facebook instagram filmweb

Okiem Kinomaniaka

    • Strona główna
    • O mnie
    • .
    • -

    Sklasyfikowanie "Głośniej od bomb" nie jest łatwe. Choć pod względem fabularnym mamy do czynienia z dramatem nacechowanym dość mocno psychologicznym klimatem, to warstwa wizualna nosi pewne znamiona artyzmu. Nieco chaotyczne, lekko surrealistyczne wstawki nadają obrazowi Joachima Triera charakteru niszowości, który tylko uszlachetnia produkcję mówiącą głównie o relacjach rodzinnych w tak trudnym, a jednocześnie oczyszczającym momencie jakim jest okres żałoby. 

    (Źródło: aceshowbiz.com)
    Niewielka salka z przygaszonym światłem. Na ekranie monitora krótki film o Isabelle, znanej fotografce wojennej, a przy stole kilka osób wpatrujących się w ekran. Jak się okazuje to przedstawiciele agencji organizującej pożegnalną wystawę prac owej reporterki. Wśród pracowników znajduje się również Gene, mąż kobiety. Jest nieco wzruszony dopiero co obejrzanym materiałem wideo o tragicznie zmarłej ukochanej, ale stara się zachować zimną krew.

    To swoiste podsumowanie życia bohaterki jest wstępem do rozważań nad jej funkcjonowaniem w rodzinie oraz prowadzoną działalnością zawodową, która jest czymś więcej niż tylko pracą. To krótkie wideo biograficzne stanowi punkt wyjścia do głębszego spojrzenia na jej relacje z najbliższymi, ale i na więzi łączące męża oraz synów już po jej odejściu z tego świata.

    (Źródło: youtube.com)

    Fabuła "Głośniej od bomb" jest niejako dwutorowa. Jedna prowadzi nas przez życie Gene'a i dwóch synów głównej bohaterki (Johana i Conrada), druga stanowi swoisty portret reporterki. Ta pierwsza prezentuje sylwetki trzech mężczyzn w tle zajawiając ich rzeczywistość, typową codzienność. Po części obserwujemy ich samym (charakter, temperament, zwyczajne troski), po części zaś w relacjach z innymi. I każdy - choć panowie są zdecydowanie w innych momentach swojego życia (Gene po stracie żony powraca do randkowania, Johan - starszy z synów, jest młodym mężem i ojcem, zaś młodszy mocno przeżywa trudny czas dorastania) - borykają się z przeróżnymi problemami w kontaktach z kobietami. Brakuje im kobiecej rady, bo sami nie potrafią rozmawiać ze sobą o "tych sprawach".
    Każdy na swój sposób radzi sobie z codziennością, ale głównie ze startą jednej z najbliższych osób: żony/matki. Bo obraz Triera to w dużej mierze stadium przeżywania żałoby. Mężczyźni - każdy inaczej - przeżywa ten trudny czas. Jeden próbuje się zdystansować do wypadku sprzed 3 lat, inny idzie w stronę melancholii i stopniowego powrotu do normalnego życia, jeszcze inny wyraża żałobę złością i gniewem.

    Tak najbardziej w "Głośniej od bomb" podobały mi się jednak sceny prezentujące dorobek reporterski głównej bohaterki w połączeniu z jej komentarzem dotyczącym pracy zawodowej. Bo bycie korespondentem wojennym to nie jest zwyczajne zadanie. To wielka misja. Ważna i odpowiedzialna. A wagę tej misji poznajemy w dwóch scenach: podczas wywiadu telewizyjnego z Isabelle, która rozważa czym jest bycie fotoreporterem w strefach konfliktu oraz w czasie rozmowy męża bohaterki z jej wieloletnim przyjacielem i towarzyszem licznych wypraw na Bliski Wschód. W tych momentach dociera do nas, że niektóre zawody znaczą więcej niż inne, a wykonujący je ludzie każdego dnia żyją w rozdarciu między własnym szczęściem a realizacją misji polegającej na pokazywaniu opinii publicznej trudnej rzeczywistości społeczeństw z krajów objętych wojną.



