W strugach krwi

20:53

Biały fartuch ubabrany krwią, a w nim Clive Owen jako nieco apodyktyczny i zbyt pewny siebie chirurg, przeprowadzający nowatorskie operacje. Bez skrupułów dyryguje nowojorskim szpitalem. Jawnie faworyzuje jednych i dyskryminuje drugich, będąc jednocześnie dość aroganckim wobec właścicieli medycznego przybytku.

(Źródło: veja.abril.com.br)

Rzecz dzieje się na początku XX wieku w szpitalu Knickerbocker w Nowym Jorku. Pacjenci to po części emigranci, lokalna biedota i kolorowi obywatele II kategorii. Umierają jak muchy. Jeden po drugim. Na syfilis, zapalenie oskrzeli czy porodowe powikłania. Trafiając na szpitalne łóżko mają dwie możliwości: umrzeć w męczarniach albo spróbować przeżyć eksperymentalne zabiegi doktora Thackery’ego (Clive Owen).

(Źródło: latimes.com)

Priorytetem głównego bohatera jest wyprowadzenie medycznych działań z salonów fryzjerskich. Chce znacząco wpłynąć na rozwój chirurgii, przyczynić się do postępów w tej dziedzinie. Niespodziewanie jednak dostaje konkurenta. I to nie byle jakiego. Wykształcony na najlepszych uczelniach, z imponującą praktyką w europejskich szpitalach czarnoskóry doktor Algernon Edwards stawia czoła nowym wyzwaniom zawodowym, niezbyt przychylnym kolegom oraz powszechnej dyskryminacji.

(Źródło: youtube.com)

To jednak nie koniec ciekawostek! Otóż szef chirurgii w Knickerbocker jest… uzależniony od kokainy! Na obrazie widzimy jak stan narkotykowej delirki miesza się z rzeczywistością i wspomnieniami bohatera. Momentami więc do końca nie wiemy, czy jesteśmy świadkami prawdziwych zdarzeń, retrospektywnych przeniesień czy też narkotycznych wizji.
Ponadto scenarzyści zafundowali nam jeszcze co najmniej kilka barwnych postaci: chciwego kierowcę ambulansu, szemranego zarządcę szpitala, dobroduszną córkę właściciela placówki i dość bezpardonową siostrę zakonną.

(Źrodło: rogerebert.com)

Specyficzny klimat stwarzają chłodne zdjęcia oraz psychodeliczna muzyka (!). Całość ogląda się naprawdę dobrze! Zupełnie nie rozumiem tych, którzy marudzą, że „The Knick” to nic ciekawego, że po dotychczasowym wysypie medycznych „tasiemców” nie jest to produkcja, która może się wyróżnić. Nieprawda! Otóż serial ten jest czymś nowym i intrygującym (przynajmniej jak na razie) i – w moim odczuciu – wypada znacznie lepiej niż nagminnie oklaskiwany „Dr. House” (nie pojmuję fenomenu serialu, którego każdy odcinek jest zbudowany na tej samej zasadzie, a postać głównego bohatera już pod koniec pierwszego sezonu nudzi się…).

(Źródło: awardsdaily.com)





You Might Also Like

2 komentarze

  1. O, coś ciekawego się szykuje. Dorzuciłam sobie serial do listy.
    Swoją drogą, ciekawa jestem jak bardzo burzliwy duet powstałby z połączenia Thackery'ego z pewnym doktorem uzależnionym vicodinu. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorzucaj dorzucaj, mi się bardzo podoba! :) A za doktorem uzależnionym od vicodinu akurat aż tak bardzo nie przepadam ;)

      Usuń