Zagubieni w dziczy
14:37Zachęcający trailer, intrygująca historia i brak pierwszoplanowych aktorów Hollywood, to główne powody, dla których wybrałam się na "Więźnia labiryntu". Film - jak odkryłam dopiero po seansie - powstał na bazie kolejnej trylogii dla młodzieży. I może dobrze, że dowiedziałam się o tym po fakcie, bo inaczej zapewne zrezygnowałabym z wycieczki do kina.
(Źródło: filmweb.pl)
Czy byłaby to taka wielka strata? Nie sądzę. Ale produkcja ma kilka jasnych punktów. Najpierw jednak dwa słowa o samej fabule.
Thomas trafia do tajemniczego labiryntu. Nie wiem kim jest, skąd pochodzi, jak się tam znalazł. Wraz z grupą kilkudziesięciu chłopców próbuje rozwikłać zagadkę - co to za miejsce i jak się z niego wydostać. Jako jeden z nielicznych jest odważny i nieustępliwy. Dąży, by jak najszybciej odkryć sposób powrotu do domu - domu, którego i tak nie pamięta. Nie wszyscy koledzy są skłonni mu w tym pomóc. Oprócz stoczenia walk z śmiercionośnymi bóldożercami, bohater będzie musiał rywalizować z niesprzyjającym mu Garry'm.
(Źródło: fdb.pl)
Co do przebiegu akcji, raczej nie ma większych zarzutów. Rozwija się dość dynamicznie i jest trzymająca w napięciu. Jak dla mnie jednak początek jest nieco za długi, choć rozumiem, że celem mogła być chęć pokazania jak wyglądało życie w Strefie (czyli na pozór bezpiecznej części Labiryntu) przed przybyciem głównego bohatera.
(Źródło: youtube.com)
Zaangażowanie do filmu szereg "nowych twarzy" oceniam na plus. Niektóre z nich znamy z kilku wcześniejszych produkcji ("Teen Wolf", "To właśnie miłość" czy "Millerowie"), ale umówmy się - to w "Więźniu labiryntu" mogą pokazać się światu w pierwszoplanowych rolach. Zatrudnienie nieznanych aktorów częściowo pewnie było podyktowane wiekiem postaci (głównie nastolatkowie). Lecz można było wziąć w ich miejsce Zaca Efrona, Roberta Pattinsona czy Dave'a Franco, których jest już na pęczki w innych produkcjach! Dobrze więc, że wyszło jak wyszło - to mnie przyciągnęło do kina i nie rozczarowało :) [Dobrze ogląda się Dylana O'Briena jako Thomasa, Ki Hong Lee jako Mihno czy pucowatego Blake'a Coopera jako Chucka.]
"Więzień labiryntu" zasłużyłby na solidną, dość wysoką notę (zapewne 7/10), gdyby nie do cna patetyczny finał. Rozwiązanie zagadki - choć raczej zaskakujące - było na wskroś amerykańskie. Trochę przypominało mi końcówkę "Olimpu w ogniu" czy "Świat w płomieniach".
Na dodatek nie wszystko - pod względem fabularnym - mi się tam kleiło. Może fakt, że nie czytałam książki jakoś negatywnie rzutował na odbiór filmu, może szczegóły pokazano zbyt ogólnie/chaotycznie, a może po prostu to, co usłyszałam i zobaczyłam było dla mnie niewystarczające. Bez względu na powód, ostatnie minuty seansu to podrzędna rozrywka. Jednak wcześniejsze 1,5h filmu ogląda się przyzwoicie na tyle, żeby nie skreślić zupełnie "Więźnia labiryntu" i przyznać mu notę "średni" (5/10).
(Źródło: youtube.com)
"Więzień labiryntu" zasłużyłby na solidną, dość wysoką notę (zapewne 7/10), gdyby nie do cna patetyczny finał. Rozwiązanie zagadki - choć raczej zaskakujące - było na wskroś amerykańskie. Trochę przypominało mi końcówkę "Olimpu w ogniu" czy "Świat w płomieniach".
Na dodatek nie wszystko - pod względem fabularnym - mi się tam kleiło. Może fakt, że nie czytałam książki jakoś negatywnie rzutował na odbiór filmu, może szczegóły pokazano zbyt ogólnie/chaotycznie, a może po prostu to, co usłyszałam i zobaczyłam było dla mnie niewystarczające. Bez względu na powód, ostatnie minuty seansu to podrzędna rozrywka. Jednak wcześniejsze 1,5h filmu ogląda się przyzwoicie na tyle, żeby nie skreślić zupełnie "Więźnia labiryntu" i przyznać mu notę "średni" (5/10).
0 komentarze