    (Źródło: ars.pl i kulturalniepogodzinach.pl)
    Pod względem technicznym "Głośniej od bomb" nie jest typowym filmem fabularnym skoncentrowanym wokół tematyki rodzinnej. Reżyser trochę bawi się w nim formą. Pokazuje część zdarzeń z różnych punktów widzenia stosując perspektywę innych bohaterów, śmiało wprowadza elementy nieco absurdalne, a swoim bohaterom (zwłaszcza postaci Conrada) nadaje jakieś znamię niecodzienności. Ta "dziwność" ma jednak swoje przyczyny. Szczególnie zaś w odniesieniu do młodszego z synów. Jest bowiem sposobem radzenia sobie ze stratą, i to taką największego kalibru - utratą jednej z najbliższych osób. 

    Wybierając się więc na "Głośniej od bomb" śmiało możemy oczekiwać kina wysokich lotów, które cechuje dobra historia świetnie zagrana (chapeau bas dla Isabelle Huppert!) poprowadzona w przemyślanych, ale i nieco nietypowy sposób. Nikt nie powinien być zawiedziony.

    (Źródło: filmweb.pl)

    Continue Reading

    W ramach Tygodnia Kina Hiszpańskiego zdecydowałam się na seans stricte romantyczny. Ale z domieszką komediową. Przekonały mnie do niego dwa główne czynniki: zabawny trailer pełen klimatu miłosnego zauroczenia oraz angaż Quima Gutiérreza, którego świetną rolę pamiętam z rewelacyjnej produkcji "Granatowyprawieczarny".

    (Źródło: muranow.gutekfilm.pl)
    On - raczej przystojny, dość intrygujący, inteligentny, zabawny. Ona - ładna, pogodna, wrażliwa  i urocza. Ich losy splatają się absolutnie przypadkiem, i to tak (rzekomo) romantycznie - w bibliotece. Od słowa do słowa stają się sobą zauroczeni, a ich znajomość przybiera rumieńców. Wszystko idzie nadzwyczaj gładko do pierwszej poważnej sprzeczki. Ich kłótnia nie martwi nas jednak aż tak bardzo, ponieważ Marina i Víctor są tylko postaciami z filmu, do którego scenariusz pisze Pablo. Problem w tym, że sam zmaga się z miłosnymi rozterkami, więc jego życie przesycone jest goryczą i samotnością. 


    (Źródło: youtube.com)
    Przez półtorej godziny śledzimy dwie równolegle prowadzone historie: losy scenarzysty borykającego się ze związkowymi problemami oraz zakochanej po uszy pary, która stawia czoła - z sukcesem lub bez - pierwszym problemom pojawiającym się w ich relacji.

    Z ekranu bije znaczna doza ciepła, subtelności i wrażliwości. Oprócz okołomiłosnych emocji mamy również sporą dawkę dobrego humoru, którym reżyser skutecznie dodaje wyrazu produkcji komediowo-romantycznej. Na dodatek, obserwując twórczą pracę Pabla, zderzamy się ze stereotypami i kliszami dotyczącymi miłości, a obecnymi w większości wytworów (głównie filmowych) współczesnej kultury. Jest to więc całkiem mądra, a jednocześnie wciąż lekka i przyjemna propozycja w zasadzie dla wszystkich: tak cyników, jak i romantyków.



    (Źródło: sensacine.com)
    Continue Reading

    Álex de la Iglesia wie jak się robi filmy! Co więcej, zna się na czarnym humorze. Oraz surrealizmie. Umiejętnie wprowadza nas w świat swoich postaci, z którymi przeżywamy wszystkie absurdalne zdarzenia poznając z jednej strony telewizyjną rzeczywistość, z drugiej prawdziwe oblicze zróżnicowanej grupy bohaterów jego opowieści.


    (Źródło: hollywoodreporter.com)
    Telewizyjne studio. Nagranie bankietu sylwestrowego. Na scenie taneczne grupy, muzyczne gwiazdy oraz dwoje prezenterów co chwilę dogryzających sobie nawzajem. Na widowni rzesza eleganckich, roześmianych statystów od wielu dni odgrywających role rozkosznych uczestników fenomenalnej zabawy, która odbywa się pod dyktando reżysera planu. Na jego znak wszyscy głośno się śmieją, energicznie klaszczą albo wymieniają namiętnymi pocałunkami. Wszyscy w imię sukcesu produkcji, dzięki której poszczególni bohaterowie chcą coś dla siebie ugrać.


