Parszywa wojna
23:45David Ayer ma na swoim koncie kilka porządnych filmów. "Bogowie ulicy", "Szybcy i wściekli" czy kultowy wręcz "Dzień próby" to tytuły, które same się bronią. Wtedy kiedy jest taka potrzeba, choć zwykle nie ma powodów do obszernego argumentowania dlaczego są uważane za kawał solidnego kina akcji. Czy dość dobra passa reżysera utrzymała się również podczas realizowania "Furii"?
II wojna światowa. Teren nazistowskich Niemiec. Załoga amerykańskich żołnierzy szykuje się do ostatecznego starcia z wrogiem. W międzyczasie ma jeszcze uratować jeden z oddziałów, który znalazł się w tarapatach. Wprawieni w boju czołgiści "Furii", doświadczeni w Afryce i na terenie Europy Zachodniej, ruszają wykonać zadanie pod przywództwem sierżanta Wardaddy'ego (Brad Pitt). Niespodziewanie dołącza do nich młodziutki Norman (Logan Lerman), który do tej pory nie miał nic wspólnego z walką. Jego młodzieńczy idealizm momentalnie ściera się z bezwzględnością i brutalnością wojny. A to dopiero początek...
(Źródło: youtube.com)
Bez dwóch zdań mamy tu mroczny obraz wojny. Bohaterowie nie tylko toczą mniejsze lub większe bitwy, ale również grzęzną w błocie, chowają się okopach, są ostrzeliwani w najmniej spodziewanych momentach. Nie uderza nas huk wybuchów granatów i gorączkowe strzelaniny, a przynajmniej nie tak bardzo. Najsilniej zapada w pamięć wojenna "otoczka". Brud, wszechobecne zniszczenie, bezwzględność, brutalność, narastająca frustracja, a z drugiej strony strach i samotność. Po prostu, realizm.
Podejście Ayera można z tego powodu uznać za zbieżne z tym, co przed laty zaprezentował nam Spielberg. Obserwujemy traumatyczne oblicze wojny, moralne dylematy i dramatyczne losy człowieka znajdującego się w centrum militarnych wydarzeń, jak i niegasnący płomyk nadziei na przetrwanie oraz żołnierską solidarność, lojalność.
(Źródło: collider.com)
Każdy z bohaterów jest inny i siłą rzeczy inaczej zachowuje się wobec wojennych realiów. Jeden prawie bezgranicznie ufa swoim umiejętnościom, inny oddaje się w opiekę Boga. Kiedy w ich szeregi wchodzi "nowy", dostrzegamy kontrast życiowych doświadczeń żołnierzy. Ci, którzy w walce spędzili już miesiące bądź lata, oswoili się z jej okrucieństwem. Różnica ta staje się wyraźna na każdym kroku: w zetknięciu ze śmiercią jednego z amerykańskich dowódców czy schwytaniem niemieckiego żołnierza. Norman nie chce zgodzić się na działanie wbrew swojemu sumieniu. Nie akceptuje rzeczywistości, z jaką przyszło mu się zmierzyć. Musi jednak podjąć decyzję, czy ramię w ramię z kolegami z "Furii" będzie walczył o swoje życie, o lepszą przyszłość.
Ayer przygotował dobrą wojenną pozycję. Sama w sobie jest spójna, przekonująca i emocjonująca. Rosnące napięcie daje się odczuć nawet siedząc w kinowym fotelu, ale w zestawieniu "Furii" z sztandarowymi tytułami wojennymi ("Szeregowiec Ryan", "Kompania braci", "Czas apokalipsy", "Helikopter w ogniu") nie wypada ona tak dobrze.
Słyszałam głosy, że to niemalże prawdziwy portret wojny, że nie uświadczymy tu typowego dla Amerykanów patosu. Nieprawda! Co więcej, Ayer nie powstrzymał się przed użyciem do bólu typowych motywów. Ogranych już w wielu filmach na różne sposoby. Nie jest to na szczęście powiewająca na wietrze flaga USA, ale kilka innych kwiatków się znajdzie. Bez takich zabiegów całość nie byłabym tak dosłowna i tym samym zostawiała więcej miejsca na refleksję.
Ponadto dodanie miniwątku miłosnego też nie wzbogaca produkcji. Reżyser mógł obyć się bez takiej historii, a fabuła nie straciłaby absolutnie niczego. Wręcz przeciwnie - wówczas byłby to film poświęcony po prostu wojnie. I wydaje się, że wtedy "Furia" miałaby szansę zostać zapamiętaną przez widza na dłużej.
3 komentarze
Nie jestem miłośniczką kina wojennego, na ten film też jakoś specjalnej ochoty nie mam. Nie znoszę wpychanych na siłę wątków miłosnych i ogranych motywów. Widzę, że niewiele stracę, powstrzymując się od seansu.
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Blog Award i zachęcam do odpowiedzi na 11 pytań, które umieściłam na moim blogu. http://refleksjefilmowo-ksiazkowe.blogspot.com/2014/11/liebster-blog-award.html
Dzięki za nominację, może wkrótce uda mi się odpowiedzieć na te pytania :)
UsuńPozdrawiam!
A "Furia" nie jest zła. Ale zdecydowanie spodziewałam się czegoś lepszego.
Ja już zapomniałam, że oglądalam ten film, choć przez cały seans się stresowałam :)
OdpowiedzUsuńAle dużo mięcha było.