Ale skąd ten zachwyt…?!

16:30

Zaczęło się od Klapserki. Napisała o filmach, które jej nie przypadły do gustu, chociaż przez zdecydowaną większość miłośników kina są zachwalane. I oceniane bardzo wysoko. Potem przyszła kolej na Magdę z Dziś oglądam – w kinie i o kinie oraz Emilię z Po napisachkońcowych. Wreszcie zebrałam się i przygotowałam swoje małe, rzekomo wstydliwe, zestawienie.

Na wstępie wyjaśnię, że do stworzenia listy podeszłam bardzo poważnie. Najpierw spisałam filmy, które spotykają się z ogólną euforią, a na seansie których przecierpiałam katusze. Później przejrzałam Filmwebowe profile blogerów, aby zweryfikować, które z niepodobających się mi produkcji, zyskały u nich 10 punktów. Oto do jakich wniosków doszłam (nie są one chyba bardzo mocno szokujące, ale za kilka tytułów co poniektórzy pewnie daliby mi lanie ;))*.

GWIEZDNE WOJNY
Och, jak ja nie lubię tej serii! Absolutnie nie rozumiem fenomenu miliarda części przygód Luke’a Skywalkera. Parę razy widziałam ten czy inny film (nie pytajcie który – nie pamiętam ich tym bardziej, że pierwszy może mieć numer XVI, a szósty VIII). Niektóre elementy Star Wars doceniam, ale całości nie kupuję! Co to, to nie!

(Źródło: whatnext.pl)

TIM BURTON
Tak, ja również nie zaliczam się do jego fanek. Przez część filmów przebrnęłam w dość niezłej formie, resztę przemęczyłam. Oglądanie „Gnijącej panny młodej” czy „Charlie’go i fabryki czekolady” to dla mnie koszmar! Szczerze chciałam, żeby spodobała mi się „Duża ryba”, ale znowu się nie udało…

(Źródło: blog.viewster.com)

KAWA I PAPIEROSY
Kiedy na poważnie zakochałam się w kinie, postanowiłam obejrzeć WSZYSTKIE kultowe filmy. Tak, wszystkie. Oczywiście wciąż się nie udało, ale powoli zmierzam do celu. Serio ;)
„Kawa i papierosy” były jednym z nich. I wyobraźcie sobie, jak wielkie było moje rozczarowanie, gdy tak zachwalany obraz zupełnie nie przypadł mi do gustu! Doceniam zaangażowanie gwiazd muzyki, użycie – jako spoiwa łączącego segmenty tej opowieści – motywu kawy i papierosów, ale i tak nie widzę, co miałoby mnie urzec w tej produkcji.

(Źródło: kinopodbaranami.pl)

WŁADCA PIERŚCIENI
Z „Władcą pierścieni” mam dość przerażającą przygodę. Otóż, jak powszechnie wiadomo, nie jestem miłośniczką fantasy, anime, horrorów i science-fiction. Na ekranizację trylogii Tolkien w ogóle się nie wybierałam do czasu, gdy kolega zaproponował ekipie znajomych Nocny Maraton (jeszcze wtedy w Silver Screenie na Puławskiej – pierwszym miejscu w Warszawie, gdzie odbywały się takie całonocne maratony filmowe). Stwierdziłam wtedy, że dam szansę produkcji.
Owszem, pierwsza część była całkiem niezła. Poznajemy bohaterów, akcja się rozwija. Druga natomiast tak mnie znudziła, że prawie całą przespałam. W rezultacie do trzeciej nigdy nawet nie zasiadłam (na Maratonie wyświetlano wtedy dwie części).

Gdzie w tym wszystkim drastyczny akcent? Otóż podczas seansu ktoś dostał zawału albo zemdlał. Tak czy siak, zatrzymano film, zapalono wszystkie światła, a na salę weszła ekipa pogotowia. Z noszami! Osobiście twierdzę, że ktoś był tak bardzo rozczarowany produkcją, że dostał silnych mdłości.**

(Źródło: film.interia.pl)

EFEKT MOTYLA
Podchodziłam do tego filmu kilka razy. Na różnych etapach mojego życia. I za każdym, w pewnym momencie, zastanawiałam się „Co to jest? O co tu chodzi? Dlaczego tracę czas oglądając Ashtona Kutchera???!!!”. Chyba nigdy nie widziałam go od deski do deski. I nie zamierzam!

(Źródło: trailers.apple.com)

REJS
Wielu pewnie dostało właśnie ataku serca. Inni szykują siekiery, żeby odrąbać mi głowę. Bo jak to jest możliwe, żeby taka kinomaniaczka nie pokochała „Rejsu”??? Ano możliwe, bez specjalnych starań. Może po film sięgnęłam za wcześnie i wówczas nie zrozumiałam jego sensu, może po prostu to nie mój klimat. Faktem jest, że nie przepadam za nim i dłużył mi się seans, chociaż produkcja jest stosunkowo krótka. Z trudem przyszłoby mi ponowne obejrzenie tego obrazu. Chyba nie jestem gotowa na taką powtórkę z rozrywki….

(Źródło: warto-nie-warto.pl)

WOODY ALLEN
Och, jak ja nie lubię tego starszego pana! Kiedy co i raz słyszę „Nowa produkcja Woody’ego Allena!”, dostaję białej gorączki. Niebezpiecznie nasila się ona, gdy dochodzą mnie słuchy „Jak ja go lubię!”, „Mój ukochany reżyser!” czy „Na pewno pójdę!”. Brrrr….
Owszem, kilka filmów jest całkiem niezłych. Inne – choć tak wychwalane – bardzo mnie rozczarowały. Do tego stopnia, że seans kończyłam z myślą „I skąd ten zachwyt? Dlaczego on/ona tak się podnieca tym filmem?”. Do tej pory nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wiem jednak, że na „Poznaj przystojnego bruneta” zasnęłam, a oglądanie „O północy w Paryżu” przyprawiło mnie o mdłości. Po więcej już nie sięgnęłam i sięgać nie zamierzam!

(Źródło: wawalove.pl)

PI
Film dostałam od kolegi na urodziny. Zacny prezent, pomyślałam. I ambitny. Jak się okazało zdecydowanie nie dla mnie! Już pierwsze minuty seansu wprawiły mnie w konsternację, depresję i psychozę. Aronofsky jest specyficzny, to fakt. Ale „Pi” przerosło chyba wszystko, co do tamtego czasu widziałam. I efekt ten nie spotkał się z moim entuzjazmem.

(Źródło: lisathatcher.wordpress.com)



*Kolejność przypadkowa.
** Ta historia zdarzyła się naprawdę.

You Might Also Like

2 komentarze

  1. Dostałam zawału po przeczytaniu, że nie lubisz Gwiezdnych Wojen i Tima Burtona. Jednak gdy zobaczyłam, że nie lubisz sci-fi itp. to uznałam, że dam Ci rozgrzeszenie, no ale Allen?! Za to ode mnie klaps;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie przepadam, to fakt :) A za Allena klapsa przyjmuję, ale i tak nie wstydzę się tego, że go nie lubię :)

      Usuń