    (Źródło: youtube.com)

    Na ekranie śledzimy losy przedziwnych postaci: narcystycznego, do bólu metroseksualnego, pseudopiosenkarza i jego racjonalnego managera-karła, dwóch dość głupich, ale i wyrachowanych przyjaciółek, przynoszącej pecha piękności, walczącej o zawodowe uznanie pary telewizyjnych prezenterów, typowego przeciętniaka, a także wielkiego gwiazdora muzyki, którego skrycie przeraża zbliżający się koniec kariery, zdominowanego przez niego syna oraz psychofana wokalisty.

    W kolejnych scenach wyrywkowo poznajemy cechy poszczególnych bohaterów. Jedni są na wskroś naiwni, dobroduszni i pomocni, innych wyróżnia cynizm, egoizm oraz chciwość. Dialogi ociekają czarnym humorem i odrobiną sarkazmu, a akcja pędzi jak szalona. Wraz z rozwojem fabuły przyśpiesza montaż, a kolejne sceny stają się przesycone ruchem. Z pozoru idealnie zaplanowany i początkowo świetnie prowadzony bankiet z czasem zmienia się w chaotyczne show, nad którym już nikt nie jest w stanie zapanować. Co gorsza, nikt nie umie także przewidzieć szkód, jakie wyrządzi.


    (Źródło: warszawa.pl)
    Najnowsza propozycja reżysera utrzymana jest więc w charakterystycznej dla niego, nieco surrealistycznej konwencji, za pomocą której próbuje przekazać uniwersalną prawdę o ludziach. O tym, że żądza władzy, pieniędzy, popularności ma momentami nawet śmiercionośną siłę, a opinia większości zwykle niewiele ma wspólnego z racjonalną oceną rzeczywistości.

    "Ta noc jest moja" nie wypada tak rewelacyjnie jak "Życie to jest to", w którym każdy element - począwszy od scenariusza, poprzez grę aktorską, dialogi, zdjęcia, na montażu kończąc - jest przemyślany i dopracowany. Niemniej to wciąż porządne, hiszpańskie kino gatunkowe, które nieczęsto mamy możliwość oglądać w polskich kinach.



    (Źródło: blogdecine.org i labutaca.net)
    Continue Reading

    Rozkosz kinomanów trwa! Jedne festiwale się kończą, kolejne za moment wystartują. Specjalnie dla Was przestudiowałam już rozkłady jazdy dwóch kolejnych eventów: Wiosny Filmów (15-24.04) oraz Afrykamery (18.04-8.05). Sprawdźcie, czego nie można przegapić!

    (Źródło: iphias.com)

    Wiosna Filmów rozpoczyna się już w piątek uroczystym pokazem francuskiego dramatu pt. "Subtelność". Potem, przez kolejnych 10 dni, będziemy mogli obejrzeć ponad 70 produkcji z całego świata! 

    Przeglądając harmonogram bardzo trudno było mi wybrać tych kilka filmów, na które będę mogła się udać. Poniżej 3 tytuły, na które czekam z niecierpliwością!


    1. Francuski dramat "Co przynosi przyszłość", reż. Mia Hansen-Løve


    Opowieść o życiu, naszych wyborach, marzeniach, pasjach i nadziei na lepsze jutro nagrodzona w Berlinie statuetką Srebrnego Niedźwiedzia za reżyserię.



    (Źródło: youtube.com)


    2. Duńsko-francuska produkcja "Głośniej od bomb", reż. Joachim Trier

    Historia rozliczenia się rodziny tragicznie zmarłej dziennikarki wojennej z jej życiem, pracą zawodową i głęboko skrywanymi tajemnicami, które wypływają 3 lata po jej śmierci, przy okazji rocznicowej wystawy jej prac. Najlepszy film ubiegłorocznego MFF w Sztokholmie, prezentowany na festiwalach na całym świecie.



