facebook instagram filmweb

Okiem Kinomaniaka

    • Strona główna
    • O mnie
    • .
    • -

    I minął kolejny festiwal. W niedzielę, 30 listopada zakończono Festiwal Filmów Rosyjskich "Sputnik nad Wisłą". Jury przyznało nagrody. Kto wygrał ósmą edycję?

    (Źródło: sputnikfestiwal.pl)
    Festiwalowe Jury w składzie: Maciej Pieprzyca, Maria Sadowska i Kaja Klimek Grand Prix 8. Sputnika wręczyło filmowi „Jak mam na imię” Niginy Sajfułłajewej, argumentując decyzję „lekkością i bezpretensjonalnością formy oraz psychologiczną wiarygodnością postaci poszukujących własnych korzeni”.
    II Nagroda trafiła do filmu „Dureń” Jurija Bykowa. Obraz doceniono „za drapieżność i bezkompromisowość w ukazywaniu rosyjskiej rzeczywistości oraz sprawność warsztatu reżyserskiego”.
    III Nagroda przypadła obrazowi, który można było obejrzeć już na tegorocznym Warszawskim Festiwalu Filmowym - „Gwieździe” Anny Melikian. Produkcję tę wyróżniono „za trafną diagnozę roli mediów i kultury w kształtowaniu współczesnej tożsamości oraz precyzyjnie skonstruowany scenariusz”.
    (Źródło: sputnikfestiwal.pl)

    Nie obyło się także bez wyróżnień specjalnych. Jury przyznało je aż cztery następującym filmom:-  „Białe noce listonosza Aleksieja Triapicyna” w reżyserii Andrieja Konczałowskiego "za mistrzowskie połączenie realizmu z metafizyką i poetyckością z komentarzem społecznym”,-  „Próba” Aleksandra Kotta „za intrygującą formę i wyjątkową spójność estetyczną",- „Biały mech” Władimira Tumajewa „za wizualną podróż do przemijającego świata na krańcach cywilizacji”,- „Jeszcze jeden rok” Oksany Byczkowej za „emocjonalną wiarygodnością w ukazaniu obrazów z życia małżeńskiego”.

    Podczas tegorocznej edycji serce publiczności zdobył "Dureń" - dramat o prostym hydrauliku mającym uratować mieszkańców starego, zawalającego się hotelu robotniczego.
    (Źródło: sputnikfestiwal.pl)

    Continue Reading

    Jak wygląda azjatycki western? Czy kino Dalekiego Wschodu może być niezmiernie zabawne? I w jaki sposób tajska produkcja jest w stanie podbić serca polskich miłośników kina? Na te i inne pytania odpowiedź znalazłam dzięki "Łzom Czarnego Tygrysa". Seans odbyłam oczywiście w ramach 8. edycji Festiwalu Pięciu Smaków. 


    (Źródło: fdb.pl)

    Samo określenie „tajlandzki/tajski western” brzmi intrygująco. Czego spodziewać się po takim obrazie? Trudno powiedzieć. A poziom zakłopotania i zagubienie wzrasta wraz z doprecyzowaniem, że chodzi o produkcję czerpiącą pełnymi garściami przede wszystkim z dorobku kultowego Sergio Leone i jego spaghetti westernów. Zachowajcie jednak spokój – szaleńcza mikstura Wisita Sasanatienga wyszła naprawdę dobrze! 

    (Źródło: youtube.com)

    Dum jest odważnym wojownikiem, jednym z najbardziej zaufanych ludzi niebezpiecznego zbira grasującego w okolicy. Jak się okazuje główny bohater pochodzi z ubogiej, farmerskiej rodziny i już za młodu zaznał ciężkiej pracy. W bliżej niewyjaśnionych okolicznościach dołączył do szajki, przyjął pseudonim Czarnego Tygrysa i momentalnie wyszedł na jej prowadzenie. To spowodowało pewien konflikt z dotychczasowym ulubieńcem przywódcy gangu, tylko pozornie wciąż będącym najlepszym kompanem Duma.

    Już w pierwszych scenach poznajemy głównego bohatera jako zdecydowanego, szybkiego i nieustraszonego rewolwerowca. Niemal od razu widzimy też jego romantyczne oblicze. Mężczyzna jest bowiem szaleńczo zakochany w przyjaciółce z dzieciństwa - pięknej Rumpoey, córce miejscowego bogacza. Niestety ojciec chce ją wydać za dobrze prosperującego policjanta, do którego dziewczyna absolutnie niczego nie czuje. Tragedia goni tragedię, a krew miesza się tutaj ze łzami. 


    (Źródła: bad-taste.pl i piecsmakow.pl)

    Historia prowadzona jest dwutorowo. Część zdarzeń poznajemy chronologicznie, resztę zaś wyjaśniają liczne wycieczki retrospektywne głównego bohatera. Dzięki temu zabiegowi wyjaśnia się co tak naprawdę łączy Duma i Rumpoey.

    Co jednak najciekawsze, „Łzy Czarnego Tygrysa” wzbogacono o przedziwną formę wizualną. Mamy do czynienia z bajkowymi kolorami i komiksowymi zdjęciami. Stylistyka jest równie nietypowa co poziom melodramatyzmu niektórych scen. Karykaturalne gesty, przerysowane sceny rożnych deklaracji, ckliwe śpiewanie ballad, krwawe pojedynki, emocjonujące strzelaniny i wartkie pościgi.  A to wszystko okraszone romantyczną, tajską muzyką z dodatkiem komicznego, nieco złowieszczego chichotu zawadiackiej hołoty.  

    Niemal błyskawicznie okazuje się, że produkcja Wisita Sasanatienga trafia w gusta także polskich kinomanów. Bo to, czy pastiszowy western rozbawi odbiorcę do granic możliwości, na szczęście nie jest zdeterminowane pochodzeniem widza. I bardzo namacalnie doświadczyłam tego podczas seansu.
    Tym, którzy przegapili „Łzy Czarnego Tygrysa” szczerze współczuję i zalecam jak najszybsze odkopanie filmu gdzieś w czeluściach legalnego Internetu J


    (Źródło: fdb.pl)

    Continue Reading

    Westernowe pif paf w azjatyckim stylu. Szaleńcza intryga podana w przezabawnej formie. Wen Jing dowodzi, że chińsko-hongkongijska współpraca może przynieść bardzo dobre efekty. 

