdrowia. Z biegiem terapii okazuje się, że jej odkrycia znacząco
rozmijają się z tym, co mówi Ben. Coraz
częściej w głowie Christine nasuwa się pytanie: „Co jest prawdą?”.
(Źródło: youtube.com)
Filmy z Nicole Kidman omijam z daleka.
Poważnie. Nie przepadam za nią. Ale już parokrotnie produkcja z jej udziałem
bardzo mi się podobała (np. „Tłumaczka”, „Między światami”). Tym razem nie było
tak idealnie, lecz nie mogę powiedzieć, że zupełnie się zawiodłam.
(Źródło: fact.co.uk)
Całość ogląda się nieźle. Chociaż do kina szłam z nastawieniem, że już po trailerze wiem jak to się wszystko skończy. I miałam rację. Ale zupełnie nie spodziewałam się pewnego zwrotu akcji. Był świetny!
(Źródło: fanpop.com)
„Zanim zasnę” technicznie jest bez
zarzutu. Dramatycznie zagrany, trzyma w napięciu, emocje potęguje dobrana
muzyka i świetny montaż. Minimalizm aktorski (film rozgrywa się właściwie
między trójką bohaterów) niektórym utrudnia nieco jednoznaczne stwierdzenie kto
jest winny.
I – chociaż tak łatwo przyszło mi
domyślenie się zakończenia – film byłby całkiem w porządku, gdyby nie
momentami komiczne wręcz dialogi padające w kluczowej scenie w hotelu. Głupota
scenarzystów, którzy z do tej pory z całkiem bystrej bohaterki zrobili naiwną idiotkę,
sięgnęła chyba zenitu! I spowodowała, że na tych najbardziej brutalnych scenach
śmiałam się w głos (co moi kinowi sąsiedzi zinterpretowali zapewne jako chorobę
psychiczną, głęboką socjopatię lub postępującą znieczulicę). Fabularnie zdruzgotana kulminacyjna scena oraz
ckliwy i przewidywalny finał („Adam, Adam, Adam!”) zepsuły niezły początek i wpłynęły
na obniżenie noty. „Zanim zasnę” dostaje więc 5/10 ze względu na ciekawą kreację Firtha.
(Źródło: filmweb.pl)
4 komentarze
No nieee ... to już kompletnie teraz nie wiem, co z moim wtorkiem. Chyba zamknę oczy i pójdę na pierwszy film, który wylosuje moja ręka ;-) Oby to nie był tylko "Transformers" czy inne "Epicentrum" ;-)
OdpowiedzUsuńFilm nie jest koszmarnie fatalny. Tak do połowy ogląda się dość dobrze. Potem jednak pojawiają się pierwsze słabe momenty, a końcówkę całkowicie zepsuto. Dla wielkich (psycho)fanów Kidman pewnie i tak będzie to udany seans :) Mi się podobało nowe wcielenie Colina Firtha!
UsuńPsychofanką Nicole nie jestem, ale nie mam nic przeciwko niej :) No dobra, to jeszcze przemyślę, czy skusić się teraz czy później ;-)
UsuńNie była to totalna klapa, więc pomyśl na spokojnie :) Ja bym się nie pchała do kina :D
Usuń