    (Źródło: wiosnafilmów..pl)

    3. Francuski dramat "Z podniesionym czołem", reż. Emmanuelle Bercot

    O sile młodzieńczej miłości i potrzebie autorytetów. Klasyczny obraz o burzliwym okresie dorastanie, kiedy młody człowiek kwestionuje wszelkie wartości i szuka własnej drogi oraz pomysłu na siebie.
    Film zgarnął aż 8 nominacji  do tegorocznych Cezarów, a debiutujący w nim chłopiec otrzymał tytuł „Najbardziej obiecującego aktora”!
    (Źródło: youtube.com)

    Część propozycji pokazywanych w ramach tegorocznej Wiosny Filmów miałam szczęście już zobaczyć. Niektóre z nich nawet opisywałam na blogu. Wśród nich: Młodość, Mustang, czy Pokój. Nie przegapcie jednak innych, do których jeszcze nie zdążyłam naskrobać recenzji, a które są naprawdę godne uwagi! Przede wszystkim to "Stare grzechy mają długie cienie", "Demon" i "El clan", o którym opowiadałam w marcowym odcinku "Na co do kina" (wideo jest TUTAJ).

    Harmonogram pokazów dostępny jest TU, ale nie zapominajcie także o innych wydarzeniach towarzyszących przeglądowi :)

    (Źródło: krk.tv)

    Drugim eventem, który rozpocznie się w połowie kwietnia jest przegląd kina z Czarnego Lądu - Afrykamera. Wydarzenie startuje 18.04 i potrwa aż do 8.05, ale uwaga: jest podzielone na kilka części, które w różnych terminach odbywa się w największych miastach Polski. Edycja warszawska trwa do 26.04.

    W programie przewidziano tak seanse filmowe, jak i spotkania towarzyszące: koncerty, wystawy, spotkania z twórcami. 

    Mnie osobiście bardzo kusi pokaz otwarcia - "Hedi", czyli historia o niełatwej miłości, która rodzi się między Tunezyjczykiem i Europejką kilka lat po Arabskiej Wiośnie. Czy uczucia głównego bohatera są szczerze? Z tym pytaniem będziemy zmagać się już w poniedziałek 18.04 podczas pierwszego dnia festiwalu.

    (Źródło: youtube.com)

    Czekam również na film "Ludzie duchy" Martyny Wojciechowskiej, w którym dziennikarka przedstawia dyskryminację albinosów, jaka ma miejsce w społeczeństwie tanzanijskim. Ci ludzie nie tylko są piętnowani, ale wręcz walczą o przetrwanie. Amulety stworzone z ich ciała mają przynosić szczęście...

    Po seansie zaplanowano rozmowę z dziennikarką, która za swój obraz dostała Złotą Nimfę dla najlepszego dokumentu na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Telewizyjnych w Monte Carlo.


    (Źródło: qultqultury.pl)
    Pełen program znajdziecie TUTAJ.

    Continue Reading

    Nietypowy, przedziwny, intrygujący. Aż braknie przymiotników, gdy chce się opisać "Hardcore Henry", nowość z pogranicza kina akcji i science-fiction, którą od piątku możemy oglądać w kinach. Film pochłania całą atencję widza, wręcz wsysa go szaloną fabułą zaserwowaną w iście nowatorski sposób. I uwaga: piszę to ja, sceptyczka nielubująca się w grach komputerowych ani obrazach o futurystycznej wizji świata.

    (Źródło: youtube.com)
    Tytułowy bohater jest żołnierzem wskrzeszonym do życia za pomocą tajemniczy, innowacyjnych metod z pogranicza medycyny i technologii. Niczego nie pamięta, a do rzeczywistości powraca dzięki pięknej żonie, która jest również zdeterminowanym naukowcem walczącym o dobro ukochanego. Jak się okazuje Henry'ego poszukuje niebezpieczny psychopata o niewyjaśnionej mocy i jego zgraja. Nie ma lekko, trzeba walczyć, uciekać i strzelać na potęgę :)

    (Źródło: youtube.com)

    Przyznam, że mnie samą zaskoczył fakt, że "Hardcore Henry" tak bardzo mi się podobał. Na seans wybrałam się z czystej ciekawości jak wygląda obraz w całości zrealizowany z punktu widzenia głównego bohatera. Takie podejście do filmowania jest niebywale intrygujące, ale obawiałam się, że równie mocno będzie... męczące. Bo jak długo jesteśmy w stanie śledzić fabułę z tego samego punktu widzenia? Okazuje się, że długo! I to nawet, jeśli nie pałamy miłością do gier komputerowych, nie spędzamy w ogóle czasu w wirtualnej rzeczywistości i nie grywamy w strzelanki pierwszoosobowe (FPS). 