    (Źródło: beyondhollywood.com)
    Zhang jest znanym przywódcą mafijnej zgrai. Napada na konwoje, okrada bogatych. Wraz ze swoimi wiernymi rzezimieszkami, których traktuje jak ukochanych synów, dokonuje kolejnego skoku. Ma zamiar obrabować pociąg pewnego gubernatora. Jak się okazuje, za gubernatora podaje się drobny oszust, który wielkodusznie zgadza się pomóc Zhangowi w objęciu posady burmistrza dość odległego, prowincjonalnego miasteczka. Szkopuł w tym, że na miejscu Zhang błyskawicznie znajduje groźnego rywala w postaci lokalnego tyrana Huanga, któremu pokłony pokornie oddają miejscowi. Mężczyźni od razu zaczynają bezpardonową rywalizację. Częściowo prowadzą wojnę na miny i gesty próbując zdobyć zaufanie tego drugiego, częściowo zaś podejmują brutalną walkę z użyciem ostrej broni i licznej, uzbrojonej armii. A ich pojedynek o władzę i honor zdaje się nie mieć końca...


    (Źródło: youtube.com)
    Jaki jest film? Przede wszystkim szybki! Jak na tacy dostajemy intrygująca, dobrze napisaną fabułę sprytnie wprowadzająca nowe wątki i kolejne, niespodziewane zwroty. "Niech zatańczą kule" z jednej strony zaskakują bardzo wartką akcją, z drugiej zaś jeszcze szybszymi, równie błyskotliwymi dialogami okraszonymi sporą dawką bardzo dobrego humoru.

    Zadowoleni będą miłośnicy prawdziwego kina akcji. Nie brakuje bowiem licznych pościgów, walecznych pojedynków, krwawych walk i emocjonujących słownych potyczek. A fakt, że produkcja została utrzymana w westernowym klimacie tylko zwiększa apetyt amatorów nietypowych mieszanek gatunkowych.


    (Źródła: nytimes.com i tarstarkas.net)
    Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tak udanej porcji rozrywki. "Niech zatańczą kule" sprawiły, że coraz bliżej mi do azjatyckiego kina, które - jak się okazuje - również potrafi być karykaturalne i zabawne. Film Wena Jinga sprytnie łączy w sobie elementy co najmniej kilku gatunków filmowych (westernu, komedii, kryminału i akcji) tak, że finalnie widz dostaje bardzo smakowity kąsek.  

    (Źródło: planetaua.net)

    *Film można obejrzeć już dzisiaj wieczorem. Seans, zorganizowany w ramach Festiwalu Pięciu Smaków, odbędzie się w Kinie Nowe Horyzonty o 20:00. Polecam! :-)
    Continue Reading

    "Wolny strzelec" to jedna z najgłośniejszych produkcji roku. Przez wielu bardzo wyczekiwana. Dystrybutorzy zarzucali nas superlatywami, którymi ją określano: "przykład wielkiego aktorstwa, które jest przyjemne w oglądaniu", "hołd dla ludzkiej nikczemności i cudowna celebracja mroku", "czarny koń wyścigu oscarowego". Jaki jest odbiór filmu z perspektywy polskiego widza? To proste  równie zachwycający!

    (Źródło: kcci.com)

    Louisa Blooma poznajemy jako życiowego nieudacznika. Kradnie, wplątuje się w bójki, jeździ rozklekotanym autem, w którym przechowuje swoje nielegalne zdobycze. Bezskutecznie poszukuje jakiejkolwiek pracy. Jest osamotniony, zostawiony na pastwę losu. Pewnej nocy staje się świadkiem niebezpiecznego wypadku drogowego. Widzi płonące auto, z którego - narażając własne życie - dwaj policjanci próbują wydostać kobietę. Momentalnie na miejscu zdarzenia pojawiają się łowcy sensacji - ekipa operatorów kręcąca krwawe historie miasta: pożary, morderstwa, rabunki, pościgi. Widząc ogromny potencjał finansowy i zawodowy w takim zajęciu Louis chce jak najszybciej zacząć. Zaopatruje się w odpowiedni sprzęt, skrzętnie zdobywa niezbędną wiedzę i... rusza w pogoń za newsem! 



    (Źródła: film.interia.pl i stopklatka.pl)

    W tej walce o pierwszeństwo przy nagrywaniu rodzinnych dramatów, o najdogodniejszą pozycję przy ofiarach wypadków, o najlepsze ujęcia zmasakrowanych zwłok jest bezwzględny. Widać, że absolutnie nie ma żadnych skrupułów, żadnych zahamowań. Nic go nie ogranicza, nie kieruje się żadnymi normami. Chęć bycia na szczycie to jedyny cel jego istnienia. 
    To karierowiczostwo przejawia się w jego rozmowach z innymi ludźmi. Motywacyjne przemowy kierowane do podwładnego, aspiracyjne wystąpienia przed telewizyjną weteranką - Niną czy rozmowy z głównym konkurentem, pełne są Bo Lou jest genialnym manipulatorem. Potrafi podświadomie wpływać na decyzje innych albo umiejętnie ich szantażować. Widząc konkretne efekty takich działań wie, że ma w swoich rękach ogromną broń, której ani razu nie zawaha się użyć. 


    (Źródła: businessinsider.com i blogs.indiewire.com)

    Tłem dla działań niezrównoważonego Lou jest mroczne Los Angeles. Bo w "Wolnym strzelcu" widzimy Miasto Aniołów z zupełnie innej strony. Nie obserwujemy już miasta wielu możliwości zawodowych, błogiej egzystencji pięknych i bogatych. To przerażający moloch, w którym za każdym rogiem czai się zło. Czasami bardzo wyraźne, bezpośrednie jak drobni złodzieje czy chuligani, innym razem niepozorne, podstępnie wdzierające się do naszych domów.  

