Ostatni sprawiedliwi
23:08
Kumulacja lubianych postaci i to w jednym z najważniejszych bitew o ocalenie świata. Chociaż fabuła brzmi dość infantylnie, a bohaterom trochę na siłę próbowano dodać kilka drobnych przywar, seans "Ligi Sprawiedliwości" trzeba zaliczyć do tych raczej udanych.
Po śmierci Supermana świat pogrążył się w smutku. W głębokiej żałobie trwają głównie ukochana i matka Kryptończyka, zaś Batman rozpoczyna poszukiwania ludzi o tajemniczych talentach. Chce zaangażować ich do nowej ekipy ratującej świat. Ochoczo dołącza do niej Wonder Woman, która jako pierwsza rozpoznaje sygnały alarmowe o pierwszych atakach Steppenwolfa - tyrana z zaświatów.
(Źródło: youtube.com)
Szczerze mówiąc trudno jednoznacznie wskazać mocne plusy produkcji. Ani scenariusz nie jest zaskakujący, ani tempo akcji nie oszałamia. Główni bohaterowie też nie powalają - są niestety mocno papierowi, brakuje im charakteru. Każda z postaci zdaje się mieć wyłącznie jedną cechę wyróżniającą (jeśli w ogóle ją ma!). Wonder Woman jest po prostu śliczna (szczerze - nie mogłam oderwać od niej wzroku!), Flash zabawny, a Aquaman ma cięty język. U reszty trudno nawet zdefiniować ową cechę szczególną.
Choć do udziału w produkcji zaangażowano pewną część hollywoodzkiej śmietanki, "Liga Sprawiedliwości" aktorsko kuleje. Głównie ze względu na angaż Bena Afflecka, który jest Rasiakiem aktorstwa. Tak drewnianego superbohatera chyba nikt nigdy nie zagrał. Serce mnie boli tym bardziej, że ponownie (oby po raz ostatni!) wciela się on w postać Batmana, do którego od zawsze mam słabość. No cóż...
Mimo pewnych braków i niedociągnięć oraz ogólnej przewidywalności film ogląda się raczej dobrze. To dla mnie spore zaskoczenie, bo nie liczyłam nawet na to, że będę się dość dobrze bawiła. Jeśli więc poszukujecie produkcji czysto rozrywkowej, a przy tym zupełnie nieskomplikowanej, "Liga Sprawiedliwości" da radę. Zwłaszcza w wersji 3D.
0 komentarze