    Powodem, dla którego obraz Ilya Naishullera ogląda się tak dobrze jest również świetny scenariusz. Po części na myśl przywołuje "Robocopa", "Uniwersalnego żołnierza" i "Adrenalinę". To wybuchowa mieszanka zawierająca świetne sceny walki, karkołomnych wyczynów kaskaderskich i szaleńczych pościgów, a okraszona rewelacyjnym, miejscami ironicznym, humorem! Jest miejsce na absurd, odrobinę seksizmu oraz mnóstwo przemocy. Zapewniam, nie tylko męska część widowni wyjdzie zachwycona!




    (Źródła: technobuffalo.com i actiongogo.com)

    Continue Reading

    Nic tak nie ogranicza człowieka jak uprzedzenia. Obejrzany dość dawno turecki film o ich narodowych poetach zapamiętałam jako dwugodzinną męczarnię. Kolejne podejście do obrazu "made in Turkey" wymagało ode mnie zerwania z tą niesprawiedliwą niechęcią. I bardzo się cieszę, że to mi się udało. Bowiem "Mustang" wyreżyserowany przez Deniz Gamze Ergüven  zasługuje na naszą uwagę. Nie bez powodu otrzymał nagrodę dla najlepszego filmu europejskiego na festiwalu w Cannes.


    (Źródło: filmfestivals.com)
    Turcja. Niewielka nadmorska miejscowość. Duży dom, a w nim babcia i wujek wychowujący pięć dziewcząt. Osierocone dziewczynki wzrastają w atmosferze powszechnych konwenansów i pruderii, a żelazne zasady moralne raz subtelniej, zwykle jednak agresywnie, wpajają im do głowy prawni opiekunowie. Tu nie ma miejsca na dziecięce żarty, młodzieńcze zabawy, pierwsze - wciąż niewinne - nastoletnie flirty. Każde spojrzenie musi być pokorne, każdy gest czysty, a myśl bezgrzeszna. Wszystko może łatwo zostać zinterpretowane jako seksualna aluzja, a w praworządnym, wiernym islamowi, tureckim społeczeństwie (zwłaszcza tym z małej wioski) nie przystoi zajmować się sferą erotyczną. Za takie zachowania srogo karze się każdego, nawet dziecko.


    (Źródło: youtube.com)
    W filmie Ergüven obserwujemy pięć sióstr: Sonay, Selma, Ece, Nur i Lale. Ich głęboka relacja widoczna jest już na pierwszy rzut oka. Możemy tylko przypuszczać, że ta więź została umocniona tragicznym wydarzeniem, jakim była utrata rodziców. Dziewczynki są bowiem dla siebie opiekunkami, powiernicami największych sekretów, towarzyszkami najbardziej szalonych wydarzeń. Bronią się nawzajem, gdy sąsiadka oskarża je o niemoralne zabawy z chłopcami i bezczelnie donosi o tym ich babci, która sprawiedliwość wymierza przemocą. Niemniej ich postawa względem obowiązkowej nauki przeróżnych prac domowych czy przymusowego ożenku jest odmienna. Jedne niechętnie akceptują rzeczywistość, inne otwarcie protestują. Najodważniejsza, najbardziej niepokorna, a tym samym najbardziej pragnącą wolności jest najmłodsza z sióstr. Lale całą sobą walczy o niezależność. Jej chęć prawdziwej sprawiedliwości, możliwości decydowania o swoim losie, odcięcia się od religijnej zaściankowości widać w oczach. Ta nieujarzmiona siła, nieposkromiona wola walki przenika przez ekran tak, że jako widz zaczynam odczuwać ją w sobie. I wszystkimi emocjami wspieram ją w tym dążeniu. 