    (Źródło: youtube.com)

    Poczucie zbliżającego się niebezpieczeństwa, wzrastającej przestępczości potęgują media. Nieustannie krążą wokół tematów mocnych, brutalnych, groźnych. Usilnie próbują dostarczyć widzom sporą dawkę strachu. Na pierwszych rzut oka motywacja właścicieli stacji telewizyjnych w dostarczaniu złowieszczych informacji może wydawać się całkiem dobra - chcą uświadomić, że nigdzie nie możemy czuć się w pełni bezpieczni i zawsze należy zachować czujność. Ale niezmiernie szybko poznajemy prawdziwe oblicze telewizyjnych kuluarów. Nakręcanie spirali zła występującej coraz częściej w Los Angeles ma zapewnić wyższą oglądalność porannego programu informacyjnego, a tym samym pozytywnie wpłynąć na budżet stacji. Ot, rzeczywistość...

    W tym wszystkim wyraźnie widać bezmiar chciwości. I żądzy władzy. Przez ekran przedziera się upadek jakiejkolwiek moralności. Szczególnie mocno zarysowuje go postać Lou wybitnie zagrana przez Jake'a Gyllenhaala. Już w pierwszych minutach seansu w jego oczach dostrzegamy przerażające podniecenie, gdy staje się naocznym świadkiem ludzkiej tragedii. Błyskawiczna myśl, że na wyłapywaniu podobnych krwawych zdarzeń może dużo zarobić sprawia, że dostaje motywacyjnego kopa i nic nie jest już w stanie go zatrzymać. Do celu dąży po trupach. Dosłownie! Nie oszczędza nikogo. Nawet mając możliwość uratowania czyjegoś życia, nie próbuje, bo nie ma z tego wymiernej korzyści.


    (Źródła: collider.com i ajaylee.wordpress.com)

    Składników, które bardzo pozytywnie wpływają na odbiór filmu jest cała masa. Powalający Jake Gyllenhaal, który - jak dla mnie - nigdy był aktorem z najwyższej półki (po tej roli nominacja do Oskara zdecydowanie mu się należy!!!), wciągająca fabuła osadzona w mieście snów, któremu bliżej jest jednak do miasta koszmarów oraz świetnie napisane dialogi! Część wypowiedzi zwalała widownię z nóg. Niektóre szokowały, inne niezwykle śmieszyły, ale w przerażający sposób, bowiem łączyły element humoru z brutalną rzeczywistością Los Angeles oraz nieobliczalnym Louisem. Nigdy nie było wiadomo, czy to, co mówi jest żartem, błahostką, czy jednak zakamuflowaną formą groźby. 
    I tak jak Nina nie wiem czego spodziewać się po szalonym Louisie w czasie ich wspólnej kolacji, tak widz nie ma pojęcia, co za chwilę może zdarzyć się na ekranie. A to jest wielka zaleta produkcji!

    Continue Reading

    Festiwalowa jesień trwa! Ale to już końcówka. Na najwytrwalszych miłośników filmowych eventów czeka kilkadziesiąt produkcji z Rosji, a to wszystko dzięki 8. edycji Festiwalu Filmów Rosyjskich SPUTNIK NAD POLSKĄ. Organizatorzy zapewnili naprawdę dużo różnorodnych atrakcji. Które rekomenduję? Niemałe zestawienie poniżej :-)


    Z nowości mam chrapkę na mieszankę gatunkową
    . Wśród obrazów, które planuję zobaczyć znalazły się dramaty, komedie, filmy akcji i thrillery. Będzie spora doza napięcia i wzruszeń, niemała dawka śmiechu oraz refleksji. Co więc chciałabym zobaczyć?

    "ÓSEMKA"
    Historia trzech najlereż. Aleksiej Uczitielpszych przyjaciół, którzy po powrocie z armii kontynuują służbę w rosyjskiej jednostce sił specjalnych. Są idealistami, entuzjastami życia marzącymi o prawdziwej miłości. Pewnego razu dość dotkliwie poznają, że świat jest jednak bezwzględny i niesprawiedliwy. Podczas zabawy w nocnym klubie, wdają się w bójkę z ochroniarzami lokalnego kryminalisty. Od tej pory nic nie będzie już takie samo… 
    Rosyjski film sensacyjny pełny dynamicznej akcji, wielkich emocji i porywającej opowieść o szalonej miłości, dla której jest się gotowym na wszystko, i o prawdziwej przyjaźni, która jest w stanie zwyciężyć każde zło.


    (Źródło: esencje, stopklatka.pl)
    "KLASA SPECJALNA"
    reż. Iwan I. Twierdowskij 
    Film o tym, jak wygląda funkcjonowanie niepełnosprawnej młodzieży w rosyjskiej szkole. Czym jest klasa specjalna, kto do niej trafia i czy jest jakikolwiek sposób na zniesienie tego wykluczenia społecznego? Na te i inne pytania stara się odpowiedzieć nam reżyser Twierdowskij.

    (Źródło: youtube.com)

    "WELKOME HOME"
    reż. Angelina Nikonowa 
    Coś, co zdecydowanie przykuło moją uwagę. Produkcja o współczesnych bezdomnych z wyboru, czyli ludziach, którzy w pogoni za sukcesem stracili poczucie przynależności do konkretnego miejsca. Karierowicze, dla których przestało istnieć pojęcie "domu". Czy można zrealizować marzenia o dobrobycie, wyrzekając się przy tym posiadania czegoś więcej niż tylko czterech ścian, w których spędza się samotne noce?

    (Źródło: sputnikfestiwal.pl)
    "OPOWIEŚCI"
    reż. Michaił Segał
    Tekst początkującego pisarza trafia do agencji literackiej i w przedziwny sposób zaczyna wpływać na życie jej pracowników oraz tych, którzy go przypadkowo otwierają. Opisane historie zaczynają być odgrywane w rzeczywistości, a ich postaciami stają się bohaterowie filmu. Co ciekawsze, każda z czterech nowel prezentuje inną formę: thriller, absurdalną komedię, melodramat i satyrę społeczną.


