Krótki metraż też jest fajny!
21:06Po krótki metraż sięgam dosyć rzadko. I mam z tego powodu spore wyrzuty. Bo tak amatorskie, jak i profesjonalne produkcje tworzone w niepełnym metrażu bywają co najmniej tak samo dobre i warte obejrzenia, co te kręcone w pełnym. W tym roku okazja do nadrobienia kilku tytułów była wprost idealna - nominacja do Oskara to coś, obok czego prawdziwy kinoman rzadko kiedy może przejść obojętnie. Co udało mi się obejrzeć?
(Źródło: indiewire.com)
W ostatnich dniach zobaczyłam przede wszystkim "Naszą klątwę” Tomasza Śliwińskiego. Reżyser udokumentował kawałek swojego życia rodzinnego. Sportretował codzienność swoją i swojej żony w obliczu trudnej i nieuleczanej choroby genetycznej ich synka Leosia. Chłopiec cierpi na CCHC, co oznacza, że w czasie snu jego serce przestaje pracować. Rodzice otaczają go nieustanną opieką, ponieważ nigdy nie wiadomo, co może się stać dziecku.
(Źródło: leoblog.pl)
Film może nie jest technicznie idealny. Może nie każdy kadr został dopracowany, a część dialogów niekoniecznie przekonuje czy nadaje się do wykorzystania w produkcji. Niemniej ogromny ładunek emocjonalny przekazywany za pomocą sugestywnego obrazu sprawia, że całość bardzo mnie porusza. Śliwiński próbuje bez upiększania zobrazować „szara rzeczywistość”, z którą musi zmagać
się wraz z żoną.
Odczuwamy więc emocje, które siedzą w bohaterach: rozczarowanie, załamanie, rozżalenie,
pretensje, bezradność, poczucie niesprawiedliwości, strach. Ale i troskliwość,
miłość, wzajemne wsparcie i radość. Ponieważ na przekór wszystkiemu, wbrew ograniczeniom i trudom związanym z chorobą dziecka, starają się żyć normalnie.
Nie jestem pewna, czy film ma realne szanse na zwycięstwo (niestety nie widziałam jeszcze "Joanny", a tym bardziej pozostałych nominowanych produkcji), ale niezmiernie cieszy mnie nominacja do Oskara. I mimo hejtu, jaki zalągł się w sieci (np. forum Filmwebu), gdzie reżyserowi zarzuca się manipulację czy chęć zrobienia kariery dzięki chorobie dziecka i ludzkiej empatii, szczerze mu kibicuję.
(Źródło: wyborcza.pl)
Zupełnie innym obrazem jest brytyjski dramat pt. „Rozmowa” (The Phone Call) w reżyserii Mata Kirkby'ego. To niezwykle subtelny film o samotności i wielkiej miłości zarazem. Bohaterami są nijako dwie pary: staruszek cierpiący z powodu śmierci ukochanej żony oraz
nieśmiali kochankowie, zauroczeni sobą, choć obawiający się wyznać otwarcie swoje
uczucia.
(Źródło: thephonecallfilm.com)
Z ekranu bije prostota. Mamy delikatne kadry, ciekawą grę światłem, świetną Sally Hawkins w roli głównej oraz ciepły głos
starszego pana (bezbłędny Jim Broadbent).
Szczególnie wzruszył mnie finał losów pary staruszków. Reżyser postawił na uroczą metaforę, która - co rzadko się zdarza - doprowadziła mnie do łez! "Rozmowa", chociaż ma w sobie pewne bolesne przesłanie, jakiś smutny ładunek emocjonalny, daje nadzieję!
Obie produkcje są z gatunku kina delikatnego, subtelnego, intymnego. Obie działają na emocje w najwyższym stopniu i mówią o
najważniejszych wartościach, o tym, co w życiu najistotniejsze. Jednak to brytyjski kandydat do Oskara w kategorii krótkometrażowych filmów aktorskich bardziej mnie przekonał i wydaje się mieć większe szanse na zwycięstwo*.
(Źródło: thephonecallfilm.com)
*Tekst powstał w czwartek (19.02), stąd wątki oskarowe opisane w czasie przyszłym :)
0 komentarze