    (Źródła: theguardian,com i arsindependent.pl)
    "Mustang" to opowieść o tym, jak ważna jest rodzina i jej wsparcie, a jednocześnie jak bardzo ci rzekomo najbliżsi mogą nas ograniczać. Opowieść o tym, jak potrzebujemy w naszym życiu swobody, przestrzeni, niezależności, a także motywacji do działania i nadziei na to, że poniesiony trud się opłaci. To również film mówiący o fałszywej wstydliwości i hipokryzji, które zatruwają wiele ortodoksyjnych wyznawców różnych religii uzurpujących sobie prawo do oceny moralnej życia innych osób.
    Warstwa techniczna niczemu nie ustępuje tej stricte storytellingowej. Główne role odgrywają tu wspaniałe zdjęcia i montaż, podbijając nasze emocje, zwiększając napięcie, potęgując dramatyzm. Co ciekawe, jakiś czas po seansie pojawiło się wrażenie, że w pewien sposób podejście Ergüven jest bliskie filmom tworzonym przez Xaviera Dolana. Może to za sprawą podobnego rysu głównych bohaterów, może kwestia równie dobrych zdjęć - trudno jednoznacznie powiedzieć.


    (Źródło: hollywoodreporter.com)
    Wybierając się do kina nie sądziłam, że "Mustang" tak bardzo poruszy mnie i tak mocno zapadnie w pamięci. Liczę, że ten pełnometrażowy debiut reżyserki naprawdę szeroko otworzy drzwi jej kariery i będzie zaledwie pierwszy z wielu fantastycznych produkcji, które zrobią spory raban w światowej kinematografii.

    Continue Reading

    I znowu cały kwiecień przesiedzę w kinie. Ale co zrobić? Gdy dookoła mnóstwo fantastycznych przeglądów filmowych nie może być inaczej - trzeba oglądać! Zwłaszcza, że już teraz zaczynają się pierwsze eventy. Póki co przedstawię 3 najbliższe: 16. Tydzień Kina Hiszpańskiego, 13. Święto Niemego Kina oraz 14. Festiwal "Łodzią po Wiśle".

    (Źródło: media2.pl)


    Kawałek Hiszpanii w stolicy jak zwykle zapewni nam Mañana. Po raz 16. przeżyjemy Tydzień Kina Hiszpańskiego, a wraz z nim okazję do zobaczenia aż 14 fantastycznych produkcji z ostatnich 3 lat. Organizatorzy przygotowali propozycje tak bardziej refleksyjne ("Doskonały dzień na latawce", "Isla bonita"), jak i zdecydowanie komediowe ("Zabłąkani", "Jak zostać Baskiem", który widziałam w zeszłym roku --> recenzja TU oraz kontynuację tytułu - "Jak zostać Katalonką").

    Intryguje również thriller "Nieznany", który w mojej głowie budzi konotacje z serią "Transporter" (zobaczymy, czy słuszne), "Nic w zamian" - międzypokoleniowe kino drogi nagrodzone Goyą za najlepszy debiut reżyserski 2016 oraz najnowsza propozycja nietuzinkowego Alexa de la Iglesii pt. "Ta noc jest moja".

    Program znajdziecie TUTAJ.

    (Źródło:pik.wroclaw.pl)

    Powrót do dawnych czasów i starej kinematografii zapewni atmosfera festiwalu "Święto Niemego Kina", odbywającego się w kinie Iluzjon. To prawdziwa rozkosz dla miłośników starego kina oraz seansów z muzyką na żywo! Dokładny plan wydarzenia jest TU.


    (Źródło: youtube.com)

    Klimat studenckiego kina zapewnia chyba jedyny przegląd - "Łodzią po Wiśle". Przez weekend mamy możliwość zapoznania się z twórczością młodych filmowców. Nie wszystko jest najwyższych lotów, nie wszystkie produkcje to perełki, ale niemal w każdej czuć ogromną pasję autorów do X muzy. I wiele z prezentowanych etiud dostarcza widowni niezłą rozrywkę lub odrobinę refleksji.

    Pełen harmonogram eventu dostępny jest TU.