    (Źródło: youtube.com)

    "PORTIER"
    reż. Arkadij Jachnis
    On jest portierem w restauracji „Metropol”, ale także członkiem grupy kryminalnej, która porywa dzieci z bogatych domów. Pewnego dnia w mieszkaniu pojawia się zakładniczka – piękna 25-letnia dziewczyna… Między nią a porywaczem pojawia się dziwna zależność: ona jest całkowicie zdana na jego łaskę i niełaskę, on zaś odnajduje w niej rozmówcę, któremu może się wyspowiadać…


    (Źródło: sputnikfestiwal.pl)
    "GORZKO!"

    reż. Żora Kryżownikow
    Natasza i Roma marzą o gustownym ślubie na plaży. Są młodzi i nowocześni, stronią od przaśności. Jednak ojczym przyszłej panny młodej lubuje się w tradycji i nie pozwoli na odejście od normy. Mimo protestów młodych chce zorganizować typowe wesele. Narzeczeni nie dają jednak za wygraną i planują potajemny ślub marzeń. Los chce, że obie uroczystości niespodziewanie połączą się w jedną!
    Rosyjska komedia w reżyserii Żory Kryżownikowa, którego w 2012 roku obwołano odkryciem roku wręczając Nagrodę Rosyjskiej Akademii Sztuki Filmowej „NIKA”.


    (Źródło: youtube.com)

    "DOM WARIATÓW"
    reż. Andriej Konczałowski 
    Czeczenia, czas zbliżającej się wojny rosyjsko-czeczeńskiej. Rzecz dzieje się w szpitalu dla umysłowo chorych. Pewnego dnia - ze względu na coraz brutalniejsze działania militarne - cały personel medyczny opuszcza placówkę, a domem wariatów zaczyna rządzić chaos. Część pacjentów ucieka, reszta ze strachu pozostaje w szpitalu.
    „Dom wariatów” to opowieść o samotności i walce z chorobą, ale przede wszystkim o poszukiwaniu szczęścia, miłości i realizacji marzeń. Zdaniem organizatorów to obowiązkowa filmowa pozycja na Sputniku!
     


    (Źródło: sputnikfestiwal.pl)

    "DZIĘKUJĘ, TATO"
    reż. Hracz Kesziszjan 
    Virgi mieszka w Nowym Jorku. W dniu urodzin dostaje od ojca prezent w postaci gigantycznego spadku o wartości 50 mln dolarów. Odebranie rodzinnej fortuny nie jest jednak takie proste. Zgodnie z ostatnią wolą ojca musi spełnić jeden warunek: znaleźć Ormianina o nazwisku Bargewos i... wyjść za niego za mąż! Jakby tego było mało, na realizację niełatwego zadania ma zaledwie miesiąc. Virgi chwyta byka za rogi i czym prędzej wylatuje do Armenii, gdzie podobno mieszka jeden jedyny Bargewos...

    (Źródło: youtube.com)

    Spośród filmów pokazywanych dotychczas na innych festiwalach (głównie WFF), a których niestety nie miałam jeszcze okazji zobaczyć, wybrałam 2 pozycje.

    "GWIAZDA"
    reż. Anna Melikian

    Tegoroczny dramat, który na swoim koncie ma już kilka festiwalowych tytułów. Opowieść o przeznaczeniu, ludzkich pragnieniach i dziwnych losach, krzyżujących życie różnych bohaterów.


    (Źródło: youtube.com)

    "JAK MAM NA IMIĘ"
    reż. Nigina Sajfułłajewa
    Jak piszą organizatorzy Spuntika, to "film stworzony przez kobiety i o kobietach przedstawiający ich portrety na tle burzliwych relacji międzyludzkich". Przykładem takiej więzi jest przyjaźń nastolatek o całkowicie odmiennych osobowościach. Obserwujemy je podczas podróży na Krym, gdzie jedna z nich ma poznać swojego ojca. W kulminacyjnym momencie dziewczyny... zamieniają się rolami i Sasza podaje się za Olgę. Co z tego wyniknie?

    (Źródło: sputnikfestiwal.pl)
    Jest też kilka starszych produkcji, które przegapiłam na poprzedniej edycji Sputnika albo na które nie załapałam się już na wejściówkę, do obejrzenia zostały mi 3 filmy. Może w tym roku mi się poszczęści :)

    "BĘDĘ PRZY TOBIE"
    reż. Paweł Ruminow

    Wzruszająca historia matki i jej sześcioletniego syna. Inna jest młodą, piękną kobietą, która cieszy się życiem i każdą chwilę stara się spędzać z ukochanym synkiem Mitią. Pewnego dnia zostaje u niej rozpoznana nieuleczalna choroba. Od teraz przygotowuje się na najgorsze i rozpoczyna poszukiwanie...  przyszłych rodziców dla swojej pociechy.
    Film zdobył główną nagrodę 23. Otwartego Rosyjskiego Festiwalu Filmowego „Kinotawr” w Soczi.     


    (Źródło: youtube.com)

    "MAJOR"
    reż. Jurij Bykow

    Policyjny kryminał podejmujący wątek moralny. Żona majora policji Sergieja Sobolewa zaczyna rodzić. Mężczyzna niewiele myśląc pędzi do szpitala. Po drodze powoduje jednak wypadek, w którym śmiertelnie potrąca chłopca. Nagle Sergiej staje przed trudnym wyborem: przyznać się do winy i pójść do więzienia czy zatuszować wszystko i cieszyć się wolnością wraz z żoną i nowo narodzonym dzieckiem?


    (Źródło: sputnikfestiwal.pl)

    "GEOGRAF PRZEPIŁ GLOBUS"
    reż. Aleksandr Wieledinskij

    Po utracie pracy Wiktor wraz z żona i córką przeprowadza się do Perm - niewielkiej miejscowości u stóp Uralu. Choć jest biologiem zostaje zatrudniony na stanowisku nauczyciela geografii. Początki w nowym miejscu są trudne - Wiktor nie jest lubiany przez uczniów, nie dogaduje się również z nauczycielami. Jego jedyną pociechą pozostaje udane życie rodzinne do czasu, gdy żona postanawia wziąć rozwód. Przygnębiony bohater topi smutki w alkoholu. Wkrótce jednak jego życie Wiktora przybiera nieoczekiwanych kolorów.
    Obraz ten zdobył Grand Prix zeszłorocznej edycji Sputnika oraz Grand Prix 24. Otwartego Rosyjskiego Festiwalu Filmowego „Kinotawr” w Soczi.     


    (Źródło: youtube.com)

    Poza ogromnym wyborem filmów uczestnicy 8. edycji Sputnika mają morze atrakcji: wystawy, spektakle, spotkania, koncerty i warsztaty (reżyserskie, kulinarne, fotograficzne).
    Oprócz tego - jak co roku - na najmłodszych czeka Mały Sputnik, czyli liczne wydarzenia dedykowane Waszym pociechom. W weekendy będą wyświetlane bajki i filmy fabularne dla dzieci, w tym te kultowe - "Wilk i Zając" oraz "Miś Uszatek". 

    Szczegółowy program dostępny na stronie.

    Continue Reading

    Dla wielu niedzielny wieczór był wyczekiwaniem na ostatni odcinek pierwszego sezonu "Watahy". Rzekomo jednego z najlepszych polskich seriali ostatnich lat. Czy finał zaskoczył lub zachwycił? Mnie niespecjalnie. Ale przyznaję, że nie było źle...:)


    (Źródło: film.interia.pl)

    Tym, co mnie przyciągnęło do historii o bieszczadzkich strażnikach granicznych była w dużej mierze śmietanka aktorska. Bartłomiej Topa, Marian Dziędziel, Andrzej Zieliński. Do tego Leszek Lichota, do której z bliżej nieokreślonej przyczyny odczuwam sympatię. I siostry Popławskie. Na tym elemencie serialu zdecydowanie się nie zawiodłam! Zwłaszcza, że groźny klimat produkcji skutecznie wzmacniają genialne zdjęcia Bieszczad. Góry spowite mgłą, nieuczęszczane szlaki, puste ulice - to wszystko tylko zwiększa poczucie, że bliżej nieokreślone zło czai się za rogiem. I to się naprawdę udało.


    (Źródło: youtube.com)

    Co jednak oceniam na minus? Głównie rozwiązanie całej zagadki. Ale podkreślam: nie całą fabułę! Mroczna tajemnica elity strażników granicznych, ciekawy rys głównych postaci, sporo niedopowiedzeń oraz emocjonująco prowadzona intryga to także mocne zalety produkcji. Ale samo zakończenie pierwszego sezonu nie jest oszałamiające. Mogę z pełną odpowiedzialnością napisać, że czekałam na to od co najmniej czwartego odcinka.

    Na jednym z blogów przeczytałam, że "do ostatniego odcinka nie wiemy, kto jest winien". Poważnie? Ja jednego z głównych podejrzanych wytypowałam już w drugim odcinku. Pozostali trafiali na listę po kolejnych premierowych emisjach. Owszem, zapętlenie całości wokół wojskowo-mafijnych machlojek było raczej niespodziewane i niewątpliwie interesujące, ale jego finał na pewno nie zalicza się do tych "nie do przewidzenia". Pod tym względem znacznie lepiej wypada przede wszystkim najnowszy polski kryminał - "Jeziorak" (o nim możecie przeczytać TUTAJ). 




    (Źródła: film.onet.pl i telemagazyn.pl)

    Niektórzy zaczną pisać: "Jakie zakończenie pierwszego sezonu? Przecież miał być tylko jeden!". Pewnie, miał być. Ale przeczuwam, że "Wataha" tak szybko nie zniknie z ekranów. Powodów jest kilka. Po pierwsze, serial pobudził i podzielił widzów. Jedni uważają, że jest genialny i upatrują w nim rodzimy odpowiednik "True Detective", inni określają porażką, żenadą albo pomyłką. Takich produkcji nie odrzuca się w niepamięć. Tym bardziej, że punkt drugi właśnie z pamięcią się wiąże: marketingowo rozpalono fanów kryminalnych zagadek i trzymających w napięciu thrillerów, a tych, z ręką na sercu przyznaję, nie mamy pod dostatkiem. Skoro już tak dużo i głośno mówiono o "Watasze" nikt przy zdrowych zmysłach nie odpuści kontynuacji. Tak sądzę. Zwłaszcza, że naprawdę rzadko kiedy powstają miniseriale :) Pamiętacie jakikolwiek w ciągu ostatnich lat?

    To jak, Waszym zdaniem doczekamy się kolejnej części przygód Rebrowa i jego ekipy?


    (Źródło: patriot24.net)

    Continue Reading

    O rosyjskim "Lewiatanie" głośno jest od samego początku. Przede wszystkim ze względu na odważnego reżysera - Andrieja Zwiagincewa oraz jeszcze odważniejszy temat - politykę. O tym, jak trudne są realia współczesnych Rosjan, jak bezduszna bywa władza i jak tragiczny finał miewają ludzkie historie reżyser mówi głównie za pomocą sugestywnego obrazu. 

    (Źródło: wyborcza.pl)
    Kola mieszka z młodą żoną Lilą i nastoletnim synem z pierwszego małżeństwa – Romą. Ma stary dom w dość prowincjonalnym, nadmorskim miasteczku gdzieś w północnej Rosji. Właśnie ten drewniany budynek odziedziczony po przodkach stanowi  jego największy problem. Otóż bezwzględny, proputinowski mer miasteczka usilnie chce zająć grunt, na którym zbudowany dom Koli. Wygrał już nawet sprawę w sądzie, który niezawisły jest jedynie z nazwy. Pogrążonemu w smutku i bezsilności bohaterowi na pomoc przybywa moskiewski prawnik – Dimitri. Nie do końca jest jasne, czy to tylko bliski przyjaciel, czy jednak brat/kuzyn Koli. Pewne jest jednak, że mężczyźni ufają sobie, wspierają się i mimo rozłąki wciąż są sobie bliscy.

    Dimitri rozpoczyna prawny pojedynek z niesprawiedliwą władzą, przy okazji odkrywając przez sobą, rodziną Koli, ale przede wszystkimi przed widzami olbrzymi poziom korupcji, nepotyzmu i tzw. kolesiostwa. Początkowe słowne potyczki stają się coraz agresywniejsze, coraz bardziej niebezpieczne. Widzimy, że rosyjska władza jest niezwykle zaprzyjaźniona z mafijną społecznością. Na domiar złego zniszczeniu ulega również relacja Koli z Lilą, która… wdaje się w romans. 