    (Źródło: mat. prasowe)

    Continue Reading

    Z "Moim wielkim greckim weselem 2" jest jak z większością sequeli. Wypada dość przyzwoicie, ale nie przebija "jedynki", która sama w sobie nie była wielkim hitem. Ot poprawna komedia obyczajowa z wiodącym wątkiem romantycznym. Kontynuacja przypominam nam więc podstawową prawdę znaną z pierwszej części przygód Greczynki Touli: najważniejsza jest rodzina. A jeśli płynie w Tobie grecka krew, to rodzina jest zawsze najukochańsza, ale i... najtrudniejsza do zniesienia.

    (Źródło: vox.com)
    Zwariowana grecka familia wraca na ekrany kin. Kilkanaście lat po tym, jak nieco niezdarna i lekko nieprzystosowana do życia Toula znajduje ukochanego i wychodzi za mąż, wracamy do jej nietypowej rodziny. Okazuje się, że główna bohaterka oraz jej mąż wciąż nie mogą uwolnić się od wszędobylskich, wścibskich i trochę męczących krewnych. Natręctwo dużej rodziny to jednak malutki problem w porównaniu z perypetiami, które dopiero mają się zdarzyć. Głównymi wyzwaniami są bowiem: pogodzenie skłóconych rodziców, poprawienie relacji z córką oraz... uzdrowienie własnego związku, w którym płomień miłości dawno wygasł.

    (Źródło: youtube.com)

    Film ogląda się naprawdę przyzwoicie. Dostajemy sporo scen niemalże wyjętych z naszego własnego życia, bo klimat rodzinnych kłótni, nastoletniego buntu i podobnych wrażeń chyba każdy ma za sobą. Jest lekko, dość zabawnie. Z mnóstwem powszechnie znanych prawd "objawionych", które mimo wszystko miło jest usłyszeć po raz kolejny. 

    (Źródło: screenrant.com)
    Z uwagi na wielość bohaterów drugiej części "Mojego wielkiego greckiego wesela" każdy z widzów odnajdzie tu kawałek siebie. Czy to w wiernych tradycji dziadkach, we wścibskiej ciotce-złota rada, w zbyt mocno skoncentrowanych na potomkach rodzicach, czy też w marzącej o samodzielności i niezależności nastolatce.  
    To więc produkcja raczej z tych uniwersalnych. Nadaje się na wypad z przyjaciółką, randkę czy rodzinne wyjście do kina. Bez fajerwerków, ale mimo wszystko całkiem ok.


    (Źródła: vox.com i silverpetticoatreview.com)
    Continue Reading
    Newer
    Stories
    Older
    Stories