    (Źródło: youtube.com)
    Główny bohater „Lewiatana” przyrównywany jest do biblijnego Hioba. To trafne skojarzenie, gdyż tak Hiob, jak i Kola, całkiem niespodziewanie zostaje „obdarzony” morzem zmartwień. Problemów przybywa niemalże z dnia na dzień, a rozwiązania wciąż nie widać. Z tą jednak różnicą, że Hiob w kryzysowej sytuacji pozostał niewzruszony w swej wierze i ufności Bogu. Kola w pewnym momencie załamuje ręce, poddaje się. Zaczyna wątpić i płakać. Czuje się opuszczony i oszukany, a wręcz zdradzony. Ze wszystkich stron!

    To sprawia, że tragizm bohatera sięga zenitu. A widz, siedząc wygodnie w kinowym fotelu, zaczyna się nerwowo wiercić, ponieważ nie może dłużej patrzeć na tak brutalną rzeczywistość, która z dość przyjemnego życia uczciwego człowieka momentalnie zrobiła koszmar! Z tego względu, w mojej ocenie, Koli bliżej jest do cervantesowskiego Don Kichota, który sam stanął do walki z góry skazanej na porażkę. Miał jednak więcej szczęścia, bo z beznadziejnego pojedynku wyszedł cało...


    (Źródła: wyborcza.pl i stopklatka.pl)

    Niektórzy zapytają: "Dlaczego widz ma się głęboko przejąć losami Koli? Czemu ma mu współczuć, skoro tak wielu filmowych bohaterów zmaga się z gigantycznymi problemami?". Dzieje się tak ze względu na formę prezentowania poszczególnych fragmentów fabuły. U Zwiagincewa nie tylko sama opowieść jest mocna. Negatywne emocje potęguje przede wszystkim obraz. Chłodny, wręcz surowy. Chwilami na ekranie widzimy naturalistyczne ujęcia: przemocy, zdrady czy alkoholizmu. 
    Bardzo przekonujący są też aktorzy. Szczególnie Aleksiej Sieriebriakow wcielający się w głównego bohatera. Zaledwie po kilkunastu minutach seansu zapomina się, że to fikcyjna postać. Wchodzi w rolę Koli tak gładko, że całość czasami wygląda jak dokument.

    Chociaż najnowsza produkcja Zwiagincewa jest wciągająca i niezwykle zapadająca w pamięć, to zawiera pewne sceny, które swoją rozwlekłością zacierają tę bezduszność i brutalność rosyjskiej rzeczywistości. Lecz rozpatrując je z zupełnie innej perspektywy mogły mieć za zadanie wprowadzenie swoistego poczucia nicości czy pustki życia głównego bohatera, które sypie się na naszych oczach...


    (Źródła: stopklatka.pl i wyborcza.pl)

    „Lewiatana” można traktować dwojako. Z jednej strony to oczywiście bolesna historia zrozpaczonego człowieka. Smutny obraz ludzkiego nieszczęścia mocno przesiąkniętego wódką, zalanego łzami rozpaczy i złamanym sercem. Tragiczny los kogoś, komu ludzka bezwzględność i chciwość złamała życia. Nie tylko doprowadziła do finansowej ruiny, ale przede wszystkim zniszczyła rodzinę.
    Z drugiej zaś strony jest filmem oddającym realia współczesnej Rosji. Rosji, w której mamy do czynienia z panoszącą się, totalnie bezkarną i hipokryzyjną władzą jawnie flirtującą ze środowiskiem gangsterskim, lecz również pokornie uczestniczącą w religijnych obrządkach.  Choć w zasadzie to, co widzimy na ekranie można zapewne przenieść prawie w skali „jeden do jednego” opisując rzeczywistość innych państw zmierzających w kierunku autokratycznym czy wręcz dyktatorskim.

    Czym jest jednak tytułowy lewiatan? To morski potwór, legendarne zwierze z głębin, które opisywano już na kartkach Biblii jako przerażającego, złowieszczego stwora. Czym więc jest lewiatan u Zwiagincewa? To proste. Demonem, przed którym ostrzega nas reżyser jest współczesna Rosja przepełniona nieuczciwością i zachłannością, przesiąknięta zdradą i przemocą. 

    (Źródło: film.onet.pl)

    Continue Reading

    Jak większość miłośników filmu, na "Interstellara" czekałam z niecierpliwością. Może nie od wielu miesięcy, ale z pewnością od kilku(nastu?) tygodni. Już sama myśl o kolejnym dziele jednego z najlepszych współczesnych reżyserów przyprawiała mnie o uczucie ekscytacji. Mimo że tematyka eksploracji kosmosu nie jest tym, co mnie bardzo pociąga w kinie.

    (Źródło: comicbookmovie.com)
    Na seans pobiegłam oczywiście w dniu premiery. Bilety zarezerwowałam już wcześniej i to nie byle gdzie - w samym IMAXie, aby dosłownie każdą sekundę filmu widzieć w jak najlepszej jakości. Pod tym względem absolutnie się nie zawiodłam! Projekcja - i to w dodatku produkcji z gatunku science fiction - była rewelacyjna i przy kolejnym wizualnie pięknym tytule znowu się tam pojawię :-)


    (Źródło: youtube.com)
    O czym opowiada film? O wspaniałomyślnym farmerze (i byłym astronaucie), dzielnym Amerykaninie, wielkim człowieku, który własne życie poświęca tajnej misji ratowania ludzkości. Tym razem od początku wiadomo jednak, że Ziemi - spowitej potężną plagą, borykającej się z niedoborem żywności i anomaliami klimatycznymi - nie można ocalić. Cooper (Matthew McConaughey) w dość zawiły sposób, za przyczyną swojej dorastającej i ogromnie łaknącej wiedzy córki Murphy (Jessica Chastain), dociera do pilnie strzeżonej siedziby NASA, by ni stąd ni zowąd zostać wysłanym w kosmos jako członek ważnej akcji. 
    Czy uda mu się zrealizować plan? Z jakimi problemami będzie musiał się zmierzyć? I jaką rolę odgrywa w tym wszystkim jego córka?

    (Źródło: standbyformicdcontrol.com)
    Choć powyższy opis jest lekko ironiczny, fabuła "Interstellara" nie jest zła. Sam punkt wyjścia i rozwój akcji ogląda się niezwykle przyjemnie. Nie do końca wyjaśniono niektóre kwestie, inne zdarzenia są wysoce nieprawdopodobne, ale jestem w stanie przymknąć na nie oko i po prostu rozkoszować się tym, co serwuje mi reżyser. Do czasu.

    Połowa filmu zdaje się być tą granicą. A dokładniej pierwsze przejścia heroicznej załogi w kosmosie. Później niestety były momenty, w których chciałam zawołać z rozpaczą w głosie: "Nolanie, Nolanie, coś Ty najlepszego zrobił?!". O ile początkowo czujemy rosnącą ciekawość, większy lub mniejszy zachwyt i obserwujemy przybierającą niezły kształt intrygę, o tyle później ten szał nad nolanowską produkcją znika. Z jakiego powodu tak się dzieje?

    (Źródło: screenrant.com)
    Głównie ze względu trzy elementy. Przede wszystkim patos. Chwilami jest go po brzegi aż bałam się, że zaleje widownię na sali. Momentów tych może nie było wiele, ale jednak nie tego oczekuje się po filmie reżysera takiej klasy. Zwłaszcza, że wzniosłe treści, patetyczne przemowy, wielkie deklaracje mieszają się z monologami o transcendentnej sile miłości albo wielokrotnie cytowanym wierszem walijskiego poety Dylana Thomasa. 

    Oprócz tego średnia rola Anne Hathaway. Może to wina granej postaci - doktor Brand, która jest z jednej strony bardzo rzeczowa, wykształcona, pewna siebie, a z drugiej ckliwie romantyczna? Może po prostu Hathaway nie sprawdziła się w tym wcieleniu? Trudno jednoznacznie powiedzieć. Efekt jest jednak taki, że momentami aktorka wygląda sztucznie na ekranie. 

    (Źródło: thereelword.net)
    Ostatnim, i jednocześnie największym minusem, jest fabularny miszmasz. I nie zrozumcie mnie źle, ogromnie doceniam stworzenie tak obszernej historii, w której poszczególne wątki są ze sobą tak ściśle połączone. Ta narracyjna układanka to świetny - zresztą na ogół stosowany przez Nolana - zabieg, wyróżniający tego reżysera na tle innych. Co więc uznaję za niewypał? 

    Przede wszystkim skonstruowanie historii na zasadzie perpetuum mobile i związane z tym mówienie o zakrzywieniu czasoprzestrzeni. Nolan uwielbia mieszać ze sobą różne światy, snuć opowieść w odmiennych wycinkach czasu. Ale tym razem równoległość egzystencji różnych wariantów "ja" poszczególnych bohaterów determinowana przez kwestię względności czasu, po ułożeniu nie chce wyglądać sensownie. 
    Ściśle powiązane z tym jest również dwojakie podejście do przedstawiania kwestii naukowych w filmie - mamy niewytłumaczenie jednych zagadnień oraz rzucanie przez bohaterów definicjami innych pojęć, co powoduje dość mocny zgrzyt. 
    Poza tym zarys postaci Murphy jest czymś, co najbardziej kuleje od początku do końca filmu. Żeby nie spolierować nie będę wchodziła w szczegóły. Napiszę tylko, że niektóre decyzje bohaterki są niezrozumiałe i prowadzą nas do punktu, który pasuje Nolanowi koncepcyjnie do całości, a nam nijak współgra z tym, co przekazywane jest w fabule. 
    Jedni mówią/piszą, że w "Interstellarze" nie tak ważna jest ta opowieść, ważne są emocje i artystyczny czy wizjonerski kunszt reżysera. Owszem, to niezwykle istotne elementy, ale nie mogą przesłonić historii, która stanowi punkt wyjścia do ruszenia w tę podróż. Inaczej odnosimy wrażenie, jakbyśmy przez długie tygodnie skrzętnie układali kostkę Rubika i w momencie wykonywania finalnego ruchu, doszli do wniosku, że w zasadzie to, co zbudowaliśmy nie jest tak spektakularne...




    (Źródła: hellotailor.blogspot.com, io9.com i hollywoodreporter.com)
    Na szczęście seans rekompensuje fabularne potknięcia na innych polach. Głównie zachwycają nas olśniewające zdjęcia w wykonaniu Hoyte Van Hoytema ("Szpieg", "Fighter", "Ona"). Niektóre zapierają dech w piersi, inne zaskakują realizmem. Fascynujące jest pokazanie złowrogiej natury Ziemi, która to staje się niebezpieczna dla człowieka oraz nieznanego kosmosu w zimnych, surowych barwach. Dodanie do tego poruszających dźwięków autorstwa jakże genialnego Hansa Zimmera sprawia, że pod względem emocjonalno-estetycznym mamy do czynienia z dziełem wielkiej klasy! I w każdym kadrze namacalnie widać finansowy i techniczny rozmach, z jakim wyprodukowano "Interstellara".



    (Źródła: screenrant.com i mashable.com)
    Niestety, nie jestem w stanie wybaczyć Nolanowi tej zapętlonej opowieści, która rozczarowała mnie trochę swoją końcówką. Spodziewałam się czegoś innego, ale nie mogę sprecyzować dokładnie czego :-) Z pewnością liczyłam na porządną łamigłówkę doprowadzającą do spójnego i logicznego rozwiązania. Dostałam raczej pomieszanie motywów znanych z "Apollo 13", "Armageddona", "2001: Odysei kosmicznej" i "Kontaktu" z domieszką "Znaków" (wybaczcie, ale te niekończące się pola kukurydzy przywiodły mi na myśl atakowanego przez UFO Mela Gibsona). 

    To jak dotąd najbardziej amerykańska wersja Christophera Nolana, której raczej w całości nie kupuję. Mimo świetnej kreacji Matthew McConaughey'a, który w ostatnich latach wznosi się na wyżyny i spisuje na medal (a raczej Oskara) w dramatycznych produkcjach. Mimo wspaniałych obrazów i efektów specjalnych (eksplozje, kataklizmy, wybuchy). Mimo ciekawej i niecodziennej formie przedstawienia nowoczesnych robotów jako urządzeń nieczłekokształtnych.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko liczyć na kolejną produkcję Nolana bardziej zbliżoną do stylu z "Memento" czy "Bezsenności". 