    Polub na Facebooku

    Śledź na Instagramie

    SnapWidget · Instagram Widget

    Szukaj

    recent posts

    Archiwum

    • ►  2020 (12)
      • ►  października 2020 (1)
      • ►  kwietnia 2020 (1)
      • ►  marca 2020 (3)
      • ►  lutego 2020 (4)
      • ►  stycznia 2020 (3)
    • ►  2019 (27)
      • ►  listopada 2019 (1)
      • ►  października 2019 (3)
      • ►  września 2019 (1)
      • ►  sierpnia 2019 (1)
      • ►  lipca 2019 (4)
      • ►  czerwca 2019 (2)
      • ►  maja 2019 (2)
      • ►  kwietnia 2019 (2)
      • ►  marca 2019 (3)
      • ►  lutego 2019 (3)
      • ►  stycznia 2019 (5)
    • ►  2018 (34)
      • ►  grudnia 2018 (2)
      • ►  listopada 2018 (3)
      • ►  października 2018 (3)
      • ►  września 2018 (3)
      • ►  sierpnia 2018 (4)
      • ►  lipca 2018 (1)
      • ►  czerwca 2018 (3)
      • ►  maja 2018 (3)
      • ►  kwietnia 2018 (3)
      • ►  marca 2018 (3)
      • ►  lutego 2018 (5)
      • ►  stycznia 2018 (1)
    • ►  2017 (38)
      • ►  grudnia 2017 (3)
      • ►  listopada 2017 (4)
      • ►  października 2017 (4)
      • ►  września 2017 (4)
      • ►  sierpnia 2017 (5)
      • ►  lipca 2017 (1)
      • ►  maja 2017 (3)
      • ►  kwietnia 2017 (1)
      • ►  marca 2017 (3)
      • ►  lutego 2017 (4)
      • ►  stycznia 2017 (6)
    • ▼  2016 (36)
      • ►  grudnia 2016 (2)
      • ►  listopada 2016 (5)
      • ►  października 2016 (6)
      • ►  września 2016 (5)
      • ►  sierpnia 2016 (2)
      • ►  maja 2016 (1)
      • ▼  kwietnia 2016 (8)
        • Żałoba
        • Gdyby w życiu było jak w filmie
        • W telewizyjnych kuluarach
        • Wiosenne festiwale filmowe - part II
        • Niezniszczalny
        • Nieposkromiona wola walki
        • Wiosenne festiwale filmowe - part I
        • Jedz, szalej i wychodź za mąż!
      • ►  marca 2016 (3)
      • ►  lutego 2016 (1)
      • ►  stycznia 2016 (3)
    • ►  2015 (57)
      • ►  grudnia 2015 (4)
      • ►  listopada 2015 (9)
      • ►  października 2015 (4)
      • ►  września 2015 (4)
      • ►  sierpnia 2015 (3)
      • ►  lipca 2015 (2)
      • ►  czerwca 2015 (2)
      • ►  maja 2015 (6)
      • ►  kwietnia 2015 (6)
      • ►  marca 2015 (5)
      • ►  lutego 2015 (6)
      • ►  stycznia 2015 (6)
    • ►  2014 (75)
      • ►  grudnia 2014 (8)
      • ►  listopada 2014 (12)
      • ►  października 2014 (17)
      • ►  września 2014 (15)
      • ►  sierpnia 2014 (5)
      • ►  lipca 2014 (1)
      • ►  czerwca 2014 (7)
      • ►  maja 2014 (2)
      • ►  kwietnia 2014 (5)
      • ►  marca 2014 (2)
      • ►  stycznia 2014 (1)
    • ►  2013 (11)
      • ►  listopada 2013 (1)
      • ►  października 2013 (4)
      • ►  września 2013 (1)
      • ►  lipca 2013 (1)
      • ►  czerwca 2013 (1)
      • ►  kwietnia 2013 (3)
    • ►  2012 (21)
      • ►  grudnia 2012 (3)
      • ►  listopada 2012 (10)
      • ►  października 2012 (5)
      • ►  kwietnia 2012 (2)
      • ►  marca 2012 (1)

    Obserwatorzy

    Subskrybuj

    Posty
    Atom
    Posty
    Komentarze
    Atom
    Komentarze

    Czytam

    • Apetyt na film - blog filmowy
      Hello world!
      3 tygodnie temu
    • KULTURALNIE PO GODZINACH
      My Master Builder | Wyndham’s Theatre, London
      4 tygodnie temu
    • Z górnej półki
      Zielone Botki: Stylowe i Wygodne Buty na Każdą Okazję
      1 rok temu
    • FILM planeta
      FILMplaneta powraca!
      2 lata temu
    • ekran pod okiem
      A Virtual Reality Soldier Simulator
      5 lat temu
    • pocahontas recenzuje
      "Cheer" - serial Netflixa
      5 lat temu
    • Po napisach końcowych
      Październik w kinie (Joker, Był sobie pies 2, Czarny Mercedes, Boże Ciało, Ślicznotki, Zombieland: Kulki w łeb)
      5 lat temu
    • Filmowe konkret - słowo
      Dom, który zbudował Jack (2018) – wideorecenzja
      6 lat temu
    • skrawki kina
      ROMA
      6 lat temu
    • In Love With Movie
      9. Festiwal Kamera Akcja - relacja
      6 lat temu
    • WELUR & poliester
      „Casablanca” x Scenograficzne Szorty
      7 lat temu
    • movielicious - blog filmowy
      15. Tydzień Kina Hiszpańskiego
      10 lat temu
    • Skazany na Kino
      Zodiak (2007)
      10 lat temu
    Pokaż 5 Pokaż wszystko
    Obsługiwane przez usługę Blogger.

    Labels

    Oskary Sputnik WFF dokument dramat festiwal kino akcji kino europejskie kino polskie kryminał serial
    facebook instagram filmweb

    Created with by BeautyTemplates

    Back to top