    (Źródła: screenrant.com i wallwidehd.com)

    *Szczegółowy rysunek ilustrujący fabularny miszmasz autorstwa Christophera Nolana znajdziecie TUTAJ. Ale ostrzegam - nie polecam go tym, którzy jeszcze nie widzieli filmu!!!

    Continue Reading
    Newer
    Stories
    Older
    Stories

    Polub na Facebooku

    Śledź na Instagramie

    SnapWidget · Instagram Widget

    Szukaj

    recent posts

    Archiwum

    • ►  2020 (12)
      • ►  października 2020 (1)
      • ►  kwietnia 2020 (1)
      • ►  marca 2020 (3)
      • ►  lutego 2020 (4)
      • ►  stycznia 2020 (3)
    • ►  2019 (27)
      • ►  listopada 2019 (1)
      • ►  października 2019 (3)
      • ►  września 2019 (1)
      • ►  sierpnia 2019 (1)
      • ►  lipca 2019 (4)
      • ►  czerwca 2019 (2)
      • ►  maja 2019 (2)
      • ►  kwietnia 2019 (2)
      • ►  marca 2019 (3)
      • ►  lutego 2019 (3)
      • ►  stycznia 2019 (5)
    • ►  2018 (34)
      • ►  grudnia 2018 (2)
      • ►  listopada 2018 (3)
      • ►  października 2018 (3)
      • ►  września 2018 (3)
      • ►  sierpnia 2018 (4)
      • ►  lipca 2018 (1)
      • ►  czerwca 2018 (3)
      • ►  maja 2018 (3)
      • ►  kwietnia 2018 (3)
      • ►  marca 2018 (3)
      • ►  lutego 2018 (5)
      • ►  stycznia 2018 (1)
    • ►  2017 (38)
      • ►  grudnia 2017 (3)
      • ►  listopada 2017 (4)
      • ►  października 2017 (4)
      • ►  września 2017 (4)
      • ►  sierpnia 2017 (5)
      • ►  lipca 2017 (1)
      • ►  maja 2017 (3)
      • ►  kwietnia 2017 (1)
      • ►  marca 2017 (3)
      • ►  lutego 2017 (4)
      • ►  stycznia 2017 (6)
    • ►  2016 (36)
      • ►  grudnia 2016 (2)
      • ►  listopada 2016 (5)
      • ►  października 2016 (6)
      • ►  września 2016 (5)
      • ►  sierpnia 2016 (2)
      • ►  maja 2016 (1)
      • ►  kwietnia 2016 (8)
      • ►  marca 2016 (3)
      • ►  lutego 2016 (1)
      • ►  stycznia 2016 (3)
    • ►  2015 (57)
      • ►  grudnia 2015 (4)
      • ►  listopada 2015 (9)
      • ►  października 2015 (4)
      • ►  września 2015 (4)
      • ►  sierpnia 2015 (3)
      • ►  lipca 2015 (2)
      • ►  czerwca 2015 (2)
      • ►  maja 2015 (6)
      • ►  kwietnia 2015 (6)
      • ►  marca 2015 (5)
      • ►  lutego 2015 (6)
      • ►  stycznia 2015 (6)
    • ▼  2014 (75)
      • ►  grudnia 2014 (8)
      • ▼  listopada 2014 (12)
        • Sputnik zakończony!
        • Zakochany rewolwerowiec
        • Komedia made in China
        • Szaleńczy pościg
        • Rosyjski zawrót głowy
        • Przekroczyć granicę
        • Walka z wiatrakami
        • Misja: KOSMOS
        • Orientalne klimaty - Festiwal 5. Smaków
        • Hollywoodzkie bagno
        • Ja, rasista!
        • Warszawski Festiwal Filmów o Tematyce Żydowskiej
      • ►  października 2014 (17)
      • ►  września 2014 (15)
      • ►  sierpnia 2014 (5)
      • ►  lipca 2014 (1)
      • ►  czerwca 2014 (7)
      • ►  maja 2014 (2)
      • ►  kwietnia 2014 (5)
      • ►  marca 2014 (2)
      • ►  stycznia 2014 (1)
    • ►  2013 (11)
      • ►  listopada 2013 (1)
      • ►  października 2013 (4)
      • ►  września 2013 (1)
      • ►  lipca 2013 (1)
      • ►  czerwca 2013 (1)
      • ►  kwietnia 2013 (3)
    • ►  2012 (21)
      • ►  grudnia 2012 (3)
      • ►  listopada 2012 (10)
      • ►  października 2012 (5)
      • ►  kwietnia 2012 (2)
      • ►  marca 2012 (1)

    Obserwatorzy

    Subskrybuj

    Posty
    Atom
    Posty
    Komentarze
    Atom
    Komentarze

    Czytam

    • Apetyt na film - blog filmowy
      Hello world!
      3 tygodnie temu
    • KULTURALNIE PO GODZINACH
      My Master Builder | Wyndham’s Theatre, London
      4 tygodnie temu
    • Z górnej półki
      Zielone Botki: Stylowe i Wygodne Buty na Każdą Okazję
      1 rok temu
    • FILM planeta
      FILMplaneta powraca!
      2 lata temu
    • ekran pod okiem
      A Virtual Reality Soldier Simulator
      5 lat temu
    • pocahontas recenzuje
      "Cheer" - serial Netflixa
      5 lat temu
    • Po napisach końcowych
      Październik w kinie (Joker, Był sobie pies 2, Czarny Mercedes, Boże Ciało, Ślicznotki, Zombieland: Kulki w łeb)
      5 lat temu
    • Filmowe konkret - słowo
      Dom, który zbudował Jack (2018) – wideorecenzja
      6 lat temu
    • skrawki kina
      ROMA
      6 lat temu
    • In Love With Movie
      9. Festiwal Kamera Akcja - relacja
      6 lat temu
    • WELUR & poliester
      „Casablanca” x Scenograficzne Szorty
      7 lat temu
    • movielicious - blog filmowy
      15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
      10 lat temu
    • Skazany na Kino
      Zodiak (2007)
      10 lat temu
    Pokaż 5 Pokaż wszystko
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Labels

    Oskary Sputnik WFF dokument dramat festiwal kino akcji kino europejskie kino polskie kryminał serial
    facebook instagram filmweb

    Created with by BeautyTemplates